[b]
Arkadiusz Dudziak z Werony[/b]
Zawodnicy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle w Weronie napisali historię! Po znakomitym meczu pokonali Itas Trentino 3:1 w finale Ligi Mistrzów. Spotkanie zakończył as Łukasza Kaczmarka. Dla atakującego to wielkie osiągnięcie, bowiem w poprzednim sezonie miał problemy zdrowotne, które mogły nawet zakończyć jego karierę.
Wielki uraz i pomoc od ZAKSY
Sezonu 2019/2020 Łukasz Kaczmarek z pewnością nie zaliczy do udanych. Atakujący zmagał się z wieloma kontuzjami. Zawodnik cierpiał na zapalenie mięśnia sercowego, które może nawet zagrażać życiu chorego. Kaczmarkowi groziło zakończenie kariery.
Siatkarz po niecałych dwóch miesiącach zdołał wrócić do gry. Jednak atakującego spotkał jeszcze większy pech. Niedługo później, podczas jednego z treningów, poślizgnął się i doznał kolejnego urazu. Jednak obecny sezon był już dla Kaczmarka zdecydowanie bardziej udany. Udało mu się go przejść bez problemów, a na koniec nagrodą było zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
ZOBACZ WIDEO: Martyna Łukasik, czyli zmęczona, ale szczęśliwa mistrzyni Polski. "Postawiłyśmy na swoim"
- Jestem niesamowicie szczęśliwy, zwłaszcza biorąc pod uwagę te problemy, które miałem. Moim celem na ten sezon było, żeby rozegrać go w zdrowiu i skończyć rozgrywki po prostu jako zdrowa osoba. Okazało się, że kończę go jako mistrz Europy - przyznał dla WP SportoweFakty Łukasz Kaczmarek.
ZAKSA nie opuściła zawodnika w trudnych momentach i dała mu czas na spokojny powrót do pełni sił, co w siatkówce nie zawsze jest regułą. - To jest dla mnie ekstremalnie ważne. Jestem szczęśliwy, że zaopiekowali się mną w najlepszy możliwy sposób przy moich problemach zdrowotnych. Cieszę się, że jestem częścią tej drużyny i mogę pisać historię polskiej siatkówki - dodał.
Powrót po nieudanym finale PlusLigi
W PlusLidze niemal przez cały obecny sezon ZAKSA dominowała. Aż do finału. Tam Jastrzębski Węgiel zagrał po prostu wyborną siatkówkę. Zawodnicy kędzierzyńskiego klubu nie potrafili znaleźć na to recepty i musieli obejść się smakiem. Zakończyli PlusLigę ze srebrem, co można było uznać za wielkie rozczarowanie.
Po dwóch tygodniach przerwy gra ZAKSY wróciła na wysoki poziom, jaki prezentowali w tym sezonie. To pozwoliło im pokonać Itas Trentino. - Pierwsze trzy dni po finale mieliśmy przerwę, żeby zresetować głowy i trochę odpocząć od siatkówki. Później już bardzo ciężko trenowaliśmy. Tego rezultat był w sobotnim meczu. Prezentowaliśmy siatkówkę, do jakiej przyzwyczailiśmy fanów i widzów przez cały sezon - ocenił zawodnik.
W finale ZAKSA prowadziła już 2:0, jednak siatkarze z Włoch nie zamierzali się poddawać. Znakomicie zaczął grać Ricardo Lucarelli i to jego akcje poderwały zespół do walki.
- Na początku Lucarelli kopnął zagrywką, odskoczyli na kilka punktów i po prostu ciężko już nam było gonić. Nikt już o tym jednak nie będzie pamiętał. Zagrali bardzo dobrze trzeciego seta, w czwartym też prowadzili do samej końcówki - opowiedział Kaczmarek.
W czwartej odsłonie kędzierzynianie mieli kilka piłek meczowych, a o wszystkim rozstrzygnęła gra na przewagi. Historyczny triumf Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle w Lidze Mistrzów przypieczętował asem Łukasz Kaczmarek.
- Niesamowite uczucie. Jestem naprawdę bardzo szczęśliwy. Lepszego scenariusza nie można było sobie wymarzyć niż skończyć mecz asem serwisowym. To nie chodzi jednak o indywidualne zagrania, ale o to, że jako cała drużyna zagraliśmy niesamowicie. Skończyliśmy sezon z najcenniejszym trofeum w klubowej siatkówce - przyznał.
- Od samego początku było widać, że po prostu jesteśmy jednym zespołem. Indywidualności nie grają, lecz drużyna. Każdy tutaj się świetnie czuje. To był klucz do tego sukcesu - dodał siatkarz.
Sam atakujący nie będzie miał zbyt wiele czasu na odpoczynek. Za swoją świetną postawę został bowiem nagrodzony powołaniem do reprezentacji Polski. Jednak wcale nie może być pewny tego, że znajdzie się w kadrze biorącej udział w igrzyskach w Tokio. Jego rywalami o miejsce w kadrze są znakomity Bartosz Kurek, dwukrotny mistrz świata Dawid Konarski oraz Maciej Muzaj, który w tym sezonie był podopiecznym Vitala Heynena w Sir Sicoma Monini Perugia.
- 6 maja przyjeżdżamy na zgrupowanie. Skończyliśmy niesamowicie ciężki i długi sezon. Teraz już tylko świętujemy, a na kadrę jeszcze przyjdzie czas. Nie ma zbyt wiele okazji do odpoczynku, ale takie jest życie sportowca. Przede wszystkim cieszę się, że jestem zdrowy, mogę kontynuować swoją grę i robić to, co kocham - zakończył zwycięzca Ligi Mistrzów.
Czytaj więcej:
Finał Ligi Mistrzów. Sebastian Świderski: Będziemy długo świętować!
"Masakrycznie się cieszymy, masakrycznie". Joanna Wołosz skomentowała wygraną w Lidze Mistrzyń