PlusLiga. Jedenasty tie-break GKS-u Katowice, ósma z rzędu porażka Indykpolu AZS Olsztyn

Newspix / Łukasz Laskowski / Na zdjęciu: siatkarze GKS-u Katowice
Newspix / Łukasz Laskowski / Na zdjęciu: siatkarze GKS-u Katowice

Kryzys ekipy Indykpolu AZS Olsztyn trwa. W sobotni wieczór drużyna ze stolicy Warmii i Mazur przegrała po raz ósmy z rzędu. Podopieczni Marcina Mierzejewskiego tym razem po tie-breaku zmuszeni byli uznać wyższość GKS-u Katowice.

Siatkarze GKS-u Katowice w obecnym sezonie PlusLigi nie zwykli się oszczędzać, czego dowodem jest aż dziesięć rozegranych tie-breaków. Przed meczem z Indykpolem AZS Olsztyn sympatycy ekipy z Górnego Śląska nie dopuszczali jednak do siebie myśli o kolejnym pięciosetowym pojedynku. Goście od kilku tygodni tkwią bowiem w dołku. Receptą na wyjście z kryzysu miała być dymisja Paolo Montagnaniego. W sobotnim starciu zespół poprowadził Marcin Mierzejewski.

Na brak kłopotów olsztynianie nie mogą narzekać. Kontuzje Jana Hadravy i Remigiusza Kapicy sprawiły, że na pozycji atakującego po raz kolejny zmuszony był wystąpić Wojciech Żaliński. Nominalny przyjmujący w nowej roli radził sobie dość dobrze. Przez dłuższy czas przyjezdni zmuszeni byli jednak odrabiać straty. Akademicy nie potrafili poradzić sobie z powstrzymaniem w ataku tercetu Rafał Szymura - Miłosz Zniszczoł - Kamil Kwasowski. W przyjęciu precyzji brakowało Robberto Andrindze, nie najlepiej radził sobie także Mateusz Mika. Paweł Woicki zdołał wyprowadzić zespół z dołka w drugiej połowie seta. Pomogło uruchomienie na środku siatki bezbłędnego Seyeda Mousaviego i punkty zdobyte w ważnym momencie przez Mateusza Mikę.

W drugiej partii niewiele było efektownej siatkówki. Przyjezdni, którzy w końcówce pierwszej odsłony przejęli inicjatywę, kontynuowali dobrą grę. Nie byli jednak w stanie wypracować bezpiecznej przewagi, różnica punktowa przez długi czas utrzymywała się na minimalnym poziomie. W dużej mierze dzięki doskonałej grze Rafała Szymury i Kamila Kwasowskiego. Olsztynianie również opierali się na skrzydłowych, choć z nieco gorszym skutkiem. Po bloku na Mateuszu Mice, podopieczni Dariusza Daszkiewicza odskoczyli na trzy punkty. 29-latkowi w pewnym momencie zabrakło skuteczności, co ostatecznie zaważyło na porażce Akademików.

ZOBACZ WIDEO: Polska akademia na Zielonej Wyspie. Mariusz Kukiełka otworzył szkółkę w Irlandii

W trzecim secie gospodarze poszli za ciosem. Dobrze rozgrywał Jan Firlej, dbający o odpowiedni bilans w ataku. Pewnie poczynał sobie Wiktor Musiał, zastępujący w roli atakującego Jakuba Jarosza. Goście prezentowali się ospale. Brakowało skuteczności w grze blokiem i asekuracji w obronie. To była woda na młyn dla katowiczan, którzy konsekwentnie budowali przewagę. Po asie serwisowym Jana Nowakowskiego różnica wzrosła do ośmiu punktów. W tym momencie stało się jasne, że kolejna partia dla gości to rywalizacja z gatunku o być, albo nie być. Powodów do optymizmu w ekipie gości nie było jednak zbyt wiele. Siła rażenia na skrzydłach była bowiem znikoma.

Puchar Świata przejdzie do historii? FIVB gotowa poświęcić miliony i zrezygnować z rozgrywania turnieju

PlusLiga. PGE Skra - BKS Visła. Ósma wygrana z rzędu bełchatowian. Mini-maraton zakończony

Przebudzenie Mateusza Miki i Wojciecha Żalińskiego było warunkiem nawiązania walki przez olsztynian. To zadanie udało się zrealizować. Paweł Woicki włączył do gry również środkowych, dzięki czemu przez blisko pół czwartego seta inicjatywa pozostawała po stronie gości. Gracze Dariusza Daszkiewicza nie chcieli jednak tracić zbyt wielu sił i punktów w starciu z rywalem, który przegrał ostatnie siedem spotkań. Determinacja i konsekwencja miejscowych zaowocowała, od stanu 15:15 wynik oscylował wokół remisu. Szalę zwycięstwa na korzyść katowiczan przechylić miało wejscie na boisko Jakuba Jarosza i Macieja Fijałka. Tak się nie stało, w meczu z udziałem zespołu Dariusza Daszkiewicza tie-break ponownie okazał się nieunikniony.

Na dziesięć rozegranych tie-breaków, katowiczanie wygrali tylko cztery. Statystyki obecnego sezonu nie napawały sympatyków gospodarzy optymizmem. Na boisku również lepiej prezentowali przyjezdni. Skutecznością imponował Wojciech Żaliński, który po dwóch godzinach gry jakby odnalazł swój rytm. Mimo to miejscowi zachowywali spokój. Na środku kilkakrotnie zapunktował Jan Nowakowski i GKS jeszcze przed zmianą stron odrobił straty. Druga część piątej partii toczyła się już pod dyktando podopiecznych Dariusza Daszkiewicza. Poirytowani tą sytuacją Akademicy popełniali kolejne błędy, przegrywając tym samym po raz ósmy z rzędu.

GKS Katowice - Indykpol AZS Olsztyn 3:2 (22:25, 28:26, 25:17, 23:25, 15:12)

GKS: Nowakowski, Musiał, Zniszczoł, Firlej, szymura, Kwasowski, Watten (libero) oraz Szymański, Jarosz, Fijałek, Buchowski, Gregorowicz (libero);

Indykpol AZS: Andringa, Woicki, Mika, Poręba, Żaliński, Mousavi, Żurek (libero) oraz Sokołowski, Kowalski.

MVP: Rafał Szymura (GKS Katowice)

Źródło artykułu: