Ogromny sukces polskiego klubu. Drugi z rzędu awans do finału Ligi Mistrzów. "Nie dojechaliśmy do niego na farcie"

- Pokazaliśmy, że choć nasza drużyna zmieniła się w porównaniu z poprzednim sezonem, wciąż jesteśmy bardzo silni. Znowu jesteśmy w finale LM. I nie dojechaliśmy do niego na farcie - mówi Norbert Huber, siatkarz Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Na zdjęciu od lewej: Norbert Huber i Gheorghe Cretu WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu od lewej: Norbert Huber i Gheorghe Cretu
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Twoja drużyna awansowała do finału Ligi Mistrzów po raz drugi z rzędu, ale dla ciebie to pierwsze takie osiągnięcie, bo w zeszłym sezonie nie było cię w zespole. Jak smakuje taki sukces?

Norbert Huber, siatkarz Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle: Dla mnie wszystkie sukcesy z Grupą Azoty ZAKSĄ są czymś nowym. Przychodząc do Kędzierzyna-Koźla nie miałem żadnych konkretnych oczekiwań, poprzedni prezes Sebastian Świderski powiedział nam na początku sezonu, żebyśmy nie myśleli o presji po prostu bawili się siatkówką. Tymczasem sezon się jeszcze nie skończy, a ja już jestem zdobywcą Pucharu Polski i finalistą Ligi Mistrzów. To imponujące osiągnięcia. Granie radosnej siatkówki chyba całkiem nieźle nam wychodzi. Chcemy jednak więcej. Jeśli zdrowie będzie dopisywało, jesteśmy w stanie zdobyć mistrzostwo Polski i pokonać Trentino w finale LM. Nie będę jednak mówił, czego to my nie zwojujemy, bo to trzeba zrobić, a nie o tym gadać.

Mecze z Jastrzębskim Węglem były z twojej perspektywy wymagające? Z perspektywy kibicowskiej czy dziennikarskiej wyglądało to tak, że nie daliście rywalom żadnych szans.

Drużyna z Jastrzębia miała swoje problemy. Wielu ich zawodników przed pierwszym spotkaniem chorowało. Na pewno nie jest to przyjemne, jak przed jednym z najważniejszych meczów sezonu zamiast męczyć się na treningu męczysz się w łóżku, bo ciało walczy z chorobą. Potrafię sobie wyobrazić, jak chłopaki z Jastrzębskiego Węgla się czuli. Wiem, jak to jest być chorym, kiedy gra się "o życie" w Lidze Mistrzów, bo kilka tygodni temu my byliśmy w takiej sytuacji.

Trzeba jednak podkreślić, że my prezentowaliśmy się w tym dwumeczu bardzo dobrze. Trafiliśmy z formą. Pokazaliśmy, że choć nasza drużyna zmieniła się w porównaniu z poprzednim sezonem, wciąż jesteśmy bardzo silni i zdolni do obronienia tytułu najlepszego zespołu klubowego w Europie. Wielu ludzi przed sezonem twierdziło, że w PlusLidze są mocniejsze ekipy od nas, że możemy wypaść nawet poza ósemkę. A my znowu jesteśmy w finale LM. I nie dojechaliśmy do niego na farcie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!

Trochę szczęścia jednak mieliście. W fazie grupowej do samego końca musieliście bić się o awans.

Tylko że w czasie trwania rozgrywek grupowych mieliśmy różne przygody. Byliśmy chorzy, musieliśmy przekładać mecze, żeby nie dostać walkowera zgodziliśmy się oba mecze z Lokomotiwem Nowosybirsk zagrać na wyjeździe. Mieliśmy jeden bardzo długi wyjazd, który nazwaliśmy EuroAsia Trip. W ciągu dziewięciu dni zagraliśmy wtedy trzy mecze. Najpierw w Mariborze, potem w Nowosybirsku, na koniec w Civitanovej.

Po zakończeniu waszego meczu mieliście czas, żeby zobaczyć decydujące fragmentu drugiego półfinału?

Tak. W szatni oglądaliśmy złotego seta w meczu Trentino z Perugią. Najpierw imponowało Trentino, które prowadziło 7:2, potem Perugia, której udało się wyrównać. Jak Wilfredo Leon wszedł na zagrywkę, huknął asa i zrobiło się 14:14, spodziewaliśmy się, że zaraz zagra dwa kolejne i to z nim zmierzymy się w finale. Stało się jednak inaczej i naszym rywalem będzie Trentino. Na tę chwilę wiem tylko jacy zawodnicy grają w tym zespole. Poza tym nic.

Ten awans na pewno wiele znaczy dla waszego trenera Gheorghe Cretu. Niektórzy mówili, że może i jest dobry, ale gdzie tam mu do Nikoli Grbicia. A tymczasem Cretu wciąż jest w grze o wygraną w LM, a Grbić i jego Perugia odpadli.

Trenera Cretu uważam za świetnego fachowca. Opowiedział nam fajną historię, że jak miał 16 lat, trenował razem z zawodnikami Dinama Bukareszt, którzy w 1981 roku zdobyli Puchar Europy. Marzył o tym, żeby być kiedyś na ich miejscu. Po 38 latach udało mu się spełnić to marzenie. Musi mieć ogromną satysfakcję, ale na pewno zachowuje też chłodną głowę i zaraz znowu zagoni nas do pracy, bo przed nami trudne tygodnie i mecze co trzy dni z drużynami, które bardzo będą chciały pokazać, że są w stanie pokonać finalistę Ligi Mistrzów.

Macie szansę jako pierwszy polski klub w historii wygrać Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu. To byłby niezaprzeczalny dowód jakości PlusLigi.

Polska drużyna broniąca tytułu klubowego mistrza Europy - to brzmi bardzo fajnie. I zobowiązuje. W ostatnich kilkunastu latach tylko dwie drużyny grały w finale co najmniej dwa razy z rzędu, Zenit Kazań i właśnie Trentino. Nasi rywale przed spotkaniem w Lublanie będą ponoć mieli dłuższą przerwę od grania. Mam nadzieję, że my nie. Wolałbym pozostać w rytmie meczowym. Tydzień, półtora tygodnia przerwy wystarczyłoby nam, żeby przygotować się stricte pod ten finał. O samym finale jeszcze jednak nie myślę. Na razie cieszę się tym, co zdarzyło się w czwartek. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz w naszej hali będzie tak świetna atmosfera, a my damy naszym fanom ogrom satysfakcji. A tym, którzy w nas nie wierzą, utrzemy nosa.

Pytanie czy jest jeszcze w Polsce ktoś, kto nie wierzy w wasz zespół?

Na pewno są. Właśnie dziś przeczytałem, że kibice ZAKSY mogą się czuć rozczarowani, bo choć jesteśmy liderem, to zdarzyło się nam kilka porażek, przez które Jastrzębski Węgiel jest tuż za naszymi plecami. Większość polskiego środowiska siatkarskiego cieszy się razem z nami, ale jak widać, są ludzie, których bolą nasze sukcesy.

W tym sezonie zbierasz mnóstwo pochwał, eksperci i kibice są pod wrażeniem twojej gry. Czujesz się teraz lepszym zawodnikiem, niż byłeś przed przeprowadzką do Kędzierzyna-Koźla?

Czuję się dużo lepszym siatkarzem, niż byłem w PGE Skrze Bełchatów. Widzę po sobie, że stałem się inną osobą i innym zawodnikiem. Inaczej podchodzę do treningów, inaczej przygotowuję się do meczów i zachowuję w trakcie gry. Jestem większym profesjonalistą niż byłem. Do ideału wciąż sporo mi brakuje, ale jestem usatysfakcjonowany swoją pracą i tym, jak bardzo zmieniłem się rok do roku.

Czytaj także:
Zawodnik mistrzów Polski pełen samokrytyki po odpadnięciu z LM. "Nie mieliśmy żadnego podjazdu"
Co za emocje w Trydencie! Poznaliśmy finałowego rywala ZAKSY w Lidze Mistrzów

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×