[b]
Sebastian Zwiewka, WP SportoweFakty: W następnym sezonie zagra pan w lidze koreańskiej. Kluby miały do wyboru w drafcie wielu innych siatkarzy i szczęście uśmiechnęło się właśnie do pana. Radość jest ogromna?[/b]
Bartosz Krzysiek, od nowego sezonu siatkarz Daejeon Samsung Bluefangs: Nie ukrywajmy - już na liście wstępnej znajdowali się światowi zawodnicy, niektórzy nawet prezentują topowy poziom. Prawda jest taka, że mieli lepsze CV niż ja. Jednak udało mi się trafić do drużyny, która była mną najbardziej zainteresowana. To dla mnie spore wyróżnienie i naprawdę bardzo się cieszę.
Spoczywa na panu wielka odpowiedzialność, aby sprostać oczekiwaniom korańskich działaczy. Można spodziewać się, że rozgrywający będą kierować do pana mnóstwo piłek.
W naszej polskiej siatkówce, która aktualnie wyznacza trendy raczej odchodzi się od takiego grania, bo tylko sporadycznie ma miejsce taka sytuacja, że jeden zawodnik dostaje bardzo dużo piłek. Większe sukcesy przecież osiągają drużyny, które prezentują się zespołowo, aczkolwiek gra w Korei wygląda trochę inaczej. Uważam, że będę mocno obciążony. Już nawet spojrzałem jacy zawodnicy zostali zakontraktowani przez mój klub. Widziałem, że pojawiło się dwóch rozgrywających z drużyny, która zajęła w poprzednim sezonie pierwsze miejsce. Myślę, że nawiążemy dobrą współpracę.
Ogólnie to jestem bardzo ciekawy jaka będzie wizja zespołu. Jeżeli mamy grać o wyższe cele, to musimy odpowiednio rozłożyć naszą grę, a nie tylko rozrzucać piłki do atakującego. Byłoby fajnie, gdyby zrobiono koncepcję drużyny w europejskim stylu. Ale jeśli nie będą tego chcieli, to po prostu wykonam swoją pracę.
ZOBACZ WIDEO: Reprezentacja Polski siatkarzy pod wodzą Michała Winiarskiego? "To moje marzenie"
W drafcie pokonał pan znanych siatkarzy. Od początku do samego końca wierzył pan w powodzenie tego transferu?
Z jednej strony chciałem przetrzeć szlaki i pokazać ludziom z Korei, że jestem zainteresowany grą w V-League. Uważam, że moje szanse przez cały czas się zmieniały. Na początku trzeba było w ogóle znaleźć się na liście draftu, dopiero później zobaczyłem, którzy zawodnicy starają się o angaż w rozgrywkach. Agencja jednak oceniała moje szanse bardzo wysoko. Miałem też swoje przemyślenia - podzieliłem 47 przez 7, więc wychodziło niemal siedmiu zawodników na jedno miejsce. Nie były to duże szanse, ale później dostałem informację, że jeden zespół jest mną poważnie zainteresowany i w grę wchodzą jeszcze trzy inne nazwiska - wtedy wzrosły do 25 procent. Wyższego współczynnika w tym drafcie już nie mogłem osiągnąć.
A gdyby nie dostałby się pan do koreańskiej V-League, to jaka byłaby pana przyszłość?
Były różne plany. Myślałem o pozostaniu w Stali Nysa, ale pojawiły się też propozycje z innych lig zagranicznych. W czasie pandemii miałem czas na analizę i zastanawiałem się, co dalej będzie na świecie. Na szczęście gdybanie jest już za mną, ponieważ znalazłem klub, w którym mogę kontynuować swoją karierę.
Jakie kierunki zagraniczne w pana przypadku wchodziły w grę?
Kierunki raczej takie bardziej egzotyczne. Poziom tych lig może i nie był najwyższy, ale można było w miarę dobrze zarobić.
Dlaczego wybór w drafcie padł akurat na pana?
Do wyłonienia było 47 zawodników, dokładnie tak samo jak w poprzednich latach. Zazwyczaj wszyscy przyjeżdżali na draft do Czech, jednak w tym roku pojawiła się epidemia koronawirusa i zatrzymała sportowe rozgrywki. Czas szybko minął. Jak zostałem wybrany, to przeprowadziłem rozmowę z człowiekiem, który będzie się mną opiekował na miejscu - taki opiekun i tłumacz. Słyszałem, że trener i dyrektor generalny są bardzo zadowoleni. Wybrali mnie dlatego, że jestem wysoki i szybki, bardzo mocno atakuję i dobrze gram w bloku. Rozumiem, że piłki będą szybko posyłane na skrzydła.
Rzadko zdarza się, żeby zawodnik z Krispol 1. ligi przechodził do tak dobrej ligi zagranicznej.
To prawda, że z zaplecza PlusLigi nie jest łatwo dostać się do lig zagranicznych, jednak w Korei dobrze wiedzieli gdzie grałem i zapoznali się z moim CV. Uważam nawet, że występy w niższej klasie rozgrywkowej trochę mi pomogły - Stal Nysa w zakończonym sezonie miała bardzo dobre rezultaty. Koreańczycy widocznie stwierdzili, że mają do czynienia z gościem, który nie boi się grać w I lidze, bo to też jest wyzwanie. Faworyt na papierze wcale nie musi awansować. Po prostu trzeba wyjść i wygrać. Myślę, że to też miało znaczenie. Być może ładnie mi w niebieskim? W takim stroju grałem w Nysie, podobnie będzie też w Samsungu. Tak żartobliwie mogę powiedzieć.
Kiedy pan wylatuje?
Rozgrywki zaczynają się 24 października, ale w sierpniu drużyna ma rozpocząć przedsezonowe przygotowania. Zgodnie z aktualnymi zasadami, będę musiał przejść dwutygodniową kwarantannę. Niewykluczone, że zostanę wezwany już w lipcu, czyli za półtora miesiąca.
Kogo zabiera pan ze sobą?
Zawsze przenoszę się w nowe miejsce z żoną. Na ostatnim zagranicznym wyjeździe - w Indonezji - w 2017 roku - także wspólnie mieszkaliśmy. Teraz będzie podobnie. Nie boję się ryzyka, trzy lata temu nie zawojowałem rynku, ale przetarłem sobie szlaki. Gra w lidze indonezyjskiej wyszła mi na dobre.
Można jakoś porównać rozgrywki w Indonezji i Korei?
Wydaje mi się, że wyższy poziom będzie w lidze koreańskiej. Mam na myśli obcokrajowców jak i lokalnych siatkarzy. Paradoksalnie w Indonezji jest 200 milionów mieszkańców, więc kluby mają z czego wybierać. A jakie dostrzegam podobieństwa? Na pewno mała liczba drużyn, trenuje się w bazie, a mecze domowe rozgrywa się w innym miejscu niż znajdujemy się na co dzień. W Korei hala jest oddalona i trzeba jechać ponad 2 godziny. W Indonezji było jeszcze dalej, bo musieliśmy lecieć do innej części wyspy. To chyba wszystkie podobne aspekty.
Mogę wskazać jeszcze kilka różnic, o których się dowiedziałem. Pamiętam, że w Indonezji zjeżdżały się w dany weekend wszystkie zespoły - męskie oraz żeńskie - i grały dwie kolejki od rana do wieczora. W Korei nie ma takiej sytuacji, że wszyscy zlatują się w jedno miejsce i tam toczą rywalizację - jest konkretny kalendarz i każdy zespół rozgrywa mecze domowe, a także wyjazdowe.
Ale jeszcze rok temu pewnie nie wiedział pan nic o lidze koreańskiej.
No nie będę ukrywał - nie wiem jak grają lokalni zawodnicy, nie wiem nawet jak wyglądają. Z doświadczenia na parkietach PlusLigi oraz Krispol 1. ligi wiem, że tzw. "świeżacy" mają łatwiej, bo ciężko ich na początku zatrzymać. Na razie znalazłem czas, aby zapoznać się z sylwetkami zawodników - odwiedziłem bazę "Volleybox". Można tam znaleźć informacje o każdym siatkarzu na świecie, który gra w profesjonalnej lidze. Zauważyłem, że do mojej drużyny przyszło czterech zawodników z ekipy, która wygrała poprzednie zmagania - w drugą stronę powędrowała kolejna czwórka.
Nawet nie wiem, czy kluby wymieniają się zawodnikami. Nie należę do najmłodszych, a w moim zespole wszyscy są ode mnie o kilka ładnych lat starsi. Widocznie stawia się tam na doświadczenie i jest ciągła rotacja. To jednak zrozumiałe skoro w drużynie może grać tylko jeden obcokrajowiec. Musi być zapotrzebowanie na lokalnych zawodników.
Czeka pana wyczerpujący sezon - 36 spotkań w rundzie zasadniczej, sześć rund, a później możliwy półfinał i finał.
Będzie znacznie więcej gry niż w Polsce. Według mnie system jednak jest ciekawy i jak najbardziej sprawiedliwy. Przy tej ilości drużyn trzeba jakoś wyróżnić najlepszych po rundzie zasadniczej i zwycięzca bezpośrednio trafia do finału, a druga drużyna zmierzy się z trzecią w półfinale. Warto zaznaczyć, że jeżeli czwarta będzie miała tyle samo "oczek" co trzecia lub punkt mniej, to możliwy jest nawet ćwierćfinał. Mogę zapewnić, że dołożę wszelkich starań, aby mój zespół znalazł się w czołowej trójce. Chcemy włączyć się do walki o medale.
Wracając jednak do naszego kraju: Stal Nysa jest gotowa - organizacyjnie i sportowo - na grę w PlusLidze?
Czekamy na dalszy rozwój sytuacji. Możemy jednak mówić, że na 99 procent udało się nam wywalczyć ten awans i drużyna z Nysy zagra w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jak to będzie wyglądało? Nie wiem do końca, jaką politykę odbiorą działacze.
MKS Ślepsk Malow zawiesił Stali wysoko poprzeczkę. Klub z Nysy może pójść drogą suwalczan?
O sile suwalczan stanowili głównie obcokrajowcy. Zobaczymy, czy w Nysie postawią również na zawodników z zagranicy. Nicolas Szerszeń miał polski paszport, co pozwoliło zakontraktować jeszcze Takvama, Tuanigę oraz Klinkenberga, z którym miałem okazję grać w Bydgoszczy. Tak naprawdę to większość miała doświadczenie z PlusLigi, a także z innych lig zagranicznych - ten czynnik był bardzo istotny. Trochę żałuję, że sezon został przedwcześnie zakończony, bo chciałem zobaczyć występy beniaminka w play-offach.
Awans to wielki sukces debiutantów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Mam tu na myśli moich dobrych kolegów, czyli Łukasza Rudzewicza i Kamila Skrzypkowskiego, którzy pokazali, że PlusLiga nie jest im straszna i już dawno mogli się w niej znaleźć. Dla nich wywalczony awans był wielkim przeżyciem. Nie przypisujmy znaku równości między tymi dwoma drużynami, bo są zupełnie inne. Ciężko wyrokować, choć Stali będzie ciężko wejść do PlusLigi takim przebojem.
A nie korciło pana pozostanie w Nysie i gra z najlepszymi polskimi drużynami?
Miałem taki cel i marzenie, gdy przenosiłem się do Nysy. Tak samo zresztą było w Częstochowie - wygraliśmy wtedy ligę, ale nie wywalczyliśmy awansu. Teraz ta sztuka nam się powiodła, dlatego liczę, że kiedyś będzie mi dane zagrać w PlusLidze w barwach zespołu z Nysy.
Zobacz także:
Pierwsi Polacy zagrają w lidze koreańskiej. Michał Filip: Totalny szok. Gdy mnie wybrano, byłem w euforii
Transfery. Seyed Mousavi jednak odejdzie z PlusLigi? Środkowy ma wrócić do ojczyzny