Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: W kadrze grasz od 2009 roku i ponownie zostałeś do niej powołany. To jeszcze potrafi zmotywować?
Karol Kłos, środkowy PGE Skry Bełchatów i reprezentacji Polski: Trener Nikola Grbić nie widział miejsca dla niektórych moich rówieśników, a ja nadal tam jestem. Nowe rozdanie, to zawsze jest coś fajnego. To działa motywująco, że trener widzi mnie w zespole, mimo że nie jestem najmłodszy, a wśród środkowych będę najstarszy. To miłe uczucie, bo oznacza, że zrobiłem dobrą robotę w tym sezonie.
No właśnie, według ligowych rankingów jesteś najlepszym blokującym Plusligi.
To są tylko statystyki, można na nie patrzeć na różny sposób. Jeśli ktoś chce powiedzieć, że nie jestem dobrym blokującym, to też może to znaleźć, bo zagraliśmy dużo setów. Jak ktoś chce mnie wychwalać, to powie, że miałem dużą przewagę. Trzeba na to przymykać oko, ale dla mnie to był i jest fajny sezon.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kurek zdobył wicemistrzostwo, a potem... Taka nagroda!
Na pozycji środkowego bloku czuć, że nadchodzi nowa, świeża krew.
Oj tak. Młodzi nadciągają bardzo szybko. Sam to przeżyłem, kiedy Bieniu wchodził do kadry. To jest moment, nawet się nie obejrzysz. Mamy świetną młodzież. Pamiętam czasy, kiedy wszyscy płakali, że mamy tylko jednego przyjmującego, Bartka Kurka, a dalej nie ma nic. Teraz mamy taki dobrobyt, że nie wiadomo, kto ma grać. Jest z czego wybierać, tym bardziej mnie to cieszy, bo to sama przyjemność być w takiej grupie zawodników.
Wracając do ligowych zmagań, ta ćwierćfinałowa rywalizacja z Indykpolem AZS Olsztyn była bardzo wyrównana. Pamiętasz takie boje w przeszłości?
Był taki sezon z Aleksem, kiedy przegraliśmy z Resovią w ćwierćfinale. Tamte boje były dłuższe, graliśmy do trzech wygranych, wracaliśmy ze stanu 0-2. Wyciągnęliśmy to, a potem piąty mecz przegraliśmy. Trenerem był Jacek Nawrocki.
Tym razem wyglądało to trochę tak, jakby zdobywanie punktów przychodziło wam wyjątkowo trudno.
Kopaliśmy się po czole, ale takie mecze też trzeba czasami przyjąć. Można się obrazić, że nie wychodzi, ale to do niczego nie prowadzi. Każdy wiedział, czuł, ile nas kosztował ten sezon i daliśmy maksa, jak jeden mąż, dlatego wyciągnęliśmy ten mecz. Sami do końca nie wiemy, jak to zrobiliśmy.
Najmniejsza możliwa różnica punktów, dwa punkty w tie-breaku.
Tak, na żyletki. Dwa punkty w drugą stronę i bylibyśmy smutni, kończąc praktycznie sezon. Granie o 5. miejsce to nic fajnego, gdy zajęło się trzecie miejsce po rundzie zasadniczej. Druga runda w naszym wykonaniu była bardzo dobra. Wchodzimy do czwóreczki i walczymy od nowa.
Wspinaliście się po cichu na to trzecie miejsce. Wszyscy zdawali się skupiać na ZAKSIE, Jastrzębskim Węglu czy nawet Resovii.
I dobrze. Zrobiliśmy swoje i nie chcemy się zatrzymać, ale pokazać na co nas stać. Takie mecze jak ten z AZS-em, na żyletki, bardzo mocno budują. Wisieliśmy nad przepaścią. Przed meczem w Iławie, bo tam się bardzo trudno gra, i przed meczem u siebie. To bardzo buduje atmosferę.
Czytaj też:
Mateusz Bieniek doznał kontuzji. Sytuacja jest niejasna
Błyszczy w klubie i jest nadzieją kadry siatkarzy. "Zdawałem sobie sprawę, że od tego nie da się uciec"
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)