Puchar Świata siatkarzy. Jacek Pawłowski: Nie przeszkadzać. Vital Heynen ma plan na olimpijskie złoto (komentarz)

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Vital Heynen
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Vital Heynen

Szalony, ekstrawagancki, ale przede wszystkim niezwykle skuteczny. Taki jest Vital Heynen. O tym, że na swoim fachu zna się jak mało kto, przekonał nas po raz kolejny, tym razem podczas niezwykle długiego i trudnego sezonu reprezentacyjnego.

Po blisko sześciu miesiącach rywalizacji ligowej, kilkanaście dni przerwy i skok na reprezentacyjną karuzelę. Władze Światowej Federacji Siatkówki w minionym sezonie zafundowały zawodnikom siatkarski kołowrotek, po którym niejednemu zawodnikowi mogłoby się zakręcić w głowie. Liczby rozegranych spotkań nawet nie wypada podawać, bo i kibicom może się od tego zrobić słabo. Vital Heynen miał niełatwe zadanie. Skompletować zespół, przygotować szczyt formy na najważniejsze imprezy i zrealizować postawione cele, jakimi były awans na igrzyska olimpijskie oraz medal mistrzostw Europy. Udało się! Belg nie tylko zrealizował plan, ale dorzucił jeszcze kolejne krążki, przechodząc do historii polskiej siatkówki.

Pomysł, aby podzielić drużynę na dwa obozy, przed inauguracją Ligi Narodów, wydawał się zaskakujący. Nikt jednak specjalnie się tym nie martwił, wszak mowa była o turnieju wybitnie towarzyskim, w którym poza pieniędzmi i prestiżem, niewiele można wygrać. Punktów do rankingu FIVB, w przeciwieństwie do zmagań w Lidze Światowej, się nie przyznaje. A ten jest o tyle istotny, że ma realny wpływ na rozstawienie w grupach podczas turnieju igrzysk olimpijskich. Do Tokio najpierw jednak trzeba było awansować. Belg postanowił więc skoncentrować się na zdobyciu kwalifikacji w Gdańsku, a pierwszy etap międzynarodowej rywalizacji potraktować jako poligon doświadczalny i okazję do selekcji.

Zadziałało do tego stopnia, że ktoś, kto nie śledził występów Biało-Czerwonych w Lidze Narodów mógłby pomyśleć, że Polacy ponownie odnieśli sukces grając w swoim najsilniejszym składzie. Tymczasem brązowy medal z Chicago do Polski przywiozły "Młode Wilki", odważnie podgryzające bardziej doświadczonych kolegów. Tym odważniej, że za rok igrzyska olimpijskie, turniej życia, na którym każdy chciałby zagrać.

ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020: Polska - Macedonia Północna. Chłodna głowa Szymańskiego. "Nie chcę żebyście mówili, że już wywalczyłem miejsce w składzie reprezentacji"

Puchar Świata siatkarzy. Vital Heynen wyrównał osiągnięcie Andrei Anastasiego

Puchar Świata siatkarzy. Jakub Bednaruk o Vitalu Heynenie. "On nie jest normalny"

Najsilniejszym składem zagraliśmy w kwalifikacjach olimpijskich i mistrzostwach Europy. Wynik? Kolejny sukces. Vital Heynen do tego słowa zdążył chyba przywyknąć, bo gdziekolwiek się nie pojawia, tam jest i wynik. I chociaż niektórzy porażkę ze Słowenią podnosili do rangi klęski narodowej, trzeba przyznać, że z tak grającym rywalem mało komu udałoby się wygrać. Uczynili to co prawda Serbowie, jednak zadanie mieli ułatwione, bowiem rywale nie dźwignęli presji finału.

Najmniej prestiżowym turniejem całego sezonu był Puchar Świata, który mimo wszystko wywołał olbrzymie zainteresowanie. Tak duże, że kibice, którzy wcześniej nawoływali do wysłania rezerw i potraktowania tej imprezy wybitnie treningowo, teraz głośno zaczęli domagać się kolejnych zwycięstw. Tym bardziej, że pod siatką ramię w ramię stanęli dwaj giganci - Bartosz Kurek i Wilfredo. Vital Heynen nie dał się jednak ponieść emocjom i konsekwentnie realizował z góry ustalony plan.

Bez Michała Kubiaka z USA i bez Bartosza Kurka z Brazylią, Polacy nie zdołali zwyciężyć. W efekcie wywalczyli tylko i aż srebrny medal. Pokonując Canarinhos można było liczyć na coś więcej, tylko czy na pewno na tym nam zależało, aby pokonać mistrzów olimpijskich w niezbyt znaczącym turnieju i na kilkanaście miesięcy przed igrzyskami ryzykować zachłyśnięcie się sukcesem?

Zaskakująco dużo krytyki wylało się na Vitala Heynena, po tym, jak przed meczem z Brazylią zwolnił ze zgrupowania Bartosza Kurka. Mógł poczekać jeden dzień, to by nikogo nie zbawiło. To był najczęściej powtarzany argument. Śmiem twierdzić, że selekcjoner z premedytacją podjął taką decyzję. Ważniejsze od wyniku, było bowiem sprawdzenie po raz kolejny w boju dwójki atakujących, którzy nadal walczą o miejsce w składzie na przyszłoroczne igrzyska. Trafiła się okazja, aby dać szansę Maciejowi Muzajowi wystąpić na kolejnej międzynarodowej imprezie, poczuć atmosferę meczu i trybun, a do tego presję wyniku. To pozwoliło po raz kolejny sprawdzić, jak ten gracz radzi sobie w warunkach bojowych z rywalem, z którym za rok w Tokio możemy bić się o medale.

Z Brazylią, bez Bartosza Kurka, wygrać się nie udało. Jednak jak pokazały ostatnie mecze, nawet sukces w tym spotkaniu niewiele by zmienił. Gracze Renana Dal Zotto byli poza zasięgiem wszystkich. Biało-Czerwoni z kolei tracąc z mistrzami Ameryki Południowej dwa punkty, i tak nie oddali srebrnych medali Amerykanom. A o to przecież chodziło. Vital Heynen tym samym udowodnił, że zna się na swoim fachu jak mało kto i od początku do końca realizuje swój "chytry plan", który ma doprowadzić Polaków do olimpijskiego medalu. Pozostaje więc zaapelować do kibiców i przedstawicieli siatkarskiego środowiska: nie przeszkadzajmy, bo Heynen ma plan. Plan na złoto!

Jacek Pawłowski

Źródło artykułu: