Policzanki bez problemów pokonały pierwszoligowca z Jarosławia, którego nie tyle się przed meczem obawiały, co go po prostu nie znały.
- Nie widziałyśmy ich nigdy na żywo. To był pierwszy raz, kiedy miałyśmy tę okazję, więc było troszkę trudniej, bo wideo nie wszystko oddaje. Cieszę się, że miałyśmy kontrolę i skończyłyśmy ten mecz tak, jak miałyśmy. Zagrały prawie wszystkie zawodniczki, o to też chodziło. Rozłożyłyśmy siły, by mieć ich więcej w niedzielę - podsumowała Paulina Maj-Erwardt.
Policzanki pokazały wyższość w każdym z setów, ale udowodniły też, że potrafią grać różnorodnie. Nominalna środkowa Irina Truszkina w starciu z SAN-Pajdą Jarosław weszła na... lewe skrzydło, i to z powodzeniem.
ZOBACZ WIDEO: Tauron i LSK razem. "Idealnie wpisuje się to w naszą strategię"
- Mamy w swoich szeregach bardzo wszechstronne zawodniczki, które mogą zagrać na każdej pozycji. Trzeba korzystać z takich rozwiązań, więc taka siatkarka może je zastąpić choćby na chwilę, bo ktoś może zagrać słabiej. Taka paleta rozwiązań tylko dodaje plusów - oceniła na chłodno.
W finale Grupa Azoty Chemik Police zmierzy się z Developresem SkyRes Rzeszów, który nadspodziewanie szybko, bo w trzech setach, poradził sobie z DPD Legionovia Legionowo.
- Oglądałyśmy wspólnie ten mecz i patrzyłyśmy na oba zespoły. Obstawiałyśmy bardziej rzeszowianki, choć wiadomo, że nie zawsze wygrywa ten, na kogo się stawia. Tak czy inaczej w finale musimy przestrzegać swoich elementów taktyki - mówiła libero.
Sama Paulina Maj-Erwardt wie, jak to jest wygrywać Puchar Polski. Udało jej się to już dwukrotnie - w latach 2006 i 2016. Przed rokiem zrobiła sobie przerwę macierzyńską, a w tym czasie Chemiczki sięgnęły po krajowe trofeum. Teraz chcą je obronić.
- Szczerze mówiąc, nie pamiętam dokładnie ile tych pucharów już rozgrywałam. Ale my mamy w tym sezonie trzy cele, a to jest jeden z nich. Do tego się przygotowujemy cały sezon, więc finał ma spore znaczenie - przyznała.
Spotkanie Grupa Azoty Chemik Police - Developres SkyRes Rzeszów to powtórka finału sprzed roku, a także mecz z udziałem dwóch najwyżej sklasyfikowanych drużyn LSK w tym sezonie.
- Myślę, że my i rzeszowianki pokazałyśmy całą fazą zasadniczą, że jesteśmy dwoma najmocniejszymi zespołami. Różnica w punktach była tak mała, że nie wiadomo, na którą stronę szala się przechyli. Niech wygra lepszy. To jest sport, to jest puchar - dodała zawodniczka.
Intensywność gier nie robi na niej wrażenia. Wszak w marcu meczów będzie mniej więcej tyle samo, co w poprzednim miesiącu.
- Po lutym, w którym było dziewięć spotkań do rozegrania, w tym sześć wyjazdowych, jesteśmy tak zaprawione w bojach, nie robi na nas wrażenia takie granie co trzy dni - skomentowała.
Czytaj także:
Puchar Polski kobiet. Magister prawa na boisku. Iga Wasilewska: "Życie B" odłożyłam na półkę
Zobacz też galerię zdjęć z meczu SAN-Pajda Jarosław - Grupa Azoty Chemik Police