[b]
Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: W meczu 14. kolejki, rozgrywanym w Legionowie, prowadziłyście już 2:1 w setach. Po wygraniu trzeciej partii 25:10 wydawało się, że nic nie jest w stanie was zatrzymać. Porażka w tie-breaku w takich okolicznościach musi być szczególnie bolesna...
Carly DeHoog, atakująca BKS Stal Bielsko-Biała: [/b]
W czwartym secie pozwoliłyśmy przeciwniczkom na zdobywanie serii punktów przy swojej zagrywce. Miałyśmy przewagę na początku partii, a rywalkom wystarczyło zaledwie kilka rotacji, by ją zniwelować. Nie umiałyśmy wyjść z niektórych ustawień, a mimo to w końcówce miałyśmy szansę na zamknięcie meczu w czterech setach. Tie-break to zawsze jest loteria, w której może wygrać każdy. Skończyło się na 15:13, taka porażka bardzo boli.
Powtórzyła się historia meczu z legionowiankami, który rozgrywałyście w hali pod Dębowcem. W październiku zeszłego roku padł taki sam wynik, a tamto spotkanie również można nazwać meczem niewykorzystanych szans.
Zgadzam się, ktoś mógłby powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Każda z drużyn miała w tych meczach swoje momenty kryzysu i koncertowej gry. Żal nam, że za każdym razem to nam brakuje tych dwóch skończonych ataków, dwóch błędów własnych mniej. Mamy ważny jeden punkt do ligowej tabeli, ale równie dobrze mogłyśmy wyjechać z Legionowa z trzema oczkami. Zabrakło.
ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze
Ostatnie dni przyniosły jednak dla was też pozytywne informacje. Do zespołu dołączyła Nicole Edelman i w niedzielę zadebiutowała w barwach bialskiego klubu. Jak trudno było na treningach załatać "dziurę", która powstała po tym, jak z zespołem rozstała się Pavla Smidova?
Trenowanie z jedną rozgrywającą przez ponad miesiąc było dużym wyzwaniem. Cieszymy się, że w końcu dołączyła do nas Nicole. To podnosi poziom treningów i umożliwia znacznie lepsze przygotowanie do meczów. Nie omijały nas także kontuzje, ale teraz, gdy mamy zdrową 12 zawodniczek jestem dobrej myśli. Jeżeli jeszcze tylko dotrzemy się wzajemnie, to jesteśmy w stanie grać z czołowymi zespołami w LSK jak równy z równym. Ważne, aby takie porażki jak ta w Legionowie nas nie zdeprymowały.
Udało wam się już w jakimś stopniu zgrać z Nicole?
Jak na tydzień wspólnych treningów rozumiemy się całkiem nieźle. Na pewno nie wszystko wychodzi nam jeszcze idealnie, ale podwójna zmiana to siła naszej drużyny, Nicole i Magda (Kowalczyk - przyp.red.) z pewnością coraz częściej będą pojawiać się na boisku.
Ten rok nie rozpoczął się dla BKS-u Stal Bielsko Biała najlepiej, bo straciłyście punkty w meczach z drużynami z Piły i Legionowa. Wrocławianki podejmiecie już jednak będąc zdecydowanymi faworytkami tego starcia. To dobra okazja na odbudowanie morale i nabrania pewności siebie?
Przegrywając dwa sety dwoma punktami i całe spotkanie 2:3 jesteśmy bardzo głodne zwycięstwa. Szczerze mówiąc od razu chciałabym znaleźć się na treningu, żeby o tym zapomnieć. Z wrocławiankami zagramy we własnej hali, więc będziemy mieli po swojej stronie kibiców, nie będziemy też zmęczone podróżą autokarem. Mamy jednak w pamięci porażkę z pilankami, którą otworzyłyśmy ten rok i nie możemy zlekceważyć rywalek.
Jesteśmy już po losowaniu par ćwierćfinałowych Pucharu Polski. Los nie był dla was łaskawy i zmierzycie się z ekipą Developresu SkyRes Rzeszów. Podejmiecie rękawicę?
U siebie uległyśmy rzeszowiankom w trzech setach, ale nie mogę powiedzieć, że było to jednostronne spotkanie. Do ćwierćfinału Pucharu Polski pozostały jeszcze trzy tygodnie. Myślę, że to wystarczy, by nowe zawodniczki na dobre zgrały się z pozostałymi dziewczynami. Uważam, że te ostatnie porażki nie oddają potencjału tej drużyny. Ja jestem optymistką i uważam, że mamy szansę na pokonanie rzeszowianek,
Porozmawiajmy trochę o tym, jak czuje się pani w Polsce. Jakie wrażenia towarzyszyły pani przez pierwsze miesiące życia w kraju nad Wisłą?
To był mój pierwszy kontakt z krajem, ligą, językiem polskim. Niestety wciąż nie umiem powiedzieć zbyt wiele w waszym języku, za co trochę mi głupio. Pierwsze miesiące upłynęły mi więc pod znakiem aklimatyzacji. Zespół pomógł mi jednak w przystosowaniu się do nowych warunków.
Co najbardziej panią zaskoczyło?
Zaskoczyło mnie to, jak podobne poczucie humoru do mojego mają koleżanki z zespołu. To zawsze podnosi na duchu, kiedy w trudnym momencie ktoś potrafi rozluźnić atmosferę. No i byłam też ogromnie zdziwiona, jak tanio można tutaj kupić dosłownie wszystko (śmiech). Kurs dolara i euro jest bardzo korzystny. Reasumując... bardzo mi się tu podoba!
W meczu w Legionowie zdobyła pani 12 punktów i atakowała ze skutecznością 63 procent. Wydaje się, że mamy teraz do czynienia z inną zawodniczką, niż miało to miejsce na początku sezonu. Jaka była przyczyna tego, że wtedy była pani gdzieś w cieniu swoich koleżanek?
Na początku sezonu bardzo chciałam pokazać się z jak najlepszej strony. Nie grałam jednak zbyt dobrze, miałam "związane ręce" i nie potrafiłam wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Poprawa mojej skuteczności nastąpiła dopiero wtedy, kiedy uporządkowałam sobie w głowie wszystkie sprawy pozaboiskowe. Przyzwyczaiłam się do nowego środowiska i to ułatwia mi sprawę, teraz na boisku czuję się pewniej.
Coś jeszcze się zmieniło?
To zabawne, bo w moich pierwszych dniach pobytu w Polsce dziewczyny dość niechętnie rozmawiały po angielsku i często słyszałam: "Wybacz, ale mój angielski nie jest najlepszy". Jednak po jakimś czasie stało się jasne, że nie ma innej drogi, a ja jestem bardzo wyrozumiałą osobą. Nie ma dla mnie znaczenia, czy ktoś popełnia błędy, czy używa Google Translate. Myślę, że koleżanki z drużyny zmieniły teraz swoje podejście i co za tym idzie nasze relacje są znacznie lepsze.
A powinno być jeszcze lepiej, bo przecież do drużyny dołączyła nie tylko Nicole Edelman, ale i Alicia Ogoms.
Tak. Mamy teraz więc trzy zawodniczki, które mówią wyłącznie po angielsku. Próbujemy się zrewanżować ucząc polskiego, ale... potrzebujemy jeszcze czasu.
W minionym sezonie wraz z zespołem Orebro VBS zdobyła pani wicemistrzostwo Szwecji. Można w jakiś sposób porównać to, jak wygląda siatkówka w tym kraju do polskiego podwórka?
Trudno w ogóle porównywać te ligi. Poziom zespołów występujących w Polsce jest znacznie wyższy od tych, które rywalizują w lidze szwedzkiej. Tam rozgrywa się zaledwie kilka meczów w sezonie, które są wyrównane. W LSK każdy mecz jest jak walka o życie. Mi osobiście zwycięstwo w każdym tego typu spotkaniu smakuje zupełnie inaczej i daje znacznie więcej radości.
Wiele zawodniczek zaznacza, że siatkówka uniwersytecka w Stanach Zjednoczonych to zupełnie inna bajka niż gra w Polsce. Na czym polega różnica?
To, do czego musiałam się przyzwyczaić to szybsze piłki od rozgrywających i znacznie wyższy blok po drugiej stronie siatki. To oznacza, że pułap, na którym atakuję, powinien być wyższy. Inną nowością była dla mnie gra w trzech rotacjach, kiedy znajduję się w drugiej linii. Kiedy występowałam w drużynie uniwersyteckiej byłam w tym czasie poza boiskiem, bo tam trenerzy mają do dyspozycji aż... 15 zmian. Grać w drugiej linii nauczyłam się dopiero w Szwecji. Od roku więcej czasu poświęcam na naukę gry w obronie, czy w polu zagrywki, bo wcześniej po prostu nie musiałam tego robić. Czuję jednak, że robię postępy.
Zobacz również:
Rzeszowskie natarcie. Punkty, bloki, asy 14. kolejki Ligi Siatkówki Kobiet
LSK. Alicja Wójcik po siódmym zwycięstwie legionowianek z rzędu. "Set przegrany do 10 mógł nas podłamać"