Krzysztof Sędzicki: Vital Heynen nie zrealizował celu. Ale trzeba mu podziękować [Opinia]

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Vital Heynen
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Vital Heynen

Kontrakt Vitala Heynena z PZPS dobiegł końca. W ciągu czterech lat pracy z reprezentacją zdobył sześć medali, w tym trzy imprez mistrzowskich. Takie są fakty. Ale sam zainteresowany wie, że tego najważniejszego krążka polska siatkówka dalej nie ma.

W tym artykule dowiesz się o:

Przypomina mi się powrót reprezentacji Polski do kraju po zdobyciu mistrzostwa świata w 2018 roku w Turynie. Vital Heynen kontrakt z PZPS podpisał zaledwie pół roku wcześniej, a pracę z kadrą rozpoczął na dobrą sprawę dopiero w kwietniu na pierwszym zgrupowaniu. Widzieliśmy, że Belgowi przede wszystkim zależało na tym, by zawodnicy rozbici po nieudanych mistrzostwach Europy rok wcześniej, na nowo zyskali przede wszystkim radość z gry w siatkówkę.

I to się udało. Zaczął od urozmaicania długich i wymagających treningów w Spale. Pojawiły się słynne "stupid games", czyli treningi z użyciem nietypowych przedmiotów. Były integracyjne grille, były nawet zajęcia z dziennikarzami, gdzie Heynen, jego sztab oraz siatkarze pokazywali na boisku techniczne niuanse na przykładach. Trener tworzył atmosferę nie tylko w zespole, ale też bardzo szeroko wokół niego.

Kredyt zaufania

Dzięki temu zarówno on, jak i cała reprezentacja zyskali ogromną sympatię kibiców, a wraz z nią także kredyt zaufania. Gdy okazało się, że na mundialu w Bułgarii i Włoszech Polacy przezwyciężyli kilka kryzysów i odpalili w najważniejszej fazie turnieju, dokonali czegoś, co jeszcze rok wcześniej wydawało się niemożliwe - obronili złoty medal.

ZOBACZ WIDEO: Łukasz Kaczmarek po brązowym medalu mistrzostw Europy: "Nie musimy nikomu nic udowadniać"

- Jesteśmy mistrzami świata, bo mamy wspaniały zespół. Dla nas to początek, bo ja nie przyszedłem do Polski, by zdobyć mistrzostwo świata, a medal igrzysk olimpijskich - już wtedy zapowiadał trener Vital Heynen. Podczas konferencji na lotnisku oddał swój krążek prezesowi PZPS Jackowi Kasprzykowi. - Gdy w lutym spotkaliśmy się w gabinecie u prezesa Kasprzyka obiecałem mu złoty medal. Wyszło szybciej, niż zakładałem - mówił selekcjoner.

Odkąd tylko Heynen został zatrudniony, w kontekście kadry mówiło się tylko o medalu na igrzyskach w Tokio. Po drodze wpadły jeszcze medale Ligi Narodów (imprezy prestiżowej, ale przypominam: towarzyskiej), Pucharu Świata (turnieju będącego sztuką dla sztuki, zaczynającego się trzy dni po mistrzostwach Europy) i brąz na europejskim czempionacie w 2019 roku.

Szkoleniowiec postanowił najpierw zbudować bardzo szeroką kadrę. Dał nam poczucie, że mamy najsilniejszą trzydziestkę na świecie. To również należy docenić, bo dzięki temu przetrwaliśmy szalone wymysły światowej oraz europejskiej federacji. Ba, "przetrwaliśmy". Z tych imprez przywoziliśmy medale. To pokazało siłę siatkówki w naszym kraju.

Wszystko było jednak podporządkowane igrzyskom w Tokio. Kadra udała się nawet na obóz do Takasaki kilka tygodni przed rozpoczęciem zmagań w stolicy Japonii. Wszelkie eksperymenty, zgrzyty i ewentualne niepowodzenia tłumaczyliśmy sobie tym, że w turnieju olimpijskim wszystko będzie już idealnie.

Olimpijskie złoto kosztem medalu ME? Tak!

Jednak budzimy się jesienią 2021 roku i medalu olimpijskiego dalej nie mamy. A mówił przecież o nim sam Vital Heynen. Wciąż jeszcze czekamy na nieco bardziej szczegółowy raport Belga, w którym podsumuje swój czas pracy, a przede wszystkim igrzyska w Tokio. Ironią losu jest fakt, że w ćwierćfinale przegraliśmy z Francją, czyli późniejszym mistrzem olimpijskim, a w Gdańsku w kwalifikacjach do imprezy czterolecia (pięciolecia w tym przypadku) spraliśmy ich w trzech setach.

Jestem przekonany, że każdy z siatkarzy czy członków sztabu naszej kadry bardzo chętnie zamieniłby się z reprezentantami Francji. Olimpijskie złoto dla polskich siatkarzy rzuciłoby tak wielki cień na mistrzostwa Europy, że nawet odpadnięcie w 1/8 finału nie zabrałoby nam ogromnej radości. Taka jest niestety prawda. Vital Heynen nie zrealizował celu, o którym sam wielokrotnie mówił.

Każdy medal cieszy. Ten brązowy Mistrzostw Europy 2021 też trochę cieszy. Zwłaszcza że zdobyty został przy fantastycznym wsparciu publiczności, po raz pierwszy tak licznej od początku pandemii koronawirusa. I to właśnie też trzeba docenić. Reprezentacja Polski prowadzona przez Vitala Heynena zyskała sobie tak wielkie zaufanie kibiców, że nawet po wielkiej klapie w Tokio mogła liczyć na wsparcie. Tego nie zrobi się na pstryknięcie palcem.

Dlatego Belgowi należą się przede wszystkim ogromne podziękowania za cztery lata trudnej pracy. Wiele razy widziałem u niego w oczach... przede wszystkim brak snu, ale i ogromną pasję do tego, co robi. W tym czasie wprowadził siatkówkę w naszym kraju na zupełnie inny poziom, także medialnie. Czy należałoby dać mu szansę dalszej pracy? To zależy od chęci samego szkoleniowca. Ale jeśli sam uważa, że powinien przyjść na jego miejsce ktoś inny, to chyba daje nam jednoznaczną odpowiedź.

PS. Zgadzam się. Kadra żeńska w rękach Vitala Heynena to zły pomysł.

Sprawdź także: Gruchnęła sensacyjna wiadomość ws. Heynena. Komentarz menedżerki Belga

Felietony Krzysztofa Sędzickiego ->

Źródło artykułu: