Luksemburski rząd ambitnie podchodzi do sprawy. Testy chce zacząć jeszcze w tym tygodniu, dziennie zamierza badać 20 tysięcy osób. Przy takiej częstotliwości wszyscy obywatele liczącego niewiele ponad 600 tysięcy mieszkańców kraju zostaliby przebadani w ciągu 30 dni.
Niektórych planuje się zbadać kilka razy, a testy będą dostępne także dla osób dojeżdżających do pracy z sąsiednich państw - Niemiec, Francji oraz Belgii. Gdyby plan się powiódł, Luksemburg byłby pierwszym krajem na świecie z przebadaną całą populacją. Do tej pory zbadano niespełna 43 tysiące osób.
- Faktycznie jest taki pomysł. Myślę, że to się może udać, ponieważ kraj jest nieduży. Przeprowadzenie ogólnonarodowego testu będzie dużo łatwiejsze, niż w Polsce czy w sąsiedniej Belgii. Poddanie się testowi nie będzie jednak obowiązkowe, a dobrowolne - opowiada Rychlicki, polski siatkarz grający w reprezentacji Luksemburga i w zespole mistrza Włoch, Cucine Lube Civitanova.
ZOBACZ WIDEO: Rozgrywanie spotkań na siłę to narażanie zawodników? Bartosz Bednorz nie ma wątpliwości
- Jako pierwsi przebadani zostaną nauczyciele i uczniowie ostatnich klas licealnych, którzy 4 maja wrócą do szkół - tłumaczy Rychlicki. Testowi będzie można się poddać w jednym z 17 punktów medycznych, rozmieszczonych na terenie całego kraju. Kraju o powierzchni 2,5 tysiąca kilometrów kwadratowych. To zaledwie 5 razy więcej niż obszar, na którym położona jest Warszawa.
- Czy ja poddam się testowi? Raczej tak. Czuję się dobrze, ale lepiej mieć absolutną pewność, że jest się zdrowym - mówi nam zawodnik jednego z najlepszych europejskich klubów. - 20 tysięcy testów dziennie to imponująca liczba jak na nasze stosunkowo małe państwo. Nie zdziwię się jednak, jeśli plan się powiedzie, bo Luksemburg jest państwem świetnie zorganizowanym. Władze panują nad sytuacją. Zwykle dobrze radzą sobie z takimi kryzysami i myślę, że tym razem będzie podobnie - chwali rządzących Polak grający w reprezentacji Luksemburga.
Narodowy test ma kosztować Luksemburg 40 milionów euro. Sporo, ale po pierwsze kraj jest bogaty, a po drugie wydatek może się opłacić, jeśli umożliwi szybszy powrót do normalności, a co za tym idzie, ożywi gospodarkę.
Na razie Luksemburczycy, tak jak mieszkańcy niemal wszystkich państw Europy, zmagają się z restrykcjami. Te od kilku tygodni są jednak stopniowo łagodzone. Na przykład w ubiegłym tygodniu do pracy wrócili budowlańcy oraz ogrodnicy, otwarto też kwiaciarnie. Zamknięte pozostają sklepy inne niż spożywcze, a także restauracje. Tam, gdzie nie da się zachować odległości 2 metrów od drugiej osoby, noszenie maseczki jest obowiązkowe pod karą wysokiej grzywny
- Nie można też spotykać się w grupach, samochodem wolno pojechać tylko do sklepu, do pracy lub do lekarza. Jednak na pewno jest zdecydowanie lepiej, niż we Włoszech - podkreśla gwiazdor Cucine Lube, który z Italii wrócił do Luksemburga przed tygodniem.
- Tutaj można iść na spacer, pobiegać czy jeździć na rowerze. W pewnych godzinach jest całkiem spory ruch. A gdy byłem we Włoszech, wszyscy siedzieli w domach. Sam przez kilka tygodni prawie nie wychodziłem z mieszkania. Dlatego pierwsze dni po powrocie do domu były dla mnie trochę szokiem. W Civitanovie zdążyłem się przyzwyczaić do pustych ulic, dziwnie było znowu widzieć na nich innych ludzi - opowiada Rychlicki. Dodaje, że kwarantanny przechodzić nie musi, ponieważ luksemburskie władze nie stawiają takiego wymogu osobom wracającym z zagranicy.
W najmniejszym z państw Beneluksu na koronawirusa zachorowało do tej pory niespełna 3,8 tysiąca osób. Zmarło 90. Najwięcej Luksemburczyków zaraziło się w pierwszej fazie epidemii - na początku kwietnia procent chorych obywateli był wyższy nawet niż we Włoszech. Dzięki wprowadzeniu ogólnokrajowej kwarantanny udało się jednak znacząco ograniczyć ekspansję wirusa. Duży udział ma w tym miejscowa służba zdrowia, która, jak podkreśla Rychlicki, stoi na bardzo wysokim poziomie.
- W szpitalach jest nowoczesny sprzęt, lekarze są dobrymi fachowcami, nie trzeba długo czekać w kolejkach. Myślę, że to jeden z powodów, dla których udało się zatrzymać chorobę - kończy rozmowę z WP SportoweFakty Kamil Rychlicki, syn Jacka Rychlickiego, który w latach 80. rozegrał siatkarskiej reprezentacji Polski ponad 120 spotkań.
Czytaj także:
Transfery. PlusLiga. Mariusz Wlazły trafi do Trefla Gdańsk? Pomóc może sponsor indywidualny
Koniec spekulacji transferowych na temat Bartosza Kwolka. Przyjmujący reprezentacji Polski nie zmieni barw