Michał Winiarski: Po koronawirusie chłopcy wyglądali bardzo słabo. Zwykła rozgrzewka sprawiała ogromny problem

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Michał Winiarski
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Michał Winiarski

Aż 40 dni przebywał na kwarantannie jeden z graczy. - To było nasze święto, gdy ostatni z chłopaków wrócił do treningów - opowiada Michał Winiarski. Zespół zaczął sezon po rekordowo krótkich przygotowaniach. I z miejsca rozbił rywali 3:0.

Prowadzony przez Winiarskiego Trefl Gdańsk to jak do tej pory największe ognisko koronawirusa, jakie pojawiło się w polskim sporcie. W lipcu i sierpniu pozytywny wynik testu uzyskało łącznie 16 osób - 13 siatkarzy i trzy osoby ze sztabu szkoleniowego.

To całkowicie sparaliżowało przygotowania drużyny do nowego sezonu PlusLigi. Zawodnicy, zamiast trenować i grać sparingi, siedzieli w domu na obowiązkowej kwarantannie. Niektórzy, jak rozgrywający Marcin Janusz, aż 40 dni!

- Kwarantannę mogliśmy zakończyć dopiero, kiedy w dwóch kolejnych badaniach mieliśmy negatywny wynik. A mi, nawet jak czułem się już dobrze i od dawna nie miałem objawów, testy wychodziły pozytywne. Zresztą nie tylko mi. Większość naszej drużyny ma za sobą długi okres izolacji. Średnia to około 30 dni - mówił nam Janusz.

ZOBACZ WIDEO: ZAKSA zdobyła Superpuchar Polski. Zatorski: Cieszymy się z każdego trofeum, nie chcemy osiadać na laurach

"Zwykła rozgrzewka była ogromnym problemem"

- Jak chłopaki wrócili na salę po kwarantannie, wyglądali bardzo słabo. Zwykła rozgrzewka sprawiała ogromny problem. Przez pierwsze trzy dni mieli po niej takie tętno, jak w czasie ciężkiego treningu - opowiada mistrz świata z 2014 roku. - Musieliśmy bardzo uważać. Są badania, które pokazują, że po tej chorobie istnieje duże ryzyko powikłań, wystąpienia problemów z mięśniem sercowym. Dlatego zawodnicy pracowali według specjalnego planu. Z czasem doszli jednak do siebie i teraz pracujemy już na pełnych obrotach.

Wirus zjednoczył zespół

Jeden z najlepszych polskich siatkarzy w historii dobrze zapamiętał chwilę, gdy ostatni z jego graczy zakończył kwarantannę i pojawił się na treningu. - To było nasze święto. Znak, że wróciliśmy. Nie z wakacji czy z urlopu, tylko z zamknięcia w domu, bo tak to przecież wyglądało. Jak znowu byliśmy w komplecie, radość w zespole była ogromna - wspomina Winiarski.

Z reakcji swojej drużyny na sytuację, którą w czasie rozmowy kilkukrotnie nazywa "bardzo trudną", trener Trefla jest dumny. - Zespół się zjednoczył. Zawodnicy wspierali się nawzajem. Ci, którzy nie zachorowali, albo już wyzdrowieli, pomagali tym, którzy wciąż przebywali w izolacji. Mamy grupę na jednym z komunikatorów, informowaliśmy się na bieżąco, co się u kogo dzieje i jak ktoś był w potrzebie, zawsze mógł liczyć na kolegów. Mimo nerwów i całej tej sytuacji, po powrocie nikt nie narzeka i wszyscy bardzo dobrze pracują.

Pierwszy mecz po trzech tygodniach treningów. "To ewenement"

Ze względu na storpedowane przez COVID-19 przygotowania Trefl starał się o przełożenie dwóch pierwszych meczów w PlusLidze na październik. Polska Liga Siatkówki wyraziła zgodę, to samo musieli zrobić jeszcze rywale gdańskiej ekipy. Asseco Resovia Rzeszów przystała na tę prośbę, Cerrad Czarni Radom już nie, tłumacząc się brakiem dogodnego terminu. I dlatego ekipa Winiarskiego musiała zacząć sezon 2020/2021 już w ostatnią niedzielę, po zaledwie trzech tygodniach treningów.

- A właściwie to po dwóch, bo pierwsze dni po powrocie chłopaków z kwarantanny musieliśmy poświęcić na to, żeby w ogóle ich do treningów przygotować. Pełen cykl treningowy trwa osiem, dziewięć tygodni. Ja chciałem mieć chociaż cztery, żeby zrobić jakikolwiek mały cykl, przygotować zawodników fizycznie na tyle dobrze, żeby przetrwali wrzesień i październik w dobrym zdrowiu i bez kontuzji. Dostaliśmy trzy tygodnie. To ewenement, żeby ktoś zaczynał grać po tak krótkich przygotowaniach, ale tak samo możemy pomyśleć o sytuacji, którą mamy na świecie - podkreśla 240-krotny reprezentant Polski.

W Radomiu dali popis

Czy gdańszczanie mieli żal do klubu z Radomia za to, że nie poszedł im na rękę? Winiarski nie odpowiada wprost. - Nie ma sensu do tego wracać. Nasz występ na boisku był idealną odpowiedzią na to, co się wydarzyło - mówi.

A na radomskim boisku Trefl zmiótł gospodarzy z parkietu w trzech krótkich setach - do 19, 21 i 11. Najlepszym graczem spotkania został Mariusz Wlazły, nowa gwiazda i nowy kapitan zespołu "Lwów". - Ale świetnie zagrał cały zespół. Jak się wygrywa 3:0, jeszcze tak wysoko, to znaczy, że kandydatów do MVP było w drużynie siedmiu. Mariusz wnosi do naszej drużyny spokój i doświadczenie - chwali Winiarski swojego wieloletniego przyjaciela.

- Nie chciałem go dlatego, że łączy nas wspólna przeszłość. Mimo że ma już 37 lat, wciąż jest czołowym atakującym polskiej ligi. Wciąż cieszy się grą, a to wpisuje się w moją trenerską filozofię - mówi jeden z najmłodszych trenerów w polskiej lidze.

Jaka to filozofia? - Staram się przekazać zawodnikom, że mają wielkie szczęście, bo są zawodowymi sportowcami, zarabiają dzięki temu pieniądze i jeszcze świetnie się w pracy bawią. Chcę, żeby radość z gry w siatkówkę była w moim zespole widoczna. Emocje w tym, co robimy, muszą być zawsze obecne, i o to bardzo ich proszę.

Wciąż muszą uważać

Mimo rewelacyjnego startu sezonu, Winiarski zachowuje chłodną głowę. Zdaje sobie sprawę, że problemy jeszcze się nie skończyły, że koronawirus wciąż może dać o sobie znać. - Nie wiem, jak zespół zareaguje za dwa, trzy tygodnie, albo za dwa miesiące. Jak wirus jeszcze się na nas odbije, jeśli w ogóle. Specjaliści twierdzą, że przeciwciała utrzymują się w organizmie około trzech miesięcy. W teorii na razie jesteśmy bezpieczni, ale to nie zwalnia nas z odpowiedzialnego zachowania. Wciąż musimy się pilnować - podkreśla Winiarski.

Czytaj także:
PlusLiga. Drugi sprawdzian Trefla Gdańsk. Michał Winiarski mówi, że jego drużyna dopiero skończyła przygotowania
Wymarzony początek Trefla Gdańsk. Mariusz Wlazły o swoim oficjalnym debiucie w nowym klubie

Komentarze (0)