LSK. Krystyna Strasz: Jak widać można z jabłka zrobić warzywo

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Krystyna Strasz
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Krystyna Strasz

Zespół ŁKS-u Commercecon Łódź pokonał 3:0 drużynę z Legionowa. Mistrzynie Polski w końcówkach setów wykazały się stalowymi nerwami. - Wolałabym jeszcze raz przeżyć te końcówki, niż ponownie wystąpić w "Familiadzie" - przyznała Krystyna Strasz.

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Wynik 3:0 nie do końca oddaje obraz meczu z drużyną DPD Legionovii Legionowo. Szczególnie zapadła mi w pamięć pani efektowna obrona w ostatniej akcji spotkania. Co przesądziło o waszym triumfie?[/b]

Krystyna Strasz, libero ŁKS Commercecon Łódź: Myślę, że był to mecz, w którym kluczową rolę odegrały detale i szczegóły. Tego się spodziewałyśmy. Nawet nasz nowy trener po analizie wideo powiedział, że najprawdopodobniej będzie to wyrównany pojedynek i o wszystkim mogą zadecydować akcje rozgrywane gdzieś przy wyniku 22:22. Jak widać w ogóle się nie pomylił.

Była w was sportowa złość i chęć rewanżu za porażkę z pierwszej rundy fazy zasadniczej?

Miałyśmy apetyt na to, by zmazać plamę, jaką dałyśmy w Legionowie. Grała czwarta drużyna w tabeli z piątą i było to widać na boisku. Cały zespół zapracował jednak na to, że w końcówkach wybronione piłki obracałyśmy w  zabójcze kontry.

Mecz z legionowiankami był debiutem trenera Giuseppe Cuccariniego na ławce trenerskiej Łódzkich Wiewiór. Od jakiej strony dał się poznać Włoch przez te kilka dni pobytu w Polsce?

Trudno cokolwiek powiedzieć, bo nie były to nawet dni, a jeden dzień. Przede wszystkim cieszymy się z tego, że zaczęłyśmy pracę z nowym trenerem od zdobycia tak ważnych trzech punktów. Teraz będziemy poznawać się wzajemnie na treningach. Choć tych tak naprawdę nie będzie zbyt wiele, bo już lada dzień jedziemy do Wrocławia. Mam nadzieję, że trenerowi uda się "wycisnąć" z nas jak najwięcej.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kapitalny gol w futsalu

Marek Solarewicz pełni teraz rolę asystenta trenera, a reszta sztabu również pozostała przy zespole. Czy ma to znaczenie w kontekście wprowadzenia nowego szkoleniowca w "tajniki szatni"?

Oczywiście, że ma to duże znaczenie. Trener nas nie zna, ale reszta sztabu pomaga mu w tym, by prędko się to zmieniło. Jesteśmy zgranym zespołem i cieszę się, że zmiany nie są drastyczne, bo wszyscy ciągniemy ten "wózek" od samego początku sezonu. Wierzę w to, że uda się go doprowadzić do szczęśliwego końca.

W niedzielę widać było, że w sytuacjach podbramkowych trener zachowywał stalowe nerwy.

Myślę, że tak. Zachowywał zimną krew i dawał bardzo konkretne wskazówki. Każda z nas wiedziała, jak się ustawić i czego spodziewać się w danej sytuacji.

W ostatnim meczu ligowym i pojedynku z Chimikiem Jużne pierwszoplanową rolę odegrała Ewa Kwiatkowska, której w tym sezonie nie oglądaliśmy zbyt często w wyjściowej szóstce mistrzyń Polski. Skąd ta zmiana?

Ewa cały czas dobrze spisywała się na treningach. Jednak szczerze mówiąc Asi również nie można niczego zarzucić. To nie jest łatwy wybór, ale trener musi na kogoś postawić. Widać, że "Kwiat" spłaca zaufanie trenera. Wydaje mi się, że taka decyzja była podyktowana dyspozycją dnia, bądź też taktyką. W meczu z legionowiankami "fast" rozrzucał blok przeciwniczek.

Ostatnio kibice mogli oglądać was w popularnym teleturnieju "Familiada". Trudniej było odpowiadać na pytania zadawane przez Karola Strasburgera, czy wygrać wojnę nerwów z legionowiankami?

Haha, wydaje mi się, że wolę chyba jeszcze raz stanąć na boisku i przeżyć te nerwowe końcówki, niż ponownie wystąpić w Familiadzie. Chyba nigdy w życiu się tak nie stresowałam. Jak widać będąc pod wpływem emocji można z jabłka zrobić warzywo. Czasami odpowiedzi były oczywiste, ale już po tej sytuacji bałam się cokolwiek powiedzieć, żeby nie walnąć gafy.

Na boisku nie ma czasu na zastanawianie się...

Na boisku są to rzeczy, które mamy wytrenowane. Tutaj trzeba było w te trzy sekundy coś wymyślić. Nie było źle, ale czasami miałam wrażenie, że od tego stresu moja plakietka z imieniem i nazwiskiem lata w każdą stronę.

Zobacz również:
Wymowny komentarz Ferhata Akbasa przed meczem z Wisłą. "Mamy jechać do Warszawy sprawdzić, czy klub istnieje?"
LSK. Grabowski i siatkarki pod wrażeniem Jones-Perry. "Niech rywal i nasz fizjoterapeuta się martwią"

Komentarze (0)