Jak rozegrać mecz bez rozgrywającej, libero i atakującej? Wyjaśniamy na przykładzie Wisły Warszawa

WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: siatkarki Wisły Warszawa
WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: siatkarki Wisły Warszawa

Czy da się rozegrać mecz w ekstraklasie bez nominalnej rozgrywającej, atakującej i libero? Wyjaśniamy w jaki sposób Dejan Desnica poustawiał na boisku szóstkę - i to dosłownie - zawodniczek Wisły Warszawa podczas meczu w Rzeszowie.

3, 6, 7, 8 ,9, 10 - wbrew pozorom to nie wyniki losowania ostatniego totolotka, a numery zawodniczek Wisły Warszawa, które stawiły się na meczu w Rzeszowie. Przyjezdne przegrały to starcie 0:3. Wyjazd beniaminka ekstraklasy do stolicy Podkarpacia do samego końca stał pod znakiem zapytania. Ewentualna absencja oznaczałaby jednak już drugie spotkanie z rzędu, które Wisła oddała w ten sposób walkowerem i byłaby podstawą do wykluczenia zespołu z rozgrywek przez PLS. Stołeczna ekipa pojawiła się więc w hali na Podpromiu... w sześcioosobowym składzie.

Jeszcze do niedawna w rozmowie dla wyborcza.pl prezes Wisły Warszawa Grzegorz Kulikowski powiedział, że wyjazd na mecz ligowy do Łodzi bez rozgrywającej sprawiłby, że to spotkanie "przypominałoby bardziej cyrk niż mecz siatkówki". Przypomnijmy, że z powodu kary nałożonej na drużynę z Warszawy przez CEV wspomóc drużyny nie może Ukraińska rozgrywająca Elena Nowgorodczenko. Z kolei jedną z zawodniczek, które nie zgodziły się na nowe warunki kontraktu, postawione przez klub, była Katarzyna Olczyk. Ostatecznie więc w Rzeszowie z konieczności na pozycji rozgrywającej wystąpiła... środkowa, Katarzyna Urbanowicz.

To był jednak tylko początek dylematów trenera Dejana Desnicy. Trzeba było jeszcze zapełnić lukę po Adrianie Adamek, jedynej nominalnej libero zespołu z Warszawy, która jednak w autobusie do Rzeszowa się nie znalazła. Dlatego też wspomóc przyjmujące musiała Aleksandra Szymańska, kolejna z nominalnych środkowych. Szymańska przyjmowała w tym meczu zagrywkę rywalek aż 29 razy! Atakującej również w składzie stołecznych siatkarek było całe... 0. Dlatego też nic dziwnego, że ta z zawodniczek, która w danym momencie znajdowała się w strefie numer dwa była uznawana za atakującą. Tutaj największa odpowiedzialność ciążyła na Katarzynie Marcyniuk oraz Ewelinie Mikołajewskiej, które należą raczej do defensywnych przyjmujących.

Okazało się więc, że można rozegrać spotkanie z czterema środkowymi i dwiema przyjmującymi, zdobywając w nim "aż" 42 punkty. Szkoda jedynie, że najbardziej poszkodowane w tej sytuacji są same siatkarki, które już przed wyjściem na parkiet musiały zdawać sobie sprawę z tego, jak będzie ten mecz wyglądał.

Zobacz również:
LSK: Enea PTPS Piła wygrała w Kaliszu. Zacięta bitwa o panowanie w Wielkopolsce
LSK. Ewa Kwiatkowska: Dzień dobry! Jestem z powrotem!

ZOBACZ WIDEO: Serie A. Milan stawia ultimatum Piątkowi? "Jeśli tego nie zrobi nie będzie mógł opuścić klubu"

Komentarze (1)
ponaczek
26.01.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
kazdy ma swoj uklad haha