Był sobotni, czerwcowy i bardzo ciepły już poranek. Po godzinie 11. pojawiły się pierwsze informacje we włoskich mediach o wielkiej tragedii, śmierci Miguela Falaski. Pierwsza myśl: przecież to niemożliwe, czy to na pewno wiarygodne źródło?
Smutną wiadomość przekazał Jose Luis Molto, były kolega z parkietu i przyjaciel Hiszpana. Do tragedii miało dojść podczas wesele, na który został zaproszony szkoleniowiec, w piątek wieczorem poczuł się źle, do hotelu wezwano służby medyczne. Falaski nie udało się uratować, stwierdzono zawał serca.
Czytaj też:
-> Siatkówka. Agata Mróz-Olszewska, Arkadiusz Gołaś, Andrzej Niemczyk... Wspominamy tych, którzy odeszli
-> PlusLiga. Paweł Zagumny: Same smutne słowa cisną się na usta. Miguel Angel Falasca był wspaniałym człowiekiem
Hiszpan miał problemy kardiologiczne, o czym było wiadomo, kiedy jeszcze był siatkarzem. I choć były one poważne, a lekarz bronił mu uprawiania zawodowo sportu, kartę zdrowia w Uralu Ufa mu podbito. Był to jego ostatni sezon. Do Bełchatowa wrócił już jako trener.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Czy Robert Lewandowski ma szansę na Złotą Piłkę? "Życzę mu tego z całego serca"
Wcześniej w PGE Skrze był zawodnikiem od 2008 roku, z tą jedną, roczną przerwą na występy w Rosji. Z polskim klubem był związany do wiosny 2016. Nasz kraj stał się jego drugim domem, dzieci chodziły tu do szkoły, a on czuł się wyśmienicie w miejscu, w którym traktowano go, jakby należał do tej części społeczności od zawsze.
W czym tkwiła jego wyjątkowość? Miał ogromną wiedzę i doświadczenie, którym chciał i przede wszystkim potrafił się dzielić. Jako były rozgrywający widział więcej, a sporym atutem był fakt, że z niektórymi swoimi podopiecznymi znał się z parkietu, rywalizując z nimi wcześniej ramię w ramię.
Falasca wzbudzał sympatię i zaufanie. Cały czas był z drużyną, nigdy obok. Oddawał zawodnikom pole, kiedy zespół wygrywał, a kiedy przegrywał, to stawał za nim murem. Miał w sobie ogrom cierpliwości, o siatkówce mógł mówić godzinami. I ten jego głos, tak charakterystyczny. Specyficzny akcent i barwa, którą trudno porównać z jakąkolwiek inną.
Choć po zwolnieniu z PGE Skry Bełchatów wyjechał z Polski i pracował już we Włoszech, w Monzy (męskiej i kobiecej drużynie) również wywarł duży wpływ na wielu osobach, po śmierci jednej z siatkarskich akademii nadano jego imię.
W Pluslidze jego pamięci poświęcono pierwszą kolejkę sezonu 2019/20, wszystkie spotkania poprzedziła minuta ciszy. W Bełchatowie pod sufitem zawisła koszulka z numerem dziesiątym, który ostatecznie został zastrzeżony.
Nadal nikt nie potrafi przejść obok tego obojętnie, choć minęły już cztery miesiące.