Mistrzostwa Europy siatkarek. Martyna Grajber: Drugiego takiego meczu Belgijki już nie zagrają

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Martyna Grajber
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Martyna Grajber

Reprezentacja Polski miała swoje szanse i zaprzepaściła je. Ostatecznie Belgijki triumfowały po tie-breaku. - Postawiły wszystko na jedną kartę i ryzykowały chyba najbardziej w życiu - podsumowała Martyna Grajber.

W tym artykule dowiesz się o:

To, co zadecydowało o zwycięstwie reprezentacji Belgii, to przede wszystkim zagrywka. Zespół ten nie miał nic do stracenia, miał pewny awans, przynajmniej trzecie miejsce i wszystko w swoich rękach.

W związku z tym to kadra Jacka Nawrockiego grała pod większą presją i miała problemy w defensywie. - W przyjęciu grało się na pewno ciężko. Belgijki postawiły wszystko na jedną kartę i ryzykowały chyba najbardziej w swoim życiu i to im się opłaciło. Myślę, że drugi taki mecz by im się już nie przytrafił. Ich zagrywki miały 70-80 kilometrów na godzinę, a to taka prędkość asowa - tłumaczyła Martyna Grajber.

Czytaj też: 
-> Mistrzostwa Europy siatkarek. Wyjątkowe wydarzenie dla Dominiki Sobolskiej: Miałam miękkie nogi
-> Mistrzostwa Europy siatkarek. Agnieszka Kąkolewska: Po meczu zawsze można gdybać

Najpierw Polki mogły wyjść na prowadzenie 2:0 w setach, czego nie wykorzystały, a potem zaprzepaściły szansę w decydującej partii. - Prowadziłyśmy 11:7 w tie-breaku i takie wyniki nie powinny nam uciekać - dodała przyjmująca.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Legia krok od fazy grupowej Ligi Europy. Kadra na el. Euro 2020 powołana [cały odcinek]

- Do tej pory z Belgią Polska zazwyczaj wygrywała czy to była Liga Narodów czy mecze towarzyskie. "Okej", nie były to mistrzostwa Europy, ale nie był to zespół radykalnie lepszy od nas. Taki przeskok jest u Włoszek. My powinnyśmy ten mecz wygrać 3:1, a w tie-breaku zdecydowanie ten mecz powinien być nas. Powodów było wiele, aż trudno je wszystkie zebrać - podkreśliła Grajber. 

Przyjmująca była rozczarowana tym, co się wydarzyło, przede wszystkim dlatego, że przeciwniczki były z podobnej półki. - To nie jest zespół nie do pokonania. Sztuką będzie podnieść się po tej porażce i zagrać swoją siatkówkę. Ciągle się w naszych spotkaniach jeszcze trochę męczymy. Wciąż nie zagrałyśmy na sto procent, takiego meczu od początku do końca jak byśmy chciały. Przeciwnik może i najtrudniejszy, ale nie takie mecze się wygrywało. Włoszki się nas obawiają, bo jesteśmy zespołem, który może sprawić niespodziankę na tym turnieju. Tragedii na razie nie ma, możemy jeszcze wiele ugrać - zapowiedziała zawodniczka. 

Podczas spotkania można było zauważyć, że Magdalena Stysiak była kryta w przyjęciu. Zarówno przez Malwinę Smarzek-Godek, jak i drugą przyjmującą. Natomiast Grajber wchodziła od początku mistrzostw często do drugiej linii za tę siatkarkę. - To nie jest pierwszy raz, że kiedy Magda gra i jest na boisku, nie ma co ukrywać, mamy system przyjęcia na dwie. W ustawieniach, gdzie Malwina może wyjść, przyjmuje, ale to nie jest dla niej komfortowe, bo ona ma atakować. Najlepiej by było, gdybyśmy jak najmniej zawracali jej głowę. Od początku do końca to jest taki nasz plan na grę. Gdy Magda wychodzi, gramy na dwie przyjmujące - libero i jedna z nas - wyjaśniła dokładniej siatkarka. 

W czwartek Polki zmierzą się z Włoszkami i wynik starcia zadecyduje o tym, z kim zagrają w kolejnej fazie. - Mam nadzieję, że wszystko obróci się w pozytywną złość. Będziemy chciały jeszcze w Łodzi coś udowodnić w kolejnych meczach. Zrobimy wszystko, by nie odbiło się to negatywnie. Wyszłyśmy z grupy, jeszcze wiele spotkań przed nami. To wprawdzie jeden mecz przegrany 2:3, okej z Belgią, z teoretycznie słabszym przeciwnikiem, ale to one zagrały na maksimum ryzyka i im się to opłaciło. Boję się, że drugi mecz im nie wyjdzie - zakończyła Grajber

Źródło artykułu: