- Mieszko, przynieś antenkę! - krzyknął Heynen do swojego asystenta Michała Mieszka Gogola. - Pamiętajcie, gramy według zasad normalnej siatkówki, nie plażowej - pouczył siatkarzy, którzy szykowali się do wyjścia na piasek boisk Hotelu Arłamów.
W Arłamowie nasza kadra jest od poniedziałku. Ekskluzywny ośrodek wypoczynkowy, choć położony na uboczu, przy samej granicy z Ukrainą, w tym okresie roku tętni życiem i trudno w nim dostać pojedynczy pokój, a co dopiero ponad 20. Nawet mistrzowie świata za swój pobyt muszą płacić normalną cenę.
Heynen chciał jednak, by przed mistrzostwami Europy jego drużyna spędziła kilkanaście dni właśnie pośród malowniczych bieszczadzkich wzgórz. Od kiedy jest selekcjonerem, stara się przełamywać monotonię zgrupowań i nie zostawać w jednym miejscu zbyt długo. W tym roku poza Spałą było Zakopane, teraz jest Arłamów.
ZOBACZ WIDEO Zaczęli od turnieju na piasku. Polscy siatkarze w Arłamowie przygotowują się do mistrzostw Europy
Siatkarze mają tam wszystko, by nie czuć nudy - minigolfa, tor jeździecki, trasy rowerowe, nawet specjalny staw do łowienia ryb, który na pewno przypadnie do gustu miłośnikowi wędkarstwa Wilfredo Leonowi. Ale przede wszystkim mają halę sportową i boisko do "plażówki". W pierwszych trzech dniach pobytu korzystali głównie z tego drugiego.
Czytaj także:
Pierwsza porażka Polek w ME siatkarek. Jacek Nawrocki: Nie wykorzystaliśmy potencjału
Zuzanna Efmienko-Młotkowska: Mecz z Belgią przeszedł nam koło nosa
- Na początku tylko ja zaczynałem zgrupowania od treningów na piasku. A teraz widzę, że robi to coraz więcej zespołów - mówił Heynen, mistrz zmieniania reguł i niszczyciel siatkarskich podręczników. Dlaczego "plażówka"? - Wyskoki i lądowania na piasku nie powodują takiego bólu mięśni, jak na hali, na twardym parkiecie - wyjaśnił.
W środę Belg urządził swoim graczom turniej. Zawodników podzielił na pięć trzyosobowych zespołów, którym sam wymyślił nazwy. Do "The Rule Changers", czyli zmieniających reguły, trafili Michał Kubiak, Karol Kłos i Marcin Komenda. W "The Talkers", czyli w "gadułach", grali Fabian Drzyzga, Artur Szalpuk i Piotr Nowakowski. - To taka trochę sarkastyczna nazwa, przecież w zespole jest "Cichy Pit" - tłumaczył Mieszko Gogol.
Byli też "The Fishermen" ("Wędkarze"), czyli Wilfredo Leon, Damian Wojtaszek i Mateusz Bieniek, "The Holiday Boys" w składzie Bartosz Kurek, Dawid Konarski i Aleksander Śliwka oraz "The Baby Faces" - Jakub Kochanowski, Paweł Zatorski i Bartosz Kwolek. Z powołanych na zgrupowanie nie grał tylko Maciej Muzaj, który rozciął sobie nogę i w środę musiał odpoczywać.
Mecze toczyły się do dwóch wygranych setów. Pierwsze dwa sety do 15 punktów, ewentualne trzecie do 7. Choć i tu Heynen w pewnym momencie zmienił zasady i podniósł liczbę punktów w tie-breaku do 10.
Turniej sprawił naszym reprezentantom dużą frajdę, ale też zmusił do potężnego wysiłku. Już po kilkunastu minutach gry w pełnym słońcu ciała siatkarzy lśniły się od potu. Ci, którzy akurat mieli przerwę, szukali jakiegokolwiek cienia. A że było go bardzo niewiele, wszyscy zbierali się w kącie arłamowskiej "Megapiaskownicy".
Z kolei wokół otoczonego siatką boiska rozsiadły się rodziny naszych graczy. Każde z dzieci mogło wybrać sobie coś interesującego z dużej sterty zabawek i pod czujnym okiem mam obserwować ojców i "wujków" przy pracy. Na mistrzów świata chcieli popatrzeć też inni goście arłamowskiego kompleksu, ale na autograf lub wspólne zdjęcie musieli poczekać do końca treningu.
W pewnym momencie do pamiątkowych fotek zaczął pozować Leon, ale Heynen szybko zainterweniował. - Nie podoba mi się to, nie teraz - powiedział, rozczarowując sporą całkiem już kolejkę kibiców.
Na boisku rządzili "Rule Changers", a najgłośniejsi nie byli wcale "The Talkers", tylko "Fishermen". Zwłaszcza Damian Wojtaszek. "Alkomat! Dajcie alkomat!" - krzyczał, gdy trener przygotowania fizycznego Fons Vranken chciał usiąść na plastikowej skrzyni, ale rozwalił ją za lekkim tylko dotknięciem dłoni i przewrócił się w piasek. - Pierwszy raz na prowadzeniu! A Wilfredo ani razu piłki nie dotknął - docinał koledze "Mały" w czasie jednego z meczów.
Leon, sądząc po jednej z reakcji Bieńka, chyba też mógłby trafić do drużyny "gaduł". Na boisku mówił do kolegów całkiem sporo, aż w końcu "Bieniu" rzucił do niego: - Wilfredo, zamknij się! Od tego momentu Leon mówił już mniej, za to grał lepiej, bo początek miał dość niemrawy. Miniturnieju jednak nie wygrał. Kubiak, Kłos i Komenda byli nie do pokonania. Po zakończeniu zmagań najcierpliwsi kibice mogli w końcu dostać autograf i zrobić sobie zdjęcie z jednym ze swoich bohaterów.
Od czwartku Biało-Czerwoni trenują już nie na piasku, a na hali. Na "rodzinnym" zgrupowaniu zostaną do 6 września.
- Dla nas to ważne, że możemy być tu ze swoimi rodzinami, zjeść razem z naszymi dzieciakami, iść z nimi na basen. Nie samą siatkówką człowiek żyje. Za czasów Huberta Wagnera kadra była skoszarowana w górach, ale czasy się zmieniły. Dla mnie moje dzieci są ważniejsze niż siatkówka i staram się spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Dzięki trenerowi Heynenowi jest to możliwe - chwalił selekcjonera kapitan zespołu Michał Kubiak.
Po Arłamowie mistrzów świata czeka jeszcze krótki pobyt w Spale, a potem wyjazd do Holandii na mistrzostwa Europy. Tam Heynen i jego drużyna chcą zmienić kolejną regułę - że siatkarska reprezentacja Polski w sezonie po wielkim sukcesie nie jest w stanie osiągnąć kolejnego.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Będzie dobrze i wygramy na mistrzostwach Europy.