Ewelina Polak: Zarywałam noce, by oglądać mecze

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Ewelina Polak
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Ewelina Polak

- W młodszych latach trochę częściej oglądałam siatkówkę mężczyzn, bo był to okres, kiedy panowie przyćmili panie. Wtedy zarywałam noce, by oglądać mecze. Później trochę się to zmieniło - mówi Ewelina Polak, rozgrywająca Grupy Azoty Chemika Police.

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: W niedawno zakończonym sezonie zdobyła pani swoje pierwsze mistrzostwo Polski w karierze. Jakie znaczenie ma dla pani ten sukces?[/b]

Ewelina Polak, rozgrywająca Grupa Azoty Chemik Police: Moje podejście jest takie, że wszystkie sukcesy, czy to młodzieżowe, czy to seniorskie, są dla mnie motywacją do dalszej gry. Potwierdzeniem, że to co robię, ma sens. Wiadomo, że gramy, aby wygrywać. Trudno jest mieć tyle cierpliwości, żeby robić to tylko i wyłącznie z pasji. Mnie ten medal dał dużo energii do dalszej pracy.

Gdyby miała pani wybrać jeden szczególny aspekt tego sezonu, który wyróżniał go spośród wszystkich innych, byłoby to... 

Po latach wspominając ten sezon na pewno zwrócę uwagę na fantastyczną atmosferę w szatni. Nigdy nie zdarzyła się taka sytuacja, że szłam na trening jak "za karę". Za każdym razem czerpałam dużo radości z tego, że mogę spotkać się i pracować z koleżankami z drużyny, robić to, co lubię.

ZOBACZ WIDEO: Bartosz Bednorz o Lidze Narodów, graniu w maseczkach i narodowej kwarantannie

Pomimo tego, że sezon został zakończony przedwcześnie, to ostatni mecz Pucharu Polski był pewną klamrą, która go zwieńczyła. 

Cieszę się, że ten Puchar Polski odbył się wraz z kibicami, a ten ostatni mecz sezonu skończył się właśnie w taki sposób. Na pewno to spotkanie zapadnie najdłużej w pamięci nam i kibicom. To był dowód na to, że to nie koronawirus dał nam to mistrzostwo, a walka w każdym meczu. Rzeszowiankom uległyśmy w końcu tylko raz, a dwukrotnie udało nam się je pokonać.

Dużo pochlebnych opinii zebrał trener Grupy Azoty Chemika Police, Ferhat Akbas. W kwadracie dla zawodniczek rezerwowych pojawił się tablet, a challenge często był okazją do przekazania cennych rad zawodniczkom. To szkoleniowiec, który wprowadził powiew świeżości do tej ligi?

Z pewnością tak. Trener zaszczepił w nas przekonanie, że każda z nas jest częścią drużyny. Często w dniu meczu mówił nam, kto wychodzi na boisko. Dzięki temu każda z nas musiała być gotowa na to, by danego dnia zagrać. Wprowadził świeże spojrzenie na wiele aspektów siatkówki i kilka innowacji.

Czy jest pani zawodniczką, dla której rady i konkretne ćwiczenia wykonywane na treningach są równie ważne, co minuty spędzone na boisku?

Na boisku dużo się uczysz, ale jeśli uczysz się złych nawyków, to nic ci to nie daje. Jeżeli na treningu wypracowane są podstawy i zawodnik jest kierowany w odpowiedni sposób, to wtedy można mówić o szybszym rozwoju. Były takie dziewczyny, w tym ja, które tylko w niektórych meczach dostawały swoje szansę, ale mimo to trener nie miał obaw, by wprowadzić nas na boisko.

Odejdźmy na moment od tematów siatkarskich. Słyszałem, że ostatnio obudziła pani w sobie pasję do gry na dość wyjątkowym instrumencie... 

Tak, to prawda! Dostałam w prezencie od mojego chłopaka ukulele. Obstawiał, że po kilku dniach może mi się to znudzić, ale było to moim małym marzeniem, żeby nauczyć się grać na tym instrumencie. Ja uparcie dzień w dzień ćwiczę, wykorzystując różne aplikacje czy filmiki na YouTube i nie chcę się poddać. To tak w przerwach pomiędzy treningami, bo staram się też cały czas być aktywna.

W przeszłości już miała pani jakieś doświadczenia, jeżeli chodzi o muzykę?

Grałam w domu na keyboardzie i w szkole na flecie, ale były to pojedyncze piosenki, które grałam w kółko. Rodzina w pewnym momencie miała mnie dosyć. Teraz czuję się trochę podobnie, bo nauczyłam się grać trzy piosenki na ukulele i to tak w połowie. Czekam na moment, kiedy zagram przyzwoicie jedną z nich do końca.

Rozumiem, że sąsiedzi są wyrozumiali?

Jeszcze nikt nie zapukał do moich drzwi, chociaż jesteśmy nadal w Szczecinie w bloku. Albo nie jest tak źle albo nikt nad nami nie mieszka.

Ostatnio na profilu klubowym podzieliła się pani swoją "szóstką" najlepszych zawodniczek ostatnich lat. Proponuję nieco ją zmodyfikować. Gdyby aktualnie przyszło pani wcielić się w rolę prezesa i skompletować najsilniejszy skład świata, kto otrzymałby propozycję gry?

To nie jest łatwy wybór. Na pewno w takiej szóstce znalazłaby się Zhu Ting. Na przyjęciu zagrałaby też Mihajlović. Nie wiem, czy na prawym skrzydle ustawiłabym Egonu czy Bosković, ale chyba postawiłaby jednak na Paolę Egonu. Spośród środkowych nadal znalazłaby się tam Eda Erdem, która obecnie jest w świetnej formie. Na tej pozycji mogłaby zagrać też Stefana Veljiković albo Milena Rasić. Kogo jeszcze brakuje?

Rozgrywającej i libero...

Zażartuję sobie tak, że przy takich skrzydłach to pewnie nawet i ja mogłabym poprowadzić ten zespół! A już tak mówiąc poważnie, to uważam, że Asia Wołosz jest obecnie jedną z najlepszych rozgrywających na świecie i tutaj wskazałabym właśnie ją. Na libero moim wyborem byłaby Monica de Gennaro. Taka byłaby moja "szóstka". Jest to rzecz jasna zupełnie subiektywna ocena. Dla mnie równie ważna jak umiejętności jest też ekspresja zawodniczek. Nie zapominajmy, że nie grają tylko statystyki, a siatkówka ma przede wszystkim podobać się kibicom.

Nie każda z siatkarek ma ochotę i czas, by jeszcze "po godzinach" oglądać mecze i czytać o zawodniczkach z innych lig. Od zawsze śledziła pani siatkówkę międzynarodową?

Od dziecka staram się to robić. W młodszych latach trochę częściej oglądałam siatkówkę mężczyzn, bo był to okres, kiedy panowie przyćmili panie. Wtedy zarywałam noce, by oglądać mecze. Później trochę się to zmieniło, bo w kadrze zaczęły występować moje koleżanki. Oglądałam więc mecze polskiej kadry już nie tylko jako kibic, ale też ze zwykłej sympatii do nich.

W ostatnich latach coraz więcej zadań ofensywnych muszą brać na siebie przyjmujące. Można powiedzieć, że jest to już taki trend, który wyznaczają najlepsze zespoły na świecie? 

Myślę, że pokazał to choćby aktualny sezon. Z tak skuteczną zawodniczką jak Wilma Salas, mało kto miał z nami szansę wygrać. W kwadracie, obserwując jej statystyki na tablecie, nie raz obserwowałyśmy, jak Wilma długo utrzymywała 100 procent skuteczności w ataku. Myślę, że również po warunkach fizycznych zawodniczek widać, jak ważna jest siła na lewym skrzydle. Kiedyś zawodniczki takie jak Ania Werblińska czy Ola Jagieło mogły rywalizować z najlepszymi na świecie. Teraz zestawmy je z taką Magdą Stysiak, która ma prawie dwa metry... Trudniej jest przebić się niższym zawodniczkom. Nadal jednak uważam, że główną rolą przyjmującej pozostaje utrzymanie stabilności w odbiorze zagrywki.

Będąc rodowitą warszawianką pewnie śledziła pani losy klubu ze stolicy. Chciałaby pani kiedyś powrócić do swojego rodzinnego miasta, by znów tutaj grać?

Oczywiście, że chciałabym wrócić do Warszawy, bo to jest moje rodzinne miasto! Być może Wisła za jakiś czas się odrodzi, być może powstanie nowy klub, jeśli tylko znajdą się sponsorzy. Bardzo żałuję, bo cały ten sezon tak się ułożył, że jako jedyna drużyna nie mieliśmy okazji przyjechać do Warszawy, bo mecz z Wisłą rozegrałyśmy w Łodzi. Byłam rozczarowana, bo czekałam na ten moment, kiedy będę mogła zagrać w domu.

Zobacz również:
Siatkówka. Gorąco w GKS-ie Katowice. "To nie są negocjacje. To szantaż majątkowy"
Siatkówka. VERVA Warszawa Orlen Paliwa z nowym rozgrywającym. Angel Trinidad de Haro zasila szeregi klubu

Komentarze (0)