Hubert Jerzy Wagner, wbrew wielce mylnym pozorom, jest wciąż pośród nas. Od 2003 r. bowiem czcimy jego pamięć poprzez sławetny już memoriał, jaki dotychczas odbywał się w Olsztynie i jego okolicach, zaś w tym roku rozegrany zostanie w najnowocześniejszej hali "Arena" w Łodzi. Jego osobę znają chyba wszyscy. Najmłodsi kibice słyszeli o nim z opowiadań starszych siatkarskim stażem sympatyków volley'a, zaś duża rzesza miłośników tego pięknego sportu na własnej skórze doświadczyła gigantycznych sukcesów, jakie pod jego wodzą odniosła biało-czerwona armia. Na jego temat powstało całe mnóstwo legend i anegdot, do dzisiaj powtarzamy jego słowa, które z dziecinną łatwością da się odnieść do aktualnych realiów siatkówki, mimo że od tamtego czasu piłka siatkowa bardzo się zmieniła. W powszechnej opinii był siatkarskim krasomówcą, człowiekiem spełnionym w swoim zawodzie, a także autorem milowego kroku, jaki pod jego wodzą poczyniła biało-czerwona kadra, zaś dla swoich podopiecznych, z którymi zdobył złoto mistrzostw świata oraz igrzysk olimpijskich, prawdziwym ojcem i mentorem. Jedno jest pewne - tak znakomita postać zasłużyła sobie na swego rodzaju pomnik historii, jakim niewątpliwie jest Memoriał Huberta Jerzego Wagnera.
Od szkoły po profesjonalne uprawianie sportu
Hubert Wagner urodził się 4 marca 1941 r. w Poznaniu. Siatkarska droga, jaką przeszedł w swoim życiu, swój start miała w szkole podstawowej. Kiedy był w szóstej klasie, nauczyciel wf-u dostrzegł w nim potencjał, co spowodowało, że zaczął on trenować mało popularną wówczas siatkówkę. Szybko zaaklimatyzował się w nowej roli, dzięki czemu volley stał się jego sposobem na życie. W międzyczasie próbował jeszcze swoim sił w roli studenta na Politechnice Poznańskiej, lecz jego krnąbrna i niepokorna osobowość nie pozwoliły mu na zagrzanie tam miejsca na dłużej. Młody Wagner zrozumiał wówczas, iż jego serce należy tylko i wyłącznie do siatkówki.
W złotej księdze ówczesnej piłki siatkowej zapisał się jako znakomity szkoleniowiec. Jednak zanim rozpoczął karierę trenerską, zajmował się profesjonalą grą w siatkówkę. Po sukcesach, jakie odniósł jako selekcjoner polskiej kadry, w zapomnienie odeszły jego mniejsze lub większe zawodnicze osiągnięcia. Hubert Jerzy Wagner był bowiem rozgrywającym. W jego siatkarskim Curriculum Vitae najbardziej wyróżniają się trzy klubowe mistrzostwa Polski, a także brązowy medal mistrzostw Europy zdobyty w 1967 r. w Stambule. Dążył on do pozostania najlepszym zawodnikiem na swojej pozycji, lecz w opinii wielu był jedynie dobrym technicznie, aczkolwiek nie dysponującym najlepszymi warunkami fizycznymi i skocznością siatkarzem. Jednak nie przeszkodziło mu to w regularnym bronieniu polskich barw narodowych. Na przestrzeni jedenastu lat rozegrał w kadrze aż 194 mecze. Szybko jednak odkrył, że jego powołaniem jest coś zupełnie innego - zawód trenera...
Decyzja bez precedensu
Hubert Jerzy Wagner od dzieciństwa przejawiał zdolności przywódcze. Miał charyzmę i wiedział, czego chce. Właśnie te cechy doprowadziły go na sam szczyt siatkarskiej hierarchii, kiedy to w 1973 r. po olimpiadzie w Monachium został wybrany selekcjonerem męskiej reprezentacji naszego kraju. Nie byłoby w tym nic specjalnie rzucającego się w oczy, gdyby nie fakt, iż nie miał on wówczas praktycznie żadnego doświadczenia trenerskiego, a ów posadę obejmował w wieku niespełna 32 lat. Było to wydarzenie bezprecedensowe i choć wielu wątpiło w słuszność tej decyzji, już niedługo potem wszelka krytyka pod adresem młodego szkoleniowca boleśnie odbiła się powątpiewającym w jego predyspozycje krytykom czkawką.
"Złota era Wagnera", jak określa się okres, w którym pieczę nad biało-czerwoną drużyną sprawował popularny "Kat", rozpoczęła się krótko po jego wyborze na stanowisko trenera. Wagner już na samym początku wyznaczył kompletnie różną od dotychczas realizowanych myśl szkoleniową, za świętość stawiając sobie i swoim podopiecznym ciężką pracę, ogromny wkład na treningach, a także niekonwencjonalną jak na owe czasy taktykę. Jego pomysł na siatkówkę można w pewnym stopniu porównywać z dzisiejszą wizją brazylijskiego volley'a, który również opiera się na gigantycznej ilości dodatkowych obowiązków. Wagner zasłynął także z nieszablonowych i niekonwencjonalnych wypowiedzi, którymi szokował opinię publiczną. Mówił o katorżniczej pracy i wyznaczaniu sobie tylko i wyłącznie wysokich celów, nie znosił sprzeciwu i zawsze dążył do perfekcji. - Drużyna dobrze przygotowana, świadoma swojej siły, potu i pracy włożonej przed decydującym starciem, rzadko bywa słaba psychicznie - wielokrotnie podkreślał, czym zjednał sobie sympatię swoich zawodników. Trening, trening i jeszcze raz trening - niby nie było w tym nic odkrywczego, lecz historia pokazała, iż właśnie tego potrzebowała polska i zarazem światowa piłka siatkowa.
Spełnienie marzeń i snów
Hubert Jerzy Wagner nigdy nie spoczywał na laurach. Znany był ze swojej zaciętości i wręcz "pazerności" na sukcesy i wielkie osiągnięcia. O tym, ile jego osoba znaczyła dla ówczesnych mistrzów volley'a, świadczą słowa podkreślające oddanie i wielki szacunek, jakie wypowiedział niegdyś jeden z jego podopiecznych, Wiesław Gawłowski: - Nie byłoby nas bez niego, nie byłoby jego bez nas. Zdaniem siatkarzy, którzy stanowili wtedy o sile polskiej siatkówki, trener przede wszystkim wiele wymagał od samego siebie, dzięki czemu zaskarbił sobie ich sympatię i oddanie. Jak to mówią, naprawianie świata zacznij od siebie - on w ten sposób zaczął naprawiać polską piłkę siatkową.
Zawsze mierzył wysoko, nigdy nie interesowały go tzw. półśrodki. Tym samym do pamiętnego czempionatu globu w 1974 r. w Meksyku swoją ekipę przygotował fenomenalnie, czego wynikiem było złoto mistrzostw świata. Wywalczyli je: Ryszard Bosek, Wiesław Czaja, Wiesław Gawłowski, Stanisław Gościniak, Marek Karbarz, Mirosław Rybaczewski, Włodzimierz Sadalski, Aleksander Skiba, Edward Skorek, Włodzimierz Stefański, Tomasz Wójtowicz, a także Zbigniew Zarzycki. Dziś nie znalibyśmy wymienionych postaci w tak doskonałym stopniu, gdyby nie genialny kunszt trenerski Huberta Wagnera.
Po tym sukcesie, kolejnym celem wyznaczonym przez polski team nie mogło być nic innego, jak tylko i wyłącznie marzenie każdego sportowca - pierwsze miejsce na igrzyskach olimpijskich. Wielkimi krokami zbliżała się bowiem olimpiada w Montrealu. Polacy wkładali w olimpijskie przygotowania jeszcze więcej zaangażowania, pracując nie tylko nad techniką, lecz również nad taktyką i wytrzymałością. Zapatrzeni w swojego szkoleniowca, nie zwracali uwagi na pot i łzy, wytrwale dążąc do realizacji wyśnionego celu. Stał się on wreszcie faktem, kiedy biało-czerwoni w pięknym stylu weszli do najlepszej czwórki igrzysk olimpijskich. W półfinale zmierzyli się z silną wówczas ekipą japońską, którą pokonali w pięciu zaciętych partiach. Tym samym otworzyli sobie drogę do złota, lecz została im jeszcze ostatnia przeszkoda - drużyna ZSRR.
Takich finałów po prostu się nie zapomina. Nawet teraz, kiedy piłka siatkowa diametralnie różni się od tej, jaką zawodnicy prezentowali kilkadziesiąt lat temu, mecz ten pamiętany jest i oglądany przez rzesze kibiców. Tamte emocje są wprost nie do opisania. Świadkowie finałowego pojedynku obejrzeli pięć diabelnie ciężkich setów. Mecz zakończył się autowym atakiem naszych rywali, co spowodowało szał radości w polskiej drużynie. Oto bowiem Polacy dokonali rzeczy wręcz niemożliwej i pokonali faworyzowanych przeciwników w finale najważniejszej imprezy na świecie. Złotymi zgłoskami na kartach polskiego volley'a zapisało się dziewięciu mistrzów świata (w składzie z Meksyku zabrakło Wiesława Czaji, Stanisława Gościniaka, a także Aleksandra Skiby) oraz Bronisław Bebel, Zbigniew Lubiejewski i Lech Łasko. Jednak najważniejszym aktorem olimpijskiego widowiska był sam Hubert Jerzy Wagner, bez którego polska reprezentacja nie miała najmniejszych szans na tak genialny sukces i milowy krok w naszych dziejach.
Los człowieka bywa przewrotny
Dalsze losy popularnego "Kata" potoczyły się dosyć niespodziewanie. Niedługo po zdobyciu mistrzostwa olimpijskiego Wagner zrezygnował z posady pierwszego trenera polskiej kadry męskiej i jednocześnie został nowym selekcjonerem reprezentacji pań. Nie odniósł z nią jednak spodziewanych sukcesów, dlatego też zajął się trenowaniem zespołów ligowych. Jak się jednak okazało - damski volley nie był jego powołaniem. Po jakimś czasie powrócił więc do męskiej piłki siatkowej, prowadząc ponownie biało-czerwonych orzełków. W 1983 r. wywalczył z nią srebrne krążki mistrzostw Starego Kontynentu. Później pracował jeszcze z męskimi klubami oraz był selekcjonerem reprezentacji Tunezji i Turcji. Nie powtórzył już jednak osiągniętych wcześniej wyników, przez co po raz trzeci i zarazem ostatni powołany został na stanowisko trenera polskiej kadry mężczyzn (1996-1998). Następnie jego kariera trenerska została zakończona, zaś on sam poświęcił się komentowaniu siatkarskich konfrontacji na szklanym ekranie oraz pracy w Polskim Związku Piłki Siatkowej.
O ile koniec jego przygody z siatkówką stanowił stosunkowo płynny i bezbolesny proces, o tyle jego pożegnanie ze światem doczesnym nie było takie, jakie być powinno. 13 marca 2002 r. około południa doszło do tragedii, jakiej nie spodziewał się absolutnie nikt. Hubert Jerzy Wagner kierował samochodem, który zjechał nagle z drogi i uderzył w inne auta. Reanimacja legendy polskiej i światowej siatkówki nie przyniosła rezultatów, bowiem rozległy zawał serca nie dał mu żadnych szans na przeżycie, wskutek czego straciliśmy najwybitniejszego szkoleniowca w całej naszej historii. Dziś pozostaje nam więc już tylko czcić jego pamięć w corocznym Memoriale Huberta Jerzego Wagnera. W siódmym roku po jego śmieci odbędzie się już siódma edycja turnieju.
Sukcesy w karierze zawodniczej
4 tytuły mistrza kraju - lata 1963, 1965, 1966, 1968
2. i 3. miejsce w akademickich MP odpowiednio w latach 1967, 1969
brązowy medal ME w 1967 r.
wielokrotny finalista ME, MŚ oraz IO
Sukcesy w karierze trenerskiej
mistrzostwo olimpijskie w Montrealu w 1976 r.
tytuł mistrza świata w Meksyku w roku 1974
dwukrotnie 2. miejsca na ME w roku 1973 oraz 1983