Nie pomogło 29 punktów Wassima Ben Tary, ani 21 oczek Kamila Kwasowskiego. Ale przede wszystkim nysianie nie pomogli sobie, przegrywając pierwszą partię 22:25, choć prowadzili w niej już 17:12. GKS objął prowadzenie 2:0 po wygranej w kolejnym secie do 21, ale gospodarze zdołali doprowadzić do tie-breaka wygrywając 25:20 i 25:17, jednak w piątej odsłonie znów się zacięli i ulegli 10:15 (więcej TUTAJ).
- Punkt na pewno cieszy, bo w tabeli nie mamy ich wiele. Szkoda, że nie udało się wywalczyć więcej. W tie-breaku zadecydowało jedno ustawienie, w którym rywale odskoczyli nam na kilka punktów. Mimo próby pościgu nie udało nam się już ich dogonić - uważa Kamil Dębski w rozmowie z klubowymi mediami.
- Trudno powiedzieć co siedzi w głowach. Każdy ma swoje sekrety. Nie chcieliśmy tego przegrać "gładko". Wzięliśmy się do roboty. Być może chłopaki z Katowic pomyśleli, że w Nysie odniosą łatwe zwycięstwo, a tak nie było. Zaczęliśmy robić sobie przewagę i uzbieraliśmy dwa sety - dodał 24-letni przyjmujący.
Z małych rzeczy stara się cieszyć Patryk Szwaradzki. Rezerwowy atakujący Stali Nysa pojawiał się na zmianach zadaniowych w niemal każdym secie. Jego zdaniem sam fakt, że drużyna się podniosła po dwóch przegranych partiach, należy zakwalifikować jako pozytywny znak.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldo i jego stara miłość
- Niestety taka jest siatkówka, że do końca nie wiadomo co się wydarzy. Prowadziliśmy w pierwszym secie, ale rywal to przełamał i wygrał tę partię. Ale w trzeciej i czwartej partii pokazaliśmy, że mimo tego i mimo bagażu przegranych w tym sezonie, mogliśmy jeszcze wygrać. My w to wierzyliśmy. Niewiele nawet brakowało, byśmy mieli dwa punkty, choć ten jeden też cieszy - uważa zawodnik.
Dużo więcej samokrytyki było u Nikołaja Penczewa. Przyjmujący z Bułgarii miał po meczu ogromny niedosyt i ten punkt go zdecydowanie nie zadowala.
- Nie wiem, co się stało, ale mogę powtórzyć po raz kolejny, że to tylko nasza wina. Tak nie może być, że idzie nam dobrze w ataku, zagrywce, obronie i... przegrywamy. Jedyna dobra rzecz to ta, że wróciliśmy do gry ze stanu 0:2, ale mnie jeden punkt nie wystarczy. GKS nie zagrał swojego najlepszego meczu. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy tego, bo nie graliśmy dobrze, a pozwalaliśmy im robić serie na zagrywce i mecz się odwrócił - ocenił przyjmujący Stali.
Kolejna okazja dla siatkarzy z Nysy na przełamanie i pierwsze ligowe zwycięstwo w niedzielę 28 listopada w Iławie na meczu z Indykpolem AZS-em Olsztyn.
Czytaj też: Polak prawie bezbłędny w ataku! Argentyńczyk znalazł sposób na mistrzów Polski