LSK. Eva Mori o kibicach ŁKS-u: "Dziękuję" to za mało, by wyrazić, co czułam!

Nie miała jeszcze ani jednego występu w ŁKS-ie Commercecon Łódź, a kibice tego klubu już ją wspierali podczas mistrzostw Europy, gdy grała w reprezentacji Słowenii. - Gdy przychodziłam do Łodzi, nawet nie marzyłam o takiej atmosferze - mówi Eva Mori.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
Eva Mori WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Eva Mori
Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: DPD Legionovia Legionowo to rywal z czołówki, a wy pokonałyście go w trzech setach. Wyobrażam sobie, jak bardzo cieszy was ta wygrana i rewanż za porażkę na Mazowszu.

Eva Mori, rozgrywająca ŁKS-u Commercecon Łódź: Te trzy punkty są niezwykle istotne, ale ja wierzyłam w ten zespół od pierwszej piłki, bo widzę, że nasza forma idzie w górę. Z każdym meczem po przerwie rośniemy jako zespół. To efekt tej ciężkiej pracy wykonanej przez okres przerwy reprezentacyjnej.

W końcu otrzymała pani nagrodę MVP. Pierwszą w sezonie.

Ale muszę pogratulować całemu zespołowi. Dałyśmy z siebie sto procent. W końcu gramy to, co chcemy grać. To mnie najbardziej cieszy, a nie statuetka.

Nad czym pracowałyście?

Skoncentrowałyśmy się bardziej na sobie, nawet na pracy indywidualnej. W końcu był na to czas, bo gdy zaczynałyśmy przygotowania, dziewczyny, które grały w kadrach, w tym ja, przyszły do drużyny dopiero dwa tygodnie przed startem ligi. A Laza (Katarina Lazović - przyp. red.) doszła do nas na dzień przed spotkaniem o Superpuchar Polski w Kaliszu. Nie było na to czasu. Teraz, te trzy tygodnie, tak bardzo potrzebne, dają owoce.

ZOBACZ WIDEO: Sukcesy Kubackiego i Stocha zamazują rzeczywistość? "Tak źle z polskimi skokami nie było od dawna"

Czyli zamierzacie zapanować nad hojnym rozdawaniem punktów? Zdołałyście już zrewanżować się ekipom z Piły i Legionowa za porażki z pierwszej rundy.

Uważam, że stać nas na wygrane nie tylko z zespołami tego pokroju, ale też z Grupą Azoty Chemikiem Police czy Developresem SkyRes Rzeszów. Zobaczcie, że niewiele nam brakowało, by jedne i drugie pokonać w tie-breakach. To wszystko działo się w naszych głowach. Po mentalnej przemianie musimy się na nowo zbudować na boisku. Teraz dotarło do nas, że dopiero po naprawdę ostatniej piłce mecz się kończy.

Przybyła pani konkurentka na pozycji rozgrywającej, doświadczona Valeria Caracuta. Podejrzewam, że teraz to nawet na rozruchu nie ma straconych piłek, bo rywalizacja o miejsce w składzie trwa.

Oczywiście. Lubię rywalizację, ale polubiłam też Valerię, bo jest bardzo doświadczoną siatkarką na mojej pozycji i już mnie wiele nauczyła. Poziom treningów też poszedł w górę. Dotąd bywało z tym różnie.

A to nie koniec zmian, bo niespodziewanie przybył wam nowy trener. Zdążył coś przekazać przed meczem z DPD Legionovią?

To była ogromna niespodzianka także dla nas. Nie mógł nic właściwie zmienić, bo przyszedł w sobotę, a w niedzielę już rozgrywałyśmy spotkanie. Ale myślę, że zaszczepił w nas spokój.

Czytaj też: Siatkarki ŁKS-u Commercecon Łódź chwalą nowego trenera. "Jest ciągle uśmiechnięty"

I to było widać właśnie w tym meczu.

Oj tak. Zupełnie inaczej reagowałyśmy na sytuacje na przykład przy stanie 20:20. Przez pierwsze dwa sety zdołałyśmy odrobić straty niemalże w ostatniej chwili. I udało się, wygrałyśmy do 23 obie te partie. Trzecią też, choć miała nieco inny przebieg.

To była mentalna przemiana?

Przede wszystkim. Teraz zobaczymy, jak będzie nam się pracowało pod kątem czysto sportowym. Pierwszy sprawdzian już w środę.

To teraz najważniejsze pytanie: jak z pani językiem polskim? Obiecała pani, że zacznie się go uczyć.

Coraz lepiej! Właściwie rozumiem już niemal wszystko, co trzeba na boisku. Dziewczyny mają do mnie mówić po polsku i dopiero jak czegoś nie zrozumiem, tłumaczą mi na angielski. Choć teraz sytuacja się zmieniła, bo nowy trener też mówi do nas po angielsku. Ale nie zamierzam zaprzestawać nauki, bo lubię uczyć się języków obcych. Umiem się porozumieć już w pięciu. Z Katariną Lazović czasem odświeżam sobie serbski.

Zdążyła pani już poczuć klimat na meczach ŁKS-u Commercecon? Kibice traktują was jak wielką rodzinę.

Gdy przychodziłam do klubu, nawet nie marzyłam o takiej atmosferze, jaka panuje tutaj. Nie jestem w stanie wyrazić wdzięczności Bogu za to, gdzie trafiłam. Takim kibicom za każdym razem chce się odwdzięczać zwycięstwami. To niesamowite.

A zaczęli pani kibicować jeszcze podczas mistrzostw Europy, gdy grała pani w barwach reprezentacji Słowenii.

"Dziękuję" to za mało, by wyrazić co czułam. Na pewno ten turniej grało się dzięki temu dużo przyjemniej. Łatwiej było się zaaklimatyzować.

Czy w pani kraju siatkówka zaczęła się przebijać? Biorąc pod uwagę wyniki męskiej reprezentacji w ostatnich latach wydaje się, że wyróżnia się na tle innych dyscyplin.

Zrobił się "boom" na siatkówkę. W trakcie mistrzostw Europy mężczyzn to był właściwie temat numer jeden w kraju.

Pani też odczuwa tego efekty?

Tak! Kiedy męska reprezentacja awansowała do półfinału mistrzostw Europy, dostałam kilka telefonów ze Słowenii z prośbą o wywiady, by opowiedzieć, jak jest w Polsce, jak żyje się siatkówką w tym kraju. A gdy weszłam na trening dzień po wygranej Słowenii z Polską, mogłam się szeroko uśmiechnąć. Ale cieszę się też, że i nasza żeńska kadra poszła do przodu, co widzieliśmy w sierpniu. Liczę, że będziemy się powoli wspinać po szczebelkach.

Czy ŁKS Commercecon Łódź przystąpi do fazy play-off z miejsca w pierwszej czwórce LSK?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×