W latach 90. i w pierwszej połowie poprzedniej dekady Dymowski był czołowym środkowym bloku siatkarskiej ekstraklasy. Największe sukcesy święcił na początku kariery, gdy w barwach AZS-u Częstochowa trzy razy z rzędu zdobył mistrzostwo Polski (1993, 1994, 1995).
W częstochowskiej drużynie grał m.in. razem z Radosławem Panasem. - Wiadomość o jego śmierci spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Rafał był ode mnie dwa lata młodszy. Nie tylko graliśmy kilka lat w jednej drużynie klubowej. Studiowaliśmy na tej samej uczelni, mieszkaliśmy w tym samym akademiku. Byliśmy razem w reprezentacji polskiej ligi, którą prowadził Waldemar Wspaniały - wymienia Panas, który obecnie pracuje jako trener siatkówki, pojawia się także w roli telewizyjnego komentatora.
- Jako o koledze z zespołu mogę się o nim wypowiadać w samych superlatywach - podkreśla były gracz AZS-u Częstochowa, Mostostalu-Azoty Kędzierzyn-Koźle i Polskiej Energii Sosnowiec. - Bardzo życzliwy, otwarty, uśmiechnięty chłopak.
W podobny sposób Dymowskiego przedstawia Piotr Łuka, który grał z nim w Stali Nysa. Dymowski był jej zawodnikiem w latach 1996-2003 i w sezonie 2004/2005, Łuka od 1999 do 2003 roku. - Też mogę o nim mówić same dobre rzeczy. Jako o siatkarzu, koledze, człowieku - zaczyna były zawodnik nyskiego klubu. - Kiedy przychodziłem do Stali jako młody chłopak, przyjął mnie bardzo serdecznie - opowiada smutnym głosem Łuka. Starszego osiem lat kolegę z boiska zapamiętał jako osobę, której uśmiech prawie nigdy nie schodził z twarzy. Duszę towarzystwa i dobrego ducha zespołu z Nysy.
A jaki był Dymowski jako sportowiec? Tu Łuka i Panas też są zgodni. - Tytan pracy - mówi ten pierwszy. - Byli gracze bardziej utalentowani od niego, ale on nadrabiał cierpliwą, konsekwentną pracą. Dzięki niej wywalczył sobie miejsce w pierwszej szóstce AZS-u, a w tamtych czasach to był nie lada wyczyn. No i trzy razy został mistrzem kraju, a to o czymś świadczy - podkreśla drugi z naszych rozmówców.
Jego atuty? Świetny blok, bardzo mocny atak z pierwszego tempa, niewygodna zagrywka. - Miał w tamtych czasach jeden z najciekawszych stacjonarnych serwisów - uważa Łuka. - Kiedy trafiał, siał popłoch wśród przyjmujących przeciwnej drużyny. Piłka spadała jak kamień - wspomina były zawodnik Stali, który z Dymowskim przyjaźnił się nie tylko w czasie sportowej kariery.
- Byliśmy bardzo dobrymi kolegami. Obaj osiedliliśmy się w Nysie. Po zakończeniu gry w siatkówkę Rafał pracował w zakładzie karnym jako wychowawca. Często widywaliśmy się na mieście, rozmawialiśmy.
Łuka nie wiedział jednak, że w ostatnim czasie Dymowski toczył ciężką walkę z koronawirusem. - Kiedy w poniedziałek rano odebrałem telefon z informacją o jego śmierci, przeżyłem duży szok - przyznaje. - Cała siatkarska Nysa bardzo to przeżywa. Z kim nie rozmawiam, jest bardzo przejęty. Spadło to na nas nagle. To był przecież młody człowiek. Trudno uwierzyć, że odszedł.
Panas wspomina, że po raz ostatni spotkał się z Dymowskim w marcu tego roku, na ćwierćfinałach mistrzostw Polski juniorów w Nysie. - Prowadziłem drużynę Norwida Częstochowa, Rafał był na turnieju z żoną, żeby obserwować, jak radzą sobie jego synowie - jeden był w składzie Stali, drugi pełnił rolę konferansjera. Była okazja, żeby powspominać dawne czasy, pośmiać się - opowiada kolega z boiska, z którym Dymowski trzykrotnie sięgnął po siatkarskie mistrzostwo Polski.
- Wielki żal, że Rafał odszedł od nas tak szybko - kończy.
Czytaj także:
Koronawirus: nie tylko Narodowy, na świecie powstało wiele szpitali na sportowych obiektach
Robert Lewandowski zaapelował do kibiców. "Nośmy maseczki, bądźmy odpowiedzialni"