Siatkarka Grupy Azoty Chemika Police przez wiele lat była podstawową zawodniczką reprezentacji Polski. Aż do 5 grudnia ubiegłego roku, gdy Jacek Nawrocki ogłosił skład kadry na turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich Tokio 2020.
Na liście zabrakło jednej z najlepszych i najbardziej doświadczonych polskich libero. Paulina Maj-Erwardt nie otrzymała powołania, na które bardzo liczyła. Ta decyzja szkoleniowca była dużym zaskoczeniem, bo Maj-Erwardt wprowadzała do drużyny bardzo dużo spokoju.
- Mam trochę żal pod takim kątem, że gdy trener mnie potrzebował, to byłam w kadrze. Dużo poświęciłam, by być i pomóc zespołowi - mówi Paulina Maj-Erwardt w rozmowie ze sport.tvp.pl.
ZOBACZ WIDEO: Tauron i LSK razem. "Idealnie wpisuje się to w naszą strategię"
- Nie zrozumiałam też tłumaczeń trenera dlaczego nie wziął mnie na kwalifikacje olimpijskie. Powiedziałam trenerowi, że nie akceptuję jego argumentów, ale cóż... Tak to się wszystko potoczyło. Szkoda mi tego, tak jak szkoda mi dziewczyn, że nie zakwalifikowały się, choć znowu były blisko - dodaje.
Paulina Maj-Erwardt nie ukrywa, że gra na Igrzyskach Olimpijskich była jej marzeniem. Przypomina, że trzy razy grała z reprezentacją Polski o awans na IO, jednak za każdym razem Biało-Czerwone odpadały w ostatnim meczu turnieju kwalifikacyjnego.
- Dla mnie, jako sportowca, to była duża sprawa, by pojechać na igrzyska. Sporo w tym kontekście poświęciłam. Wróciłam po ciąży, bo wiedziałam, że jest ta perspektywa i chciałam osiągnąć ten cel. Przez całe życie dążyłam do niego. Nie udało się i pewnie nie będę już miała ku temu szansy - stwierdza zawodniczka.
Zobacz też:
Koronawirus. Tokio 2020. Problemy reprezentacji Polski. Vital Heynen musi stworzyć nowy program przygotowań
Koronawirus. Tokio 2020. Michał Kubiak spokojny o rozegranie igrzysk. "W Japonii wszystko odbywa się normalnie"
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)