Puchar Polski siatkarek. Aleksandra Dudek odkryciem turnieju? "To miłe"

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Aleksandra Dudek
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Aleksandra Dudek

Dla SAN Pajdy-Jarosław, beniaminka I ligi, udział w finałach Pucharu Polski to historyczne osiągnięcie. W meczach z zespołami z ekstraklasy najwięcej punktów, bo aż 31, zdobyła Aleksandra Dudek. - Nie "pękłyśmy" - mówi przyjmująca "Biszkoptów".

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Jesteście beniaminkiem I ligi, a większość z was nigdy nie miała okazji zagrać w Final Four Pucharu Polski. Ba! Dla pani jest to dopiero drugie starcie z zespołem z ekstraklasy. Jakie to uczucie?[/b]

Aleksandra Dudek, SAN-Pajda Jarosław: To było dla nas wielkie wydarzenie i priorytetową kwestią było poradzenie sobie z dużymi emocjami, zachowanie spokoju. Zagrałyśmy tak jak zagrałyśmy, ale ważne było też, aby zobaczyć jak wygląda siatkówka na najwyższym krajowym poziomie. Teraz mamy do czego dążyć.

Żaden ze sportowców nie lubi schodzić z parkietu pokonanym, ale porażka z takim zespołem jak Grupa Azoty Chemika Police nie może być dla ekipy z Jarosława powodem do wstydu...

Ten mecz utkwi nam w pamięci, ale raczej jako lekcja, niż dotkliwa porażka.

ZOBACZ WIDEO: LSK bardziej prestiżowa? "Umowa z Tauronem wpłynie nie tylko na ligę, ale i na reprezentację"

Była pani niekwestionowaną bohaterką starcia półfinałowego, gdzie w pięciu setach pokonałyście Grot Budowlanych Łódź. W meczu przeciwko wicemistrzyniom Polski zdobyła pani 22 punkty, najwięcej z całej drużyny. 

Cóż mogę powiedzieć, to miłe! Z dziewczynami nawzajem bardzo się napędzałyśmy i wyszłyśmy na parkiet w Jarosławiu bez żadnych kompleksów. Umówiłyśmy się przed spotkaniem, że nic tutaj nie musimy, tylko możemy. Grałyśmy u siebie, mieliśmy po swojej stronie kibiców i uporałyśmy się ze stresem. Nie ukrywam, że dla mnie wygrana z Budowlanymi, po takiej walce, była bardzo przyjemnym uczuciem.

Widać było, że potrzebowałyście chwili, by "wejść" w ten półfinał. Nie obawiała się pani tego, że przy wyniku 2:7 strach może zajrzeć wam w oczy?

Nie, bo długo o tym wcześniej rozmawiałyśmy. Nie załamałyśmy się, nie "pękłyśmy". Bez względu na wynik, nawet jeżeli coś było nie tak i uciekały nam piłki, to zaraz starałyśmy się motywować i dbać o atmosferę na boisku. Powiedziałyśmy sobie - "Siedzimy w tym wszystkie i nie martwimy się o rezultat". Wiadomo, że jedno to tak powiedzieć, a drugie zrealizować takie postanowienie.

Policzanki od początku meczu starały się posyłać w pani stronę piekielnie mocne zagrywki. Jak to jest na własnej skórze odczuć zagrywki Gyselle Silvy, czy Wilmy Salas? 

Przede wszystkim przez osiem lat grałam jako środkowa, więc zdaję sobie sprawę ze swoich braków, muszę to przyjęcie "heblować". Później byłam atakującą, a dopiero w zespole SAN-Pajdy Jarosław trenerzy dostrzegli we mnie potencjał na przyjęciu. Jednak od początku byłam tą bardziej "ofensywną" przyjmującą, w tym się odnajduję.

Jak to jest grać w zespole, w którym trener (Piotr Pajda - przyp.red.) jest jednocześnie prezesem i trenerem klubu? Czy jest to z waszego punktu widzenia komfortowa sytuacja?

Dla mnie jest to normalne i nie stanowi problemu. Tak naprawdę wielu tych klubów nie zwiedziłam, dlatego też trudno mi jest ocenić, czy jest to coś dziwnego. Aczkolwiek wszystko jest tutaj dla mnie nowe, także to, że stoję tutaj teraz na ściance, więc może wszystko przede mną (uśmiech).

Nazwiska takie jak Łyszkiewicz, Bryda, Jagodzińska czy Stroiwąs kibice LSK znają już z poprzednich sezonów. Natomiast o pani zapewne dopiero zrobi się głośno... Jak potoczyła się pani kariera?

To jest mój trzeci sezon w drużynie z Jarosławia. Pochodzę z Lubelszczyzny. Jestem wychowanką klubu Salos Kalina Lublin, gdzie moim trenerem był Czesław Gębala. To on wprowadził mnie w świat siatkówki. Później w naturalny sposób dołączyłam do II-ligowego AZS-u Lublin. Po dwóch sezonach dostałam propozycję gry w Jarosławiu, z którym awansowałam do I ligi. A to na pewno nie koniec!

Miałyście gdzieś z tyłu głowy myśl, że ten jeden mecz telewizyjny może być dla kilku z was przepustką do "wielkiej" siatkówki?

Być może tak jest, ale chyba żadna z nas o tym nie myślała, bo tylko wprowadziłoby to dodatkowe usztywnienie. Przed nami play-off, teraz na tym się koncentrujemy. Może to spotkanie było nam potrzebne, by podpatrzeć pewne zagrania stosowane przez zespoły z najwyższej półki, być może uda się je wdrożyć w rywalizacji z Częstochowianką.

Zobacz również:
Bartosz Kurek racjonalnie o zachowaniu wobec zagrożenia koronawirusem: Jadę do domu, bo muszę, ale też chcę
Puchar Polski siatkarek. Kuriozalna sytuacja. Efimienko-Młotkowska nie odebrała nagrody z powodu antydopingu

Źródło artykułu: