Środowisko siatkarskie zelektryzowane. "Jedni otworzą szampana, drudzy krople na serce"

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Ireneusz Mazur
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Ireneusz Mazur

- Przegrana kędzierzynian byłaby niespodzianką, a nawet sensacją - mówi przed decydującym meczem półfinałowym PlusLigi Ireneusz Mazur. Trener nie skreśla jednak PGE Skry i liczy, że w niedzielne popołudnie oba zespoły odpalą fajerwerki.

Wielkie emocje miały być w parze Jastrzębski - Verva. W starciu Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle z PGE Skrą Bełchatów większość ekspertów spodziewała się tylko dwóch meczów i awansu kędzierzynian. Życie jak zawsze napisało swój scenariusz. W pierwszej parze jastrzębianie, po dwóch meczach, awansowali do finału. W drugiej walka trwa na całego.

Pierwszy mecz w Kędzierzynie-Koźlu nie miał większej historii. Gospodarze robili, co chcieli. Toniutti grał swój koncert na rozegraniu i rozdzielał piłki aż miło. Środkowi kończyli, skrzydłowi także i PGE Skra gładko przegrała 0:3. To nie był jednak koniec emocji.

W Bełchatowie wszystko się odmieniło. Gospodarze wzmocnili siłę ognia, zagrali znacznie skuteczniej niż na wyjeździe i trochę nieoczekiwanie doprowadzili do wyrównania w rywalizacji. Wygrali 3:1 (relacja TUTAJ). - ZAKSA nie straciła w tym meczu jednak na jakości. To bełchatowianie bardzo podnieśli swój poziom gry - podkreśla dla WP SportoweFakty Ireneusz Mazur, były trener PGE Skry, a obecnie ekspert Polsatu Sport.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wakacje gwiazdy reprezentacji Polski. Widoki zapierają dech w piersiach

Walka o finał rozpoczyna się zatem od nowa. O wszystkim zadecyduje niedzielny mecz w Kędzierzynie-Koźlu. - ZAKSA rzadko grała dwa z rzędu słabsze spotkania. Z kolei bełchatowianie mieli problem z utrzymaniem wysokiej formy mecz po meczu. Dlatego czynnik przewidywalności gry jest nadal po stronie kędzierzynian. Szanse Skry na pewno jednak wzrosły, ale nie na tyle, by uznać ich jako faworytów w niedzielnym starciu - przekonuje doświadczony trener.

Wyniku 3:0, jak w pierwszym półfinałowym pojedynku obu drużyn, nie należy się jednak spodziewać. Bełchatowianie uwierzyli, że mogą pokonać wielką ZAKSĘ, która w tym sezonie odprawiła z kwitkiem w Lidze Mistrzów włoskie i rosyjskie potęgi. Można nastawić się na siatkarską wymianę ciosów od pierwszej piłki spotkania. Dla postronnych kibiców najlepiej byłoby, gdyby mecz rozstrzygnął się w tie-breaku i to po walce na przewagi.

- Emocje czekają nas ogromne. Polskie środowisko siatkarskie bardzo czeka na to spotkanie. Telefony od znajomych się urywały. Niektórzy wierzą w sensację, inni stawiają, że jednak ZAKSA poradzi sobie. Mecz bardzo rozgrzewa środowisko i to jest naprawdę piękne. W niedzielne popołudnie siadamy przed telewizorem i wierzę, że obejrzymy fantastyczne widowisko. Jedni otworzą po nim szampany, a inni potrzebować będą krople na serce - podkreśla Ireneusz Mazur.

Biorąc pod uwagę cały sezon, jeśli w niedzielne popołudnie nie wystrzelą korki od szampana w Kędzierzynie-Koźlu, będzie to spore zaskoczenie.

- Przegrana kędzierzynian byłaby ogromną niespodzianką, powiem nawet więcej: byłaby sensacją. W przeciągu całego sezonu grali bardzo równo. Dodatkowo znakomicie zaprezentowali się w Lidze Mistrzów, awansując do finału. Ten sukces jeszcze podbudował ZAKSĘ, bo po drodze pokonali wielkie firmy. Bełchatowianie mają wielkie indywidualności, ale jako zespół w tym sezonie nie grali tak dobrze jak rywale - wyjaśnia były szkoleniowiec PGE Skry.

Początek decydującego meczu półfinałowego PlusLigi Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - PGE Skra Bełchatów w niedzielę o 14:45. Transmisja w Polsacie Sport. Relacja na żywo na WP SportoweFakty.

Czytaj także: Dmitrij Muserski w Asseco Resovii Rzeszów? Prezes klubu skomentował ostatnie doniesienia

Źródło artykułu: