Kapitan chwali atmosferę w drużynie po mistrzostwie. "Wszyscy czujemy się jak jedna wielka rodzina" [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Jurij Gladyr
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Jurij Gladyr

Po wygraniu mistrzostwa Polski kapitan Jastrzębskiego Węgla chwali młodszych kolegów z drużyny. - Jego nie można nazwać żółtodziobem, bo to kapitalny siatkarz, które już swoje przeżył. Rozegrał kapitalny sezon - przyznał dla WP Jurij Gladyr.

Co to był za finał! Jastrzębski Węgiel dwukrotnie ograł faworyzowaną Grupę Azoty ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle 3:1 i zdobył tytuł mistrza Polski. To pierwsze złoto PlusLigi dla klubu po siedemnastoletniej przerwie. W wywiadzie z WP Sportowe Fakty kapitan JW Jurij Gladyr opowiada o atmosferze w drużynie, nie może się nachwalić młodszych kolegów z zespołu oraz mówi o trudnościach, z jakimi musieli się mierzyć jastrzębianie.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Niemal od samego początku bardzo ryzykowaliście w zagrywce. Nieźle prezentowaliście się w tym elemencie, ale zwłaszcza w pierwszej partii przydarzyło wam się trochę błędów. Czy chcieliście odrzucić rywali od siatki za wszelką cenę?

Jurij Gladyr, kapitan Jastrzębskiego Węgla: Ja w pierwszym secie i na początku drugiego zepsułem pięć zagrywek, więc nie mogę wspominać początku udanie w tym elemencie. Od momentu, w którym Jakub Bucki pojawił się na boisku, nasza gra wyglądała bardziej zbilansowanie. Kiedy wszystko rozgrywało się na nerwach, to każdy set chciałem zagrać jak najlepiej. Oczywiście, przydarzyły nam się błędy, ale ich się nie da ustrzec. W tych najważniejszych momentach ręka nie zadrżała i to skutkowało wielkim sukcesem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie fotomontaż! Niesamowity popis gwiazdy NBA

Mówię o tym, bo od drugiego seta ZAKSA zaczęła mieć coraz większe problemy właśnie w elemencie przyjęcia, co rzutowało na obraz gry.

Jeżeli się zagrywa mocno, to utrudnia się życie przeciwnikom. Z tego wynikało też ich słabsze granie, bo na wysokiej piłce dobrze ustawialiśmy blok. Nie mogliśmy tego wypuścić, chociaż rywale też odpowiednich momentach odpalali w polu serwisowym i robili dużo kłopotów. Skuteczność na wysokiej piłce była kluczowym elementem do mistrzostwa.

W tym sezonie przed finałem nie szło wam z ZAKSĄ, przegraliście wszystkie trzy mecze w tym finał Pucharu Polski. Jakie były morale w drużynie przed finałem PlusLigi?

Nastawienie mentalne w naszych szeregach było bardzo dobre od samego początku do samego końca. Mimo tych porażek w PlusLidze i w finale Pucharu Polski, powtarzaliśmy sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nie ma przeciwnika, którego się nie da złamać. Trzeba otwarcie powiedzieć, że ZAKSA to świetny zespół, który grał miłą i wspaniałą dla oka siatkówkę. Naprawdę dobrze ich się oglądało. Chcieliśmy wygrać. Zademonstrowaliśmy charakter zespołu, wielką walkę. Teraz już po prostu cieszymy się z mistrzostwa.

Czy zwycięstwo nad byłym klubem w finale podwójnie smakuje?

Nie powiedziałbym. Grając w zespole z Kędzierzyna-Koźla też zdobyłem mistrzostwo i także po długiej przerwie, bo po 13 latach. W Jastrzębiu-Zdroju ten okres był jeszcze dłuższy, bo miasto czekało 17 lat na taki sukces. Teraz wszyscy zasłużenie możemy świętować i odpocząć już troszeczkę od tego wszystkiego, bo każdy już w tym momencie jest zmęczony sezonem. Będziemy kibicować ZAKSIE, tak jak cała Polska, w finale Ligi Mistrzów w Weronie 1 maja.

Szkoda, że w niedzielę nie mogło być z nami kibiców na tej sali. Gdyby nie było tych restrykcji, to mogliby świętować razem z nami tutaj na parkiecie. To świetne miejsce, kapitalne środowisko. Fani zawsze żywiołowo reagują na boiskowe wydarzenia. Żałujemy, że ich nie ma i miejmy nadzieję, że w przyszłym sezonie będzie już inaczej.

Widać, że po dwóch latach mocno zżył się pan z klubem i z całym jastrzębskim środowiskiem.

Tak, bo to jest wspaniałe środowisko i naprawdę rewelacyjni ludzie w klubie. Każdy wie za co odpowiada, wykonuje świetną pracę. Mamy cudowną atmosferę wewnątrz drużyny, ale też żyjemy dobrze ze sztabem i prezesem. Wszyscy czujemy się jak jedna wielka rodzina i jak jedna wielka rodzina będziemy świętować to mistrzostwo.

Jako kapitan i jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w ekipie próbował pan też wspierać młodszych kolegów z drużyny w ważnych momentach?

Raczej tak. Ja bym też ich nie określał jako młodych zawodników. Wprawdzie mają po 24-25 lat, ale na przykładzie Jakuba Popiwczaka, który dzień przez finałem obchodził 25. urodziny, można powiedzieć, że to świetny siatkarz. Ten chłopak jest już w klubie przez dziewięć sezonów. Jego nie można nazwać żółtodziobem, bo to kapitalny siatkarz, które już swoje przeżył. Rozegrał kapitalny sezon.

Cały czas to powtarzam, że to jeden z najlepszych libero w Polsce, o ile nie najlepszy, nie ujmując nic Pawłowi Zatorskiemu, bo to również klasa sama w sobie. Widać, że wyrasta na godną zmianę dla Pawła i będzie przyszłością reprezentacji Polski. Tak samo Tomasz Fornal, człowiek, któremu nie szło w tym sezonie. Musiał się zmagać z kontuzjami. To nie dotyczyło zresztą tylko jego, lecz całego zespołu, bo jak to policzyć to dwa miesiące przesiedzieliśmy na kwarantannie. Nasza forma cały czas falowała.

On jednak wrócił w odpowiednim momencie z dobrą dyspozycją. Jeszcze do tego załapał się na finały. Wiemy wszyscy, że może się jeszcze lepiej prezentować. Pomogliśmy mu wspólnie i mamy mistrzostwo Polski. Trzeba zaliczać już tych chłopaków nie tylko do przyszłości polskiej siatkówki, ale też do teraźniejszości, bo robią naprawdę bardzo dobrą robotę.

Przez wspomnianego wcześniej koronawirusa nie mogliście wystąpić żadnym z dwóch turniejów Ligi Mistrzów. Bardzo bolała was ta sytuacja?

Oczywiście. Bardzo nas dotknęło, ponieważ klub, a w szczególności prezes, walczył o to, żeby dali nam szansę w eliminacjach do rozgrywek, tak jak włoskiemu Trentino. Oni przecież też dostali się do fazy grupowej z eliminacji, a teraz zagrają w finale Ligi Mistrzów. Tak mogło być i z nami, ale teraz już się nikt tego nie dowie.

Koronawirus już na wstępie uniemożliwił nam udział w pierwszym turnieju w Berlinie. Nie mieliśmy szans. Nawet gdybyśmy pojechali do Kazania na kolejne mecze i wszystko wygrali, to i tak byśmy nie awansowali. To byłaby tylko wycieczka do Rosji. Pogodziliśmy się z tym po tym pierwszym turnieju i skupiliśmy się na rozgrywkach krajowych: PlusLidze i Pucharze Polski. Miejmy nadzieję, że w przyszłym sezonie potwierdzimy wysoki poziom polskiej ligi na europejskich arenach.

Czytaj więcej:
Jakub Bucki z licencją na dobijanie rywali. "Taka jest moja rola w zespole"
Faworyt musiał obejść się smakiem. Wyjątkowe słowa Nikoli Grbicia

Komentarze (0)