Siatkówka. Problemy polskiego klubu z Londynu. "Wielka Brytania nie ma ochoty pilnie odmrażać sportu"

Materiały prasowe / Steve Smith/IBB Polonia Londyn / Bartosz Kisielewicz, rozgrywający i kapitan IBB Polonii Londyn, 5-krotny mistrza Anglii w siatkówce
Materiały prasowe / Steve Smith/IBB Polonia Londyn / Bartosz Kisielewicz, rozgrywający i kapitan IBB Polonii Londyn, 5-krotny mistrza Anglii w siatkówce

- Wielka Brytania nie ma ochoty odmrażać mniej popularnych sportów - opowiada Bartłomiej Łuszcz, prezes IBB Polonii Londyn. Siatkarski mistrz Anglii ma problem, bo choć rząd dał zgodę na otwarcie hal sportowych, większość z nich pozostaje zamknięta.

Drużyna, którą kieruje Łuszcz, w przedwcześnie zakończonym sezonie 2019/2020 po raz siódmy w swojej historii sięgnęła po mistrzostwo Anglii. W kolejnym zamierza pokazać się w Champions League, marzeniem jest awans do fazy grupowej. - To jest nasz czas, żeby zaatakować - powtarzają w IBB Polonii.

O skuteczny atak może być jednak wyjątkowo trudno, bo ze względu na pandemiczne obostrzenia w angielskiej stolicy siatkarze mają tam mocno pod górę. "Zarządzanie siatkarskim klubem nie było w Londynie łatwe przed pandemią COVID-19, jednak teraz staje się niemożliwe. Nie mając gdzie trenować, oczekuje się od nas zorganizowania we wrześniu trzech meczów eliminacji Ligi Mistrzów" - napisał kilka dni temu na Twitterze prezes Polonii.

Grać można, ale hale są zamknięte

- Wielka Brytania nie ma ochoty odmrażać sportu w pilnym trybie - mówi nam Łuszcz. Dla wygrania bitwy z koronawirusem Boris Johnson i jego gabinet są go w stanie poświęcić.

ZOBACZ WIDEO: Polak wkrótce w Manchesterze City? Skaut klubu: Są możliwości. Być może zjawi się ktoś w najbliższym czasie

- A już na pewno rząd nie myśli o odmrożeniu mniej popularnych sportów jak siatkówka czy koszykówka. Nie uważa się, żebyśmy potrzebowali pomocy - dodaje kierujący londyńskim klubem menadżer.

Żeby zwrócić uwagę na trudną sytuację swoich dyscyplin, kilka dni temu wspólną akcję zorganizowali prezesi federacji siatkówki, netballu, badmintona i tenisa stołowego. Podkreślano, że rząd zupełnie zapomina o potrzebach tych sportów i apelowano do władz, żeby umożliwili ludziom ich uprawianie, na przykład dając im dostęp do hal. Jest ogromne ryzyko, że część tych dyscyplin straci zawodników. A są to sporty, które i tak mają w Anglii ogromny problem z rekrutacją nowych graczy.

W teorii hale sportowe mogą być otwarte. Rząd daje taką możliwość, tak samo jak pozwala na uprawianie bezpiecznych, bezkontaktowych sportów, między innymi właśnie siatkówki.

- Jednak z tego, co wiem, 80 procent klubów siatkarskich w Anglii nie ma dostępu do obiektów, w których trenowało. Rząd rządem, ale hale mają swoich zarządców, którzy w zdecydowanej większości nie zdecydowali się otworzyć. Efekt jest taki, że na razie możemy trenować tylko na piasku - tłumaczy Łuszcz.

Działaczom Polonii po uciążliwych poszukiwaniach udało się znaleźć jeden otwarty obiekt. Zaczną w nim trenować w poniedziałek, dwa tygodnie później niż planowali start przygotowań do sezonu. Co do starej hali, był nawet problem, żeby zabrać z niej sprzęt. - Prywatnymi kanałami jakoś udało się nam dotrzeć do kogoś, kto nam ten obiekt na chwilę otworzył i wydał nasze rzeczy - mówi prezes siatkarskiego mistrza Anglii.

Liga Mistrzów w Londynie? Raczej nie teraz

Zamknięte hale to tylko jeden z wielu problemów, z jakim w czasie pandemii COVID-19 zmaga się polski klub z Londynu. We wrześniu IBB Polonia ma zagrać sześć spotkań w eliminacjach Ligi Mistrzów, w systemie trzech turniejów z udziałem trzech drużyn. Europejska Konfederacja Siatkówki oczekuje, że jeden z takich turniejów odbędzie się w Anglii, ale na ten moment nie ma takiej możliwości.

- Procedury, na jakie zgodziło się angielskie ministerstwo sportu, gdy zezwoliło na odmrożenie siatkówki, dopuszczają maksymalnie 30 uczestników meczu. Ograniczenie sprawia, że nie jesteśmy w stanie spełnić wymagań CEV. Z tego, co wyliczaliśmy, sędziowie liniowi już by w takim spotkaniu nie mogli wziąć udziału - tłumaczy Łuszcz.

Poza tym w Londynie nie ma w tej chwili żadnego obiektu, który spełniałby wymogi europejskiej federacji. - Ludzie myślą sobie, że w Londynie są nie wiadomo jakie hale sportowe, a tymczasem te, w których gramy, w Polsce byłyby już pewnie zamknięte. Cytując klasyka, pod tym względem "jesteśmy dziadami". Homologację ma tylko jedna hala. Chcieliśmy homologować inną, ale okazało się, że wszystkie obiekty, które braliśmy pod uwagę, są zamknięte dla sportów drużynowych. Z tego co wiem, teraz wykorzystuje się je jako powiększenie powierzchni siłowni czy studia fitness, bo to daje właścicielom największe zyski.

Z powodu obowiązujących w Anglii obostrzeń, swój domowy turniej eliminacyjny Polonia prawdopodobnie rozegra w innym kraju - takie rozwiązanie jest dopuszczane przez CEV. - Wielka szkoda, bo w normalnych warunkach przyjazd do Londynu włoskiego Trentino, Dynama Moskwa czy Jastrzębskiego Węgla byłby spełnieniem marzeń. Jednak skoro z organizacją tego turnieju jest tyle kłopotów, a mecze i tak odbyłyby się bez kibiców, to chyba trzeba dać sobie spokój, bo para i tak pójdzie w gwizdek - mówi prezes londyńskiego klubu.

Lęk przed kwarantanną

Mecze sparingowe w ramach przygotowań do Ligi Mistrzów IBB Polonia też zamierza rozgrywać poza Wielką Brytanią. - Tylko że teraz jest jeszcze dodatkowy problem. Jeżeli chcielibyśmy wyjechać do Belgii, gdzie planowaliśmy zagrać kilka sparingów, Holandii czy do Francji, po powrocie musielibyśmy przejść dwutygodniową kwarantannę, bo taki jest wymóg angielskich władz wobec osób wracających z tych krajów. On pokrzyżował nam plany, więc je zmieniliśmy i teraz chcemy wybrać się do Grecji. Chcą z nami grać czołowe zespoły tamtejszej ligi, jak choćby Panathinaikos. Jednak we wtorek przeczytałem, że na osoby wracające z Grecji brytyjskie władze też mogą nałożyć obowiązek kwarantanny. Dolecieć dolecimy, tylko pytanie czy po powrocie nie będziemy musieli się izolować? - zastanawia się Łuszcz.

- Zasady kwarantanny w Wielkiej Brytanii zmieniają się w ciągu 24 godzin. Można wyjechać na normalnych zasadach, a wrócić z obowiązkiem kwarantanny. Gdyby nas to spotkało, moglibyśmy chyba kończyć sezon - podkreśla.

Nie chcą stracić kontroli

"Agresywne" reakcje brytyjskich władz na ogniska pojawiające się w innych krajach wynikają z chęci utrzymania korzystnego trendu w walce z koronawirusem. Do tej pory w Wielkiej Brytanii odnotowano ponad 320 tysięcy przypadków, ale już w sierpniu tylko 14 tysięcy.

- Jest już w miarę dobrze. Cały czas zmniejsza się dzienna liczba ofiar śmiertelnych i zajętych miejsc w szpitalach. Liczba zakażeń utrzymuje się na stałym poziomie, 700-1000 dziennie, ale to też efekt ogromnej liczby wykonywanych testów. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że koronawirus jest pod kontrolą - mówi Łuszcz.

- Rząd chce tę kontrolę zachować i dlatego z dnia na dzień nakłada obowiązek kwarantanny na osoby przyjeżdżające z innych krajów. Brytyjskie władze nie chcą, żeby wracający z wakacji we Francji, Grecji i Hiszpanii, bo to teraz dla Anglików główne kierunki, spowodowali wzrost zachorowań.

Anglicy mogą żyć bez siatkówki

Wracając do sportu, na tę chwilę nie ma możliwości rozgrywana jakichkolwiek spotkań z udziałem kibiców. Wyjątek, w ramach testu, zrobiono tylko dla mistrzostw świata w Snookerze w Sheffield, gdzie wpuszczono 300 osób z zachowaniem dystansu społecznego.

Lobby sportów halowych jest zdaniem prezesa IBB Polonii zbyt słabe, żeby coś dla siebie wywalczyć, na przykład otwarcie większej liczby obiektów. - Nie jesteśmy traktowani poważnie. Jak jest pożar, nie myśli się o ratowaniu mało ważnych rzeczy. A sporty rekreacyjne są dla Anglików mało ważne. Tu nie będą mieli żadnego problemu, żeby żyć bez siatkówki.

Czytaj także:
Trefl Gdańsk nie marnuje czasu. Pierwsze sparingi już w najbliższy weekend
Z lotniska prosto na test, w mieszkaniu paczka od rządu. Bartosz Krzysiek mówi o kwarantannie w Korei Południowej

Komentarze (0)