Małgorzata Glinka-Mogentale: na nowe "złotka" nie można czekać w nieskończoność

Materiały prasowe / Glinka Academy / Małgorzata Glinka-Mogentale w trakcie siatkarskich zajęć dla dzieci w Glinka Academy
Materiały prasowe / Glinka Academy / Małgorzata Glinka-Mogentale w trakcie siatkarskich zajęć dla dzieci w Glinka Academy

- Mam nadzieję, że w końcu kobieca siatkówka w naszym kraju wróci na salony. Zróbmy coś wreszcie, bo stoimy w miejscu - mówi przed pierwszym meczem Polek w mistrzostwach Europy Małgorzata Glinka-Mogentale.

Przed pierwszym meczem polskich siatkarek w CEV EuroVolley 2021 dwukrotna mistrzyni Europy wspomina początki "złotek" Andrzeja Niemczyka, mówi o szansach Biało-Czerwonych w mistrzostwach Europy i zastanawia się nad kondycją kobiecej siatkówki w naszym kraju.

Patrząc na ruszające właśnie mistrzostwa Europy, odżywają u pani wspomnienia ze złotych turniejów w 2003 i 2005 roku?

Małgorzata Glinka-Mogentale, dwukrotna mistrzyni Europy w siatkówce: Oczywiście, tamte mistrzostwa to dla mnie wspaniały czas, do którego chętnie wracam. Tym bardziej, że jestem w trakcie tworzenia książki o mojej przygodzie z siatkówką. W przyszłym roku ukaże się one we współpracy z Wydawnictwem SQN.

W ostatnich latach nasza kobieca siatkówka nie odnosi spektakularnych sukcesów, ostatni medal mistrzostw Europy został zdobyty dwanaście lat temu. Czy to nie przypomina sytuacji z 2003 roku, jeszcze sprzed waszego pierwszego sukcesu?

W 2003 roku nikt się nami nie przejmował, mediów zajmujących się kobiecą siatkówką prawie nie było. Zwrócono uwagę dopiero wtedy, gdy Andrzej Niemczyk zadeklarował, że jedziemy po medal, a nawet po złoto. Zrobiło się trochę szumu, lecz chyba nikt nie brał nas na poważnie. Teraz z obozu Biało-Czerwonych nie płyną deklaracje medali, przynajmniej ja o tym nie słyszałam. Cóż, fajnie byłoby znowu zobaczyć sukces naszej kadry, bo nie da się wiecznie żyć przeszłością.

ZOBACZ WIDEO: "Sam siebie zaskoczyłem". Tego złoty medalista olimpijski się nie spodziewał

Polki mają szansę okazać się rewelacją mistrzostw, zaskoczyć?

Wszyscy bardzo mocno kibicujemy naszej reprezentacji, to naturalne. Patrząc jednak na potencjał innych drużyn, rozgrywając mistrzostwa "na papierze", z pewnością silniejsze drużyny mają choćby Włoszki, Turczynki, Serbki czy Rosjanki. Kilka innych drużyn ma co najmniej taki potencjał jak nasza. Trudno zatem powiedzieć, że jedziemy tam jako faworytki. Wszystko teraz w rękach dziewczyn, a nam pozostaje w nie wierzyć.

W jaki sposób zrodził się sukces "złotek"?

O tym więcej opowiem w mojej książce. Pokrótce można powiedzieć, że kluczowe było pojawienie się wyjątkowego człowieka - trenera Niemczyka. Dodatkowo siatkarki z naszej ligi miały solidne podstawy, a wiele z nas grało w bardzo mocnej lidze włoskiej. W Serie A występowały przecież Gosia Niemczyk, Magda Śliwa, Kamila Frątczak, Dorota Świeniewicz czy Mariola Zenik. Trener nas porwał swoją osobowością i swoimi umiejętnościami. Tak to się zaczęło.

Czyli kluczem do sukcesu muszą być odpowiedni trener i siatkarska jakość?

To podstawy. Ze smutkiem stwierdzam, że dzisiaj wiele nam niestety brakuje. Marzę, by nasza kobieca siatkówka poszła drogą męskiej, czyli stworzyła niewiarygodnie silną ligę, stawiała w niej na najlepszych trenerów z zagranicy, była światową czołówką, która wyznacza trendy.

Rozumiem, że tak nie jest?

Chyba nikt nie uważa, że jest świetnie, prawda? Nie mówię tego w tym momencie, żeby podcinać dziewczynom skrzydła. Po prostu nadarza się kolejny ważny moment, by się na chwilę zatrzymać i zastanowić nad tym, co jest robione dla damskiej siatkówki w naszym kraju. Czy na pewno wszystko jest takie, jakie powinno być, czy dbamy o nią w taki sam sposób jak np. o męską? Trzeba o tym rozmawiać, bo inaczej na kolejne sukcesy będziemy czekać w nieskończoność. Od lat mam wrażenie, że choć oczywiście damska siatkówka jest innym sportem niż męska, to także jest inaczej traktowana.

Brakuje pani w składzie naszej drużyny rozgrywającej Joanny Wołosz?

To już uznana marka we Włoszech, więc z pewnością bardzo by się przydała. Rozgrywająca to mózg drużyny, często lider. Aśka zrobiła duży postęp w Italii, jest wśród najlepszych zawodniczek na tej pozycji. Według mnie bez niej sporo tracimy, mogę zaryzykować twierdzenie, że nawet czterdzieści procent naszej jakości gry. Nie jestem w sztabie kadry ani blisko drużyny, więc nie chcę się wypowiadać na temat powodów jej nieobecności. Jedno jest pewne, rolą selekcjonera jest także szukanie kompromisów, by najlepsze siatkarki przyjeżdżały na kadrę. Bez Asi jesteśmy po prostu słabsze.

Czy widzi pani zatem potrzebę zmian w sztabie szkoleniowym?

Moim zdaniem przyszła już najwyższa pora na decyzje. Trener Nawrocki miał bardzo dużo czasu i jak na razie nie ma spektakularnych wyników. Ale to nie ja, była zawodniczka, będę tutaj podejmować decyzje, mogę sobie tylko porozmawiać i pogdybać. Zresztą trener to tylko wierzchołek góry lodowej.

Czyli?

Jeżeli selekcjoner musi na treningach w kadrze uczyć podstaw technicznych, to o czym my w ogóle mówimy. Sama się zastanawiam, co trzeba zmienić, co ulepszyć, by ten gorszy okres mojej dyscypliny wreszcie się skończył? Nie wiem, na którym etapie czy etapach to leży, bo przecież w naszym kraju dzieci garną się do siatkówki. W mojej Glinka Academy mamy setki dzieciaków, zarówno chłopców i dziewczynek, którzy pod okiem trenerów szkolą się i zdobywają podstawy. A przecież są jeszcze Siatkarskie Ośrodki Szkolne, Szkoły Mistrzostwa Sportowego, mnóstwo turniejów dla dzieciaków, mamy poważne wsparcie ministerstwa. Szkolimy tysiące dzieci, u chłopaków są efekty, u nas wygląda to dużo gorzej.

A może właśnie przyszedł taki moment, że nasze Biało-Czerwone odpalą?


Wszyscy na to czekamy i sobie tego życzymy. Będziemy trzymać kciuki. Mam nadzieję, że w końcu kobieca siatkówka w naszym kraju wróci na salony. Zróbmy coś wreszcie, bo stoimy w miejscu.

Czytaj także:
Największe nieobecne w składzie biało-czerwonych. To ich zabraknie na mistrzostwach Europy
Mistrzostwa Europy siatkarek, czyli "turniej kolejnych doświadczeń" reprezentacji Polski?

Źródło artykułu: