"To największy szok". Kubacki zdradził, co trener kazał im robić podczas skoku

PAP / Tomasz Wiktor / Na zdjęciu: Dawid Kubacki i Thomas Thurnbichler
PAP / Tomasz Wiktor / Na zdjęciu: Dawid Kubacki i Thomas Thurnbichler

- Kiedy usłyszałem o zadaniach, które mamy wykonać w czasie skoku, pomyślałem sobie: przy tym to się zabiję. Okazało się jednak, że Klimek Murańka ma rację, gdy mówi "oczy się boją, a ręce i nogi zrobią wszystko" - opowiada Dawid Kubacki.

W tym artykule dowiesz się o:

W sobotę inauguracja nowego sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich (transmisja na kanale Eurosport 1, w trakcie sezonu niemal wszystkie konkursy, w tym MŚ w Planicy, będzie można obejrzeć w Eurosporcie 1, TVN oraz na platformie Player.pl).

Polscy kibice duże nadzieje na lepszą zimę od poprzedniej pokładają w Dawidzie Kubackim. Mistrz świata z 2019 roku i triumfator Turnieju Czterech Skoczni 2019/2020 zdominował Letnią Grand Prix, Letnie Mistrzostwa Polski oraz piątkowe kwalifikacje w Wiśle już na starcie PŚ.

W rozmowie z WP SportoweFakty Kubacki mówi o tym, czy podoba mu się rozpoczynanie zimy na igelicie, czym najbardziej zaskoczył go nowy trener kadry Polski Thomas Thurnbichler i jakie cele stawia przed sobą na sezon 2022/2023. 
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Po zwycięstwach w klasyfikacji generalnej Letniego Grand Prix i mistrzostwach Polski pewnie nie możesz się już doczekać startu Pucharu Świata?

Dawid Kubacki, reprezentant Polski w skokach narciarskich: Trochę mam dylemat, bo z jednej strony przygotowania były długie i intensywne, miałem mało czasu dla rodziny, a chciałbym mieć go więcej. Z drugiej - trenuje się po to, żeby startować w zawodach i teraz, kiedy wszystko jest już dopięte na ostatni guzik i lada moment zaczynamy sezon, cieszę się. Choć mam też świadomość, że po inauguracji w Wiśle czeka nas jeszcze okres wytężonej pracy, a nie startów w konkursach, bo kolejne odbędą się dopiero pod koniec miesiąca.

Inauguracja sezonu już 5 listopada to ewenement. Jak oceniasz pomysł tak szybkiego wejścia w sezon zimowy?


Jest ok, akceptuję go. Gdybyśmy już od Wisły mieli rywalizować tydzień w tydzień aż do kwietnia, na pewno miałbym przeświadczenie, że będzie ciężko. Ale po pierwszych zawodach będą trzy tygodnie przerwy. Myślę, że my zawodnicy nie odczujemy dużej różnicy w porównaniu z poprzednimi sezonami, z tym że szybciej sprawdzimy swoje umiejętności w boju i będziemy mieli jeszcze trochę czasu, żeby dopracować detale. A jeżeli nie będzie nic do dopracowywania, w co wątpię, to będzie można spokojnie potrenować. Sytuacja jest dla nas komfortowa. Zazwyczaj jak już Puchar Świata ruszył, w trakcie zimy nie było czasu na poprawki.

ZOBACZ WIDEO: "Lewy" się nie zatrzymuje! Kto pożegna się z kadrą przed mundialem? - Z Pierwszej Piłki #24


Szybciej niż w poprzednich latach zobaczycie też w jakiej jesteście formie na tle zawodników z innych krajów.


I to również jest dobre. Treningi między końcem Letniego Grand Prix a początkiem Pucharu Świata, a mówimy o dość długim okresie, były psychicznie męczące. Wykonywaliśmy swoją pracę, ale nie było gdzie sprawdzić, jakie ona przynosi efekty. Teraz przejście z sezonu letniego w zimowy jest dużo szybsze. Szybciej się przekonamy na jak dobre skakanie pozwala nam to, co wypracowaliśmy na treningach, no i łatwiej będzie nam zachować rytm startowy.

Wyjątkowo szybko startujecie, ale też i kończycie wyjątkowo późno. Jak zobaczyłeś, że 1 kwietnia 2023 roku będziesz startował w konkursie drużynowym w Planicy, pomyślałeś, że to Prima Aprilis?


Po prostu przyjąłem do wiadomości, że tym razem skończymy sezon w kwietniu. Jest szansa, że Planica w będzie przyjemnie i słonecznie. Lubimy, kiedy tam tak jest.

To będzie bardziej intensywny sezon, niż poprzednie?


Myślę, że będzie podobny. Zaczyna się wcześniej, kończy później, ale jest trochę
"pokrojony", zwłaszcza przez ten początek w Wiśle. Od Turnieju Czterech Skoczni wygląda już raczej standardowo. Może poza tym, że wracają konkursy w Japonii i w Stanach Zjednoczonych, a więc dojdą nam dłuższe podróże, których w ostatnich dwóch latach nie mieliśmy. Ale jesteśmy oswojeni z takimi podróżami. Wiemy, jak się wtedy zachowywać.

Co sądzisz o rozpoczynaniu sezonu zimowego na igelicie?


To jest coś, co jednocześnie mi się podoba i nie podoba. Z trzech opcji do wyboru: konkursu na śniegu, na igelicie lub braku konkursu, ta druga wydaje mi się najrozsądniejsza. Myślę, że każdy z nas chciałby skakać na śniegu, ale trzeba też wziąć pod uwagę okoliczności. Próba przygotowania śnieżnego zeskoku byłaby w mojej ocenie karkołomna. Ryzykowna i kosztowna, a jakość takiego zeskoku raczej nie byłaby najlepsza. Samo wyprodukowanie śniegu nie jest wielkim problemem, ale utrzymanie go na skoczni przy takiej pogodzie, jaką mamy na początku listopada, już tak. Zeskok by się pewnie zapadał, byłby nierówny, trudno byłoby się na nim utrzymać. Igelit na start zimy jest ok, dla nas skakanie na skoczniach z lodowymi torami i igelitowym zeskokiem jest czymś dobrze znanym. Nie wydaje mi się jednak, żeby to rozwiązanie stało się standardem. Raczej wyjściem awaryjnym.

Przed wami pierwsze zimowe konkursy pod wodzą nowego trenera Thomasa Thurnbichlera. Austriak sprawia wrażenie oryginała, jak ci się z nim pracuje?


Dobrze. Cały czas się docieramy, ale moim zdaniem już teraz bardzo dobrze się rozumiemy. A nawet jeśli się nie rozumiemy, nie ma problemu, żeby usiąść i to przegadać, żeby jeden drugiemu wytłumaczył w najprostszych możliwych słowach, o co mu chodzi.

Czujesz się dziwnie, pracując pod okiem trenera, który jest od ciebie starszy zaledwie o rok?

Nie. Głównego trenera w bardzo podobnym do nas wieku ta grupa zawodników wcześniej nie miała, ale w sztabie były takie osoby. Chociażby rok młodszy ode mnie Krzysiek Miętus, czy serwismeni - jeden ma tyle lat co ja, drugi jest rok młodszy. Młody wiek Thomasa to w wielu aspektach atut. Trener jest na bieżąco ze wszystkimi nowymi trendami w szkoleniu skoczków narciarskich, bo przecież dopiero co kształcił się na trenera. No i łatwo nam znaleźć z nim wspólny język.

Thurnbichler czymś was zaskoczył w pierwszych miesiącach współpracy?


Wieloma rzeczami. Nie będę wdawał się w szczegóły, bo nie chcę podawać innym gotowych rozwiązań, ale trochę niespodzianek było. Na przykład zadania, które mieliśmy wykonywać w czasie skoku. Matematyczne, ruchowe czy nawet wokalne. One były chyba największym szokiem ze wszystkiego, co trener wprowadził. Kiedy o nich usłyszałem, pomyślałem sobie: Przy tym to się zabiję, albo co najmniej połamię. Przecież tego się nie da zrobić. Praktyka pokazała, że Klimek Murańka ma rację, kiedy mówi "oczy się boją, a ręce i nogi zrobią wszystko". Zadania okazały się wykonalne, a do tego mieliśmy z nich radość i razem się pośmialiśmy.

Austriak potrafi też dać mocno w kość. W czasie Letnich Mistrzostw Polski mówiłeś: "nogi tak bolą, że ciężko się stoi".


Trening przed samymi mistrzostwami miałem konkretny. Nogi dostały mocno w kość i strasznie bolały. W trakcie skoków zastanawiałem się w powietrzu, czy ustoję lądowanie. Udawało się, choć stylowo nie było najlepiej. Ta sytuacja pokazała mi jednak profesjonalizm Thomasa. We wcześniejszych tygodniach nogi nie bolały, ale brakowało im energii. Były trochę przymulone. A ten trening, choć ciężki, "uruchomił nogę". Działała na progu tak jak trzeba, co przekładało się na dalekie skoki.

Z nowych rzeczy wokół polskich skoków trzeba też odnotować nową rolę Adama Małysza. Jako dyrektor ds. skoków narciarskich był blisko waszej kadry. Jako prezes Polskiego Związku Narciarskiego, będzie chyba trochę dalej?


Do niedawna Adam bardzo ściśle współpracował z naszą grupą, jeździł z nami na zawody i na zgrupowania. Teraz musi dzielić czas między wszystkie dyscypliny zimowe, poza tym ma dużo pracy za biurkiem, papierkowej roboty, spotkań. To oczywiste, że nie będzie z nami spędzał tak dużo czasu. Myślę jednak, że mimo jego nowej roli zostaniemy w koleżeńskich stosunkach.

Jakie cele stawiasz sobie na sezon 2022/2023?


Nie zmieniam swojego podejścia do konkursów. Najważniejsze będzie dla mnie oddawanie dobrych skoków. Jednak chyba nie będzie niespodzianką jeśli powiem, że chciałbym wygrać Puchar Świata. Jestem pewny, że stać mnie na wyniki, które mogą mi dać fajne miejsca w cyklu i w najważniejszych imprezach tego sezonu.

Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Podjął trudną decyzję w wieku 22 lat. Później zasłynął tym
Apoloniusz Tajner nie ma złudzeń ws. Stocha. "To jest teraz najważniejsze"

Źródło artykułu: