Najwybitniejszy trener w historii polskiej siatkówki? Większość kibiców bez większego namysłu odpowie: Hubert Jerzy Wagner. Złoty medal igrzysk olimpijskich w Montrealu (1976), złoto mistrzostw świata (1974), dwukrotnie srebro mistrzostw Europy. Legenda. Instytucja. Wzór. Człowiek, o którym napisano nie tylko tysiące artykułów, kilka książek, ale powstał również film. Nieżyjący już szkoleniowiec doczekał się wielu szkół i obiektów sportowych swojego imienia. Ma również "swój" międzynarodowy Memoriał.
Ten sam kurs obrał Vital Heynen. Belgijski szkoleniowiec zdobywając srebrny medal Pucharu Świata (TUTAJ więcej szczegółów >>) w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy zrównał się z Wagnerem w liczbie medali na arenie międzynarodowej.
Nie możemy zapomnieć, że w tym gronie jest również Andrea Anastasi, który w latach 2011-12 również poprowadził Biało-Czerwonych aż do czterech sukcesów. Różnica jest taka, że tylko Heynen ten rekord może wyśrubować. Przecież przed nami sezon 2020 - z Ligą Narodów i igrzyskami olimpijskimi. Belg ma szansę na stałe i ważne miejsce w książkach o historii polskiego sportu.
Pierwiastek szaleństwa
- On nie jest normalny - mówi o Heynenie Jakub Bednaruk, który miał okazję współpracować kilka razy z Belgiem (WIĘCEJ tutaj >>).
Oczywiście, że nie jest. Jak każdy geniusz (również ten sportowy) ma w sobie pierwiastek szaleństwa. Heynen udział tego pierwiastka w swoim organizmie ma ogromny. Można podejrzewać, że większy niż u wszystkich innych razem wziętych. - Siatkówka to całe moje życie, jej oddaję się w 100 procentach - dodaje Belg.
Podobnie było u Wagnera. O tym, jak katuje swoich zawodników podczas wielogodzinnych treningów krążyły legendy. Zawodnicy nie wytrzymywali, wymiotowali, padali na twarz. Selekcjoner zapytany po wielu latach czy te plotki o katorżniczej pracy podczas zgrupowań kadry były prawdziwe, odpowiedział w swoim stylu: "Nie. Pracowaliśmy jeszcze ciężej, niż się mówiło".
Wagnera nie było 300 dni rocznie w domu, z Heynenem jest podobnie. Wagner jeździł na mecze (wówczas nie było internetu i relacji telewizyjnych), obserwował, notował. - Dopiero teraz, wiele lat po śmierci ojca zaczynam powoli odszyfrowywać jego statystyki - śmieje się syn "Kata", Grzegorz Wagner, były reprezentant Polski i również siatkarski trener.
ZOBACZ WIDEO: ME siatkarzy. Fabian Drzyzga: Wygrzebaliśmy się z bagna i cieszymy się z brązu
Siatkarskie ADHD
Heynen sam mówi, że ma ADHD. Wszędzie jest go pełno. Nie może wysiedzieć w jednym miejscu. Jak spędzi tydzień w domu, z rodziną, to już dzwoni do swoich asystentów, że ma nowy pomysł, że coś mu wpadło do głowy. - Vital takich pomysłów ma przynajmniej 10 na godzinę - żartują polscy siatkarze.
Anegdot krążących wokół Heynena i jego metod pracy (potrafi np. podczas treningu nie powiedzieć do zawodników, ani jednego słowa, udaje, że jest obrażony) jest już na pęczki. Podobnie jak w przypadku Wagnera. Dlatego Heynen nie tylko znajdzie się w książkach o historii sportu, ale także o nim samym niebawem powstanie wiele biografii, filmów, być może prac naukowych.
W gronie najbardziej utytułowanych trenerów w historii polskiej reprezentacji to Andrea Anastasi wygląda na najbardziej "normalnego". Włoch słynie z twardej ręki i potrafi przykręcić śrubę, ale do katowania w stylu Wagnera czy niecodziennych pomysłów Heynena mu bardzo daleko.
Jak zbite psy
Wagner potrzebował dziewięciu lat na skompletowanie czterech medali reprezentacyjnych. Anastasi zrobił to w zaledwie 12 miesięcy. Podobnie jak Heynen. Oczywiście musimy sobie zdać sprawę, że 40 lat temu, w czasach Wagnera, nie było Ligi Światowej / Ligi Narodów, co powodowało, że okazji na sukcesy międzynarodowe było odpowiednio mniej.
Wagner ma jednak coś, czego nie ma żaden inny selekcjoner reprezentacji polskich siatkarzy. Ani Anastasi, ani Heynen, ani ktokolwiek inny. Medal igrzysk olimpijskich. I to złoty!
Włoch był na odpowiednich torach, aby ten sukces powtórzyć, w Londynie, w 2012 roku. Miesiąc przed igrzyskami poprowadził Biało-Czerwonych do złota w Lidze Światowej. W turnieju finałowym w Sofii graliśmy na poziomie o pięć klas wyższym niż reszta stawki. Wydawało się, że złoto olimpijskie mamy w kieszeni. Niestety, Anastasi przekonał się jak trudno jest przygotować szczyt formy na dwa turnieje w tak krótkim czasie. Z Londynu wróciliśmy jak zbite psy.
Mamy większy potencjał niż Brazylijczycy
Heynen jest w lepszej sytuacji. Po pierwsze, ma do dyspozycji chyba największą kadrę w historii polskiej siatkówki. W jego notesie jest praktycznie 30 nazwisk zawodników, którzy są gotowi do walki z najlepszymi na świecie - nieważne czy podczas Ligi Narodów, Pucharu Świata czy igrzysk olimpijskich. - Potencjał siatkarski naszego kraju jest w tej chwili najwyższy na świecie - przyznaje Daniel Pliński. - Ani Brazylijczycy, ani Rosjanie, ani Włosi nie mają takich zawodników.
Belg nie musi więc "żyłować" swoich największych gwiazd, aby walczyć o medal Ligi Narodów, która zostanie rozegrana kilka tygodni przed turniejem olimpijskim w Tokio. Może wystawić zupełnie inną kadrę (jak to zrobił już w tym roku), a i tak przywieźć kolejny medal. - To ogromny komfort pracy - dodaje były selekcjoner reprezentacji Polski, Waldemar Wspaniały.
Zdobywamy - z większą lub mniejszą częstotliwością - medale mistrzostw świata, Europy, Pucharu Świata czy komercyjnej Ligi Narodów (wcześniej Ligi Światowej). Od 43 lat nie możemy jednak przełamać się na najbardziej prestiżowym turnieju siatkarskim - na igrzyskach olimpijskich. Jeżeli Heynen wróci z Tokio z medalem, to stanie się najwybitniejszym selekcjonerem naszej reprezentacji na wiele, wiele lat. A może i dekad.
A jak przywiezie z Tokio złoto... Szkoły, hale, ulice, parki czekają na nowego patrona.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)