Trener ZAKSY dumny po finale Ligi Mistrzów. "Taka sytuacja zdarza się czasem raz na całe życie" [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Nikola Grbić
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Nikola Grbić

- Od samego początku chciałem przenieść na zawodników swoje doświadczenie, przede wszystkim jako człowieka. Wiedziałem, jakie w tym momencie mieli myśli w głowie - przyznał w wywiadzie dla WP trener ZAKSY Kędzierzyn-Koźle Nikola Grbić.

[b]

Arkadiusz Dudziak z Werony[/b]

Zawodnicy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle w sobotę zapisali się w historii polskiego sportu. Po 43 latach przerwy w końcu polski klub wygrał siatkarską Ligę Mistrzów. W finale kędzierzynianie pokonali 3:1 Itas Trentino, jednak wcześniej w ćwierćfinale i półfinale po złotym secie wyeliminowali dwie inne wielkie drużyny: Cucine Lube Civitanova oraz Zenit Kazań.

Do tytułu zawodników poprowadził Nikola Grbić. Zdjęcie wzruszonego Serba obiegło internet. W rozmowie z WP SportoweFakty trener zdradził, co się zmieniło w drużynie przez ostatnie dwa tygodnie, wyjawił, jak próbował pomóc swojemu zespołowi oraz powiedział czy informacje o zmianach personalnych wpłynęły na drużynę.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Czy na początku sezonu myślał trener, że taki scenariusz może się ziścić?

Nikola Grbić trener Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle: Szczerze mówiąc to nie. Bardziej mieliśmy taką mentalność, żeby walczyć w każdym meczu i zobaczyć na co nam to wystarczy. Jednak w momencie, kiedy zaczęliśmy seryjnie wygrywać w PlusLidze i pokonaliśmy na wyjeździe Lube 3:1, zdałem sobie sprawę, że mamy wszystko w swoich rękach, żeby walczyć z najsilniejszymi ekipami i zdobyć ten tytuł. Z każdym meczem pewność siebie się zwiększała. Sam proces dojścia do tego finału pomógł nam w tym, żeby uwierzyć, że możemy wygrać te rozgrywki.

Jak się czuje trener dzień po tym zwycięstwie? Emocje już opadły?

Czuję się fantastycznie. Odczuwam wielką dumę z tych chłopaków, całego sztabu i drużyny. Po raz kolejny w tym sezonie zagraliśmy najlepiej, kiedy to było najbardziej potrzebne. Pokazaliśmy znakomitą siatkówkę i zasłużenie pokonaliśmy wielkiego rywala. Zakończyliśmy sezon w najlepszy możliwy sposób i wpisaliśmy się w historię polskiej siatkówki oraz ZAKSY.

A jakie znaczenie ma to, że ten finał odbywał się właśnie w Weronie? W końcu to klub z tego miasta trenował pan przed trafieniem do ZAKSY.

Oczywiście, to ma dla mnie wielkie znaczenie emocjonalne. Tutaj spędziłem 2,5 roku. Jako zawodnik przecież grałem w barwach Itas Trentino, z którym także zdobyłem Ligę Mistrzów oraz mistrzostwo Włoch. To przepiękne uczucie i wyjątkowe wydarzenie.

Od porażki w finale PlusLigi z Jastrzębskim Węglem minęły dwa tygodnie. Jak odmienić grę zespołu przez tak krótki czas?

Gra się nie zmieniła, a zmieniliśmy coś w naszych głowach. Chcieliśmy powrócić do tego, co prezentowaliśmy wcześniej w tym sezonie przed finałem PlusLigi, a dokładnie momentem, w którym Zatorski złapał kontuzję. Zawodnicy zdołali to zrobić i zapomnieli o Jastrzębskim Węglu. Skupili się na Weronie i powrocie do tego, co pozwoliło nam się znaleźć w tym finale Ligi Mistrzów.

W sobotę znakomity mecz zagrał Aleksander Śliwka. Mam wrażenie, że przyjmujący wprowadził wiele spokoju do waszej gry.

Olek po raz kolejny w tym sezonie zagrał fantastyczny mecz i zasłużył na tytuł MVP. To były w ogóle znakomite rozgrywki dla niego. Bardzo się cieszę z tego, bo wiem jak to dla niego było ważne, żeby zagrać sobotni mecz tak, jak trzeba. Po spotkaniu chwilę rozmawialiśmy. Taka sytuacja zdarza się czasem raz na całe życie. Dla mnie to trzeci raz w karierze, jak miałem okazję uczestniczyć w tak ważnym meczu, dwukrotnie jako gracz, a to był pierwszy raz jako trener. Ten tytuł zasługuje na ogromne świętowanie.

Kaczmarek po raz kolejny pokazał, że jest bardzo silny mentalnie. W ćwierćfinale asem zakończył mecz z Cucine Lube Civitanova, a teraz powtórzył ten wyczyn w finale LM.

To bardzo dobry gracz, a także po prostu świetny człowiek. Wszedł na rewelacyjny poziom gry. To nie jest przypadek, że on zakończył ten mecz asem serwisowym, już po raz kolejny jego zagrywka w końcówce okazała się decydująca. On i Semeniuk są wyznaczeni do tego, żeby ryzykować w naszej ekipie i sprawiać przeciwnikowi problemy w przyjęciu. Obaj to zadanie wykonali znakomicie.

Wcześniej wygrał pan dwa razy Ligę Mistrzów jako zawodnik. Jak to pańskie doświadczenie mogło pomóc drużynie?

Ja od samego początku chciałem przenieść na zawodników swoje doświadczenie, przede wszystkim jako człowieka. Wiedziałem, jakie w tym momencie mieli myśli w głowie, bo i przeze mnie przecież takie myśli wcześniej przechodziły. Presja tak ważnego spotkania czasem może źle wpłynąć na twój występ.

Ja chciałem zawodnikom przenieść swoje doświadczenie i powiedzieć, co i jak. Mówiłem też, jak poradzić sobie z tą presją i żeby po prostu cieszyli się tym spotkaniem. Jestem zadowolony, że to się udało, bo zagrali naprawdę wyśmienity mecz. Zawodnicy byli spokojni, skoncentrowani w najważniejszym starciu sezonu.

Po pierwszych dwóch setach wasz poziom gry trochę się obniżył. Jednak w czwartym zdołaliście powrócić w końcówce do znakomitej gry.

Czwarty set przesądził o wszystkim. Pierwsze dwa zagraliśmy na pełnym skupieniu i zaprezentowaliśmy się znakomicie. To wiele mówiło o tym, jak to spotkanie się zakończy. W czwartym cały czas goniliśmy wynik, ale na końcu złapaliśmy rywali i odwróciliśmy losy tego seta.

To był wasz ostatni mecz jako ta stara drużyna, bowiem kilku zawodników już podpisało kontrakty z innymi klubami. Czy to ważne, że zakończyliście tak ten rozdział w historii?

Nie myśleliśmy o tym w ten sposób. Chcieliśmy zdobyć ten tytuł dla klubu, dla ekipy, także dla samych siebie. Nie przykładaliśmy wielkiej wagi do tego, że to ostatni raz, kiedy ta drużyna gra w takim składzie. To nie pomogłoby nam w zwycięstwie i rozpraszałoby nas.

Czytaj więcej:
ZAKSA - Trentino. Kamil Semeniuk i Ben Toniutti o finale Ligi Mistrzów. "Na tym się nie skończy"
Finał Ligi Mistrzów. Sebastian Świderski: Będziemy długo świętować!

Komentarze (0)