Malwina Smarzek-Godek o Superpucharze Włoch: Dla mnie to skandal. Nie wszystkie drużyny miały równe szanse

- Nie przypominam sobie równie skandalicznego potraktowania zespołów w tak ważnych zawodach - mówi Malwina Smarzek-Godek. Polska siatkarka półfinał Superpucharu Włoch zaczęła grać w sobotę wieczorem, a skończyła w niedzielę o 13.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Malwina Smarzek WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Malwina Smarzek
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Za tobą przedziwny powrót do grania po półrocznej przerwie i debiut w nowym klubie. Co się wydarzyło w czasie Superpucharu Włoch?

Malwina Smarzek-Godek, siatkarka reprezentacji Polski i włoskiego klubu Igor Gorgonzola Novara: Mecze miały się odbyć na rynku w Vicenzy. Na otwartej przestrzeni, żeby było bezpieczniej i żeby mogli przyjść kibice. W razie złej pogody była przygotowana hala i spotkania miały zostać przeniesione pod dach. W pierwszym półfinale grało Conegliano ze Scandicci i wszystko było w porządku. Potem zaczął się nasz mecz z Busto Arsizio. Już w pierwszym secie czułam, że coś jest nie tak, bo parkiet był mokry w miejscach, w których mokry być nie powinien. W drugiej partii jak próbowałam zrobić najście do ataku, odjechała mi noga. Chwilę później dziewczyna z Busto w jednej akcji przewróciła się trzy razy.

Wtedy miałyśmy już pewność, że to nie z nami coś jest nie tak, tylko boisko jest po prostu mokre. Późnym wieczorem, kiedy było już chłodno, przy dużej wilgotności powietrza cały nasz pot skraplał się na zimnym terafleksie. Z boiska zrobiło się lodowisko. Z czasem zrobiło się tak niebezpiecznie, że po każdej akcji trzeba było wycierać parkiet. A my wtedy stałyśmy i marzłyśmy. Ja skakałam może na dwadzieścia procent swoich możliwości, bo bałam się, że coś sobie zrobię.

ZOBACZ WIDEO: ZAKSA zdobyła Superpuchar Polski. Zatorski: Cieszymy się z każdego trofeum, nie chcemy osiadać na laurach

Odmówiłyście gry na takim boisku?

Po drugim secie trener spytał się nas, czy chcemy kontynuować. Ja powiedziałam, że nie chcę, że się boję. Decyzja drużyny była jednak taka, że jeszcze spróbujemy. Ale jak libero Busto wyrżnęła o parkiet, gdy chciała ruszyć do mojej kiwki, mecz przerwano. My byłyśmy już zgodne, że nie gramy dalej. Wtedy zebrały się mądre głowy, uzgodniły, że spotkanie zostanie dokończone w hali następnego dnia rano. Myślałyśmy, że to żart. Jak okazało się, że mówią poważnie, nie mogłam w to uwierzyć.

Ile miałyście czasu, żeby przygotować się do dokończenia meczu?

10 godzin. Tyle nam zostało do rozpoczęcia rozgrzewki, jak w sobotę o północy wróciłyśmy do hotelu. Żadna z nas nie poszła spać wcześniej niż o drugiej w nocy, a w niedzielę trzeba było rano wstać, bo spotkanie miało się zacząć o 11. Jak dotarłyśmy na halę o 10, organizatorzy nie byli jeszcze gotowi, dopiero rozkładali parkiet. To tylko spotęgowało nasze wkurzenie. Ostatecznie wystartowałyśmy z półgodzinnym opóźnieniem. Przegrałyśmy, do finału przeszło Busto, ale tam już nie miało szans z Conegliano. My pewnie też byśmy nie miały.

Jesteś rozgoryczona?

Jestem, bo my i Busto nie miałyśmy takich samych szans na wygranie Superpucharu, jak Scandicci i Conegliano. Conegliano to bardzo silny zespół, bardzo możliwe, że i tak wygrałby turniej. Ale to, co się wydarzyło, to dla mnie skandal. Jak mamy mówić o równych szansach, o fair play, kiedy Conegliano skończyło swój półfinał w sobotę o 20 i mogło spokojnie odpocząć, a Busto po zwariowanej nocy w niedzielę najpierw musiało dokończyć mecz z nami, a potem jeszcze zagrać finał? Nie przypominam sobie równie skandalicznego potraktowania zespołów w tak ważnym turnieju. To nie jest jakiś turniej dzikich drużyn, tylko Superpuchar Włoch. Nie może tak być.

Dlaczego organizatorzy nie chcieli przełożyć finału na inny dzień?

Tłumaczyli, że jest transmisja na Rai 2, a siatkówka na jednym z głównych kanałów pojawia się pięć razy w roku. Tylko że skoro to oni wymyślili turniej na rynku, na otwartej przestrzeni, i coś poszło nie tak, to powinni wziąć za to odpowiedzialność i przełożyć mecz na poniedziałek. Koniec, kropka. Dlaczego to my mamy płacić za błędy innych? Potem się dziwimy, że inni nie traktują siatkówki poważnie. Jak mają to robić, skoro ona sama tak siebie nie traktuje?

Debiut w nowym zespole do zapomnienia, ale ze swoich pierwszych tygodni w Igor Gorgonzola Novara chyba jesteś zadowolona?

Jestem. Mamy bardzo dobrego trenera, Stefano Lavarini to moim zdaniem jeden z najlepszych fachowców we Włoszech. Widać, że trafiłam do klubu, który niedawno wygrał Ligę Mistrzyń. Wszystko mamy zapewnione, możemy skupić się tylko i wyłącznie na treningach. Z wejściem do drużyny nie miałam problemów, bo większość dziewczyn znałam już wcześniej. Myślę, że mamy bardzo dobrą atmosferę. Jest dużo zawodniczek w podobnym wieku i w podobnym momencie kariery - doświadczenie jest już duże, ale głód sukcesu jeszcze większy. Wiadomo, dopiero liga nas zweryfikuje, ale na ten moment mogę powiedzieć, że Novara to fajny zespół.

Ale to nie wy jesteście głównymi faworytkami do mistrzostwa.

Nie, bez wątpienia jest nim Conegliano, które będzie bardzo trudne do pokonania. Może uda się je "ugryźć" w pojedynczym meczu, ale wygranie z nimi całej serii to co innego. Nie zmienia to faktu, że będziemy grać o scudetto. Najważniejsze jest jednak to, żeby do meczów o mistrzostwo w ogóle doszło, bo przecież w ostatnim sezonie ich nie było. Nieważne, kto będzie w nich grał, trzymam kciuki, żeby one się odbyły. To będzie oznaczało, że przez cały sezon wszystko przebiegło we względnym porządku.

Na jakich zasadach wraca włoska siatkówka?

Przed sparingami i po nich wszystkie musimy mieć zrobione testy na koronawirusa, dlatego meczów kontrolnych gra się bardzo mało. Pewnie też z powodów finansowych, bo testy dla całej drużyny sporo kosztują. Jeśli ktoś w zespole zachoruje na COVID-19, to tylko on idzie na kwarantannę. Uważam, że to bardzo dobre rozwiązanie, bo gdyby w takich sytuacjach cały zespół musiał się izolować, rozegranie sezonu byłoby trudne. Nawet przy bardzo ostrożnym i rozsądnym zachowaniu wszystkich ekip może się przecież zdarzyć, że ktoś zachoruje. I jeśli w takiej sytuacji cały zespół miałby iść na kwarantannę, byłby duży problem.

A co z kibicami?

Na ten moment spotkania Serie A mają się odbywać bez publiczności. Myślę jednak, że z czasem to się zmieni. Do startu ligi pewnie jeszcze nie, bo to już za dwa tygodnie, ale potem. Bez kibiców gra się bardzo, bardzo dziwnie. Włoscy fani żyją siatkówką, robią świetną atmosferę. Jak jest publiczność, doping, od razu masz poczucie, że grasz w ważnym meczu. A jak jest cicho, to masz wrażenie, że to tylko jakiś sparing, bo przecież przez całe życie w ciszy grałyśmy tylko zamknięte sparingi. Trudniej się wtedy zmobilizować.

Na powrót do sportowej normalności pewnie jeszcze długo poczekacie.

W tym roku nawet na to nie liczę. W Serie A pewnie jakoś to będzie, bardziej obawiam się o Ligę Mistrzyń. Co innego grać w obrębie jednego kraju, a co innego podróżować między kilkoma państwami, które mają różne obostrzenia. Mam nadzieję, że nie dojdzie do grania turniejów na neutralnym terenie, choć może nie być innego wyjścia. Najważniejsze, żeby Liga Mistrzyń się odbyła.

Siatkówka siatkówką, ale powiedz, jak wygląda we Włoszech zwykłe życie? Wpływ pandemii, która mocno uderzyła w ten kraj, wciąż jest widoczny?

Ja nie czuję, że trwa pandemia. W piątkowy wieczór rynek w Novarze wygląda tak, jak przed pandemią. Jak wchodzi się do sklepu czy do baru, trzeba mieć maseczkę, ale nie wszyscy tego przestrzegają. Mieszkam blisko szpitala, w kawiarni, do której chodzę, często widzę ratowników medycznych. I nawet oni tych maseczek nie zakładają. W serwisach informacyjnych też nie ma już dramatycznych wiadomości. Od kiedy przeprowadziłam się z Bergamo do Novary, na co dzień widzę życie, które wygląda niemal całkiem normalnie.

Czytaj także:
Superpuchar Polski kobiet. Wyznaczono nowy termin meczu
Bartosz Bednorz przypomniał Zenitowi Kazań czasy Leona. Udany debiut Polaka w Rosji

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×