To było najlepsze, co mogło nas spotkać w turnieju Ligi Narodów kobiet. W finale zagrały ze sobą dwie najlepsze drużyny fazy zasadniczej. Gdy w rundzie "każdy z każdym" w maju spotkały się ze sobą, reprezentacja USA okazała się lepsza w czterech partiach.
- Z Brazylią to zawsze są wspaniałe mecze. To znakomita siatkarska ekipa. Musimy dać z siebie wszystko i wejść na swój optymalny poziom. Tylko wtedy uda nam się je pokonać. A najlepsze jest to, że one mogą powiedzieć to samo o meczu z nami. To dobrze świadczy o obu ekipach - zapowiadała Jordyn Poulter, rozgrywająca Stanów Zjednoczonych.
Od pierwszych piłek widać było, że zawodniczki obu zespołów weszły na naprawdę bardzo dobry poziom. Akcje rozgrywane były w bardzo dobrym tempie, ale nie można było stracić czujności, bo co chwilę Amerykanki i Brazylijki odważnie skakały do bloku. W premierowej odsłonie lepsze były Canarinhas, które wygrały grę na przewagi. Grająca na prawym skrzydle Tandara Caixeta imponowała skutecznością i to ona doprowadziła swoją drużynę do wygranej 28:26.
ZOBACZ WIDEO: Droga do Tokio: Małachowski i Włodarczyk
W drugiej partii do regularnie punktującej Jordan Thompson po stronie Amerykanek dołączyła też reszta zespołu. Przede wszystkim coraz trudniej było zatrzymać Michelle Bartsch-Hackley na lewym ataku, więc brazylijski blok (w którym brylowała przede wszystkim Ana Carolina Da Silva) miał już dużo trudniejsze zadanie. Trzeba jednak przyznać, że zarówno jednej, jak i drugiej ekipie trudno było oddalić się na więcej niż dwa punkty. Ostatecznie siatkarki z Ameryki Północnej triumfowały do 23 i wyrównały stan meczu.
Set trzeci miał bardzo podobny przebieg, ale inne liderki. Po stronie brazylijskiej Gabriela Braga Guimaraes, a po drugiej Jordan Larson-Burbach. Znów od początku do końca trwała zacięta walka, która zakończyła się wygraną drużyny USA do 23. W kluczowych fragmentach potrafiła ona zatrzymać punktowym blokiem brazylijskie skrzydłowe.
Czwarta część gry zwiastowała nam przedłużenie emocji w tie-breaku. Przez długie fragmenty walka toczyła się pod dyktando ekipy z Ameryki Południowej, ale w okolicach drugiej przerwy technicznej coś zaczęło się psuć. Trener Karch Kiraly w międzyczasie wprowadził na boisko rezerwową atakującą Andreę Drews i to był właśnie tzw. "złoty strzał". W samym tylko czwartym secie zawodniczka JT Marvelous skończyła 10 ataków i pomogła zwieńczyć dzieło.
Zwycięstwem 25:20 w czwartym secie reprezentacja USA zapewniła sobie trzeci w historii triumf w Lidze Narodów. Odkąd te rozgrywki noszą tę właśnie nazwę, zawsze Amerykanki w nich wygrywały. Co ciekawe, dwa lata temu w finale w Chinach także pokonały Brazylijki, tyle że 3:2.
Brazylia - USA 1:3 (28:26, 23:25, 23:25, 21:25)
Brazylia: Macris, Gabi, Carol, Tandara, Fe Garay, Gattaz, Brait (libero) oraz Rosamaria, Dani Lins, Natalia, Ana Cristina.
USA: Poulter, Bartsch-Hackley, Akinradewo, Thompson, Larson, Washington, Won-Wong-Orantes (libero) oraz Robinson, Drews, Hancock.
Czytaj też: Liga Narodów bez Polek. Sprawdź, kiedy Biało-Czerwone wrócą do gry (terminarz)