Niemcy odkryli, co wyprawiał skoczek. Dzień później zszokował świat

Getty Images / Na zdjęciu: skocznia w Ga-Pa i Hemmo Silvennoinen
Getty Images / Na zdjęciu: skocznia w Ga-Pa i Hemmo Silvennoinen

"Pił do białego rana, skakał i wygrywał" - wspominał po latach niemiecki "Die Welt". W 1956 roku Hemmo Silvennoinen hucznie świętował Sylwestra, aby następnie pojawić się na rozbiegu i wygrać konkurs Turnieju Czterech Skoczni.

- Wznieśliśmy toast kieliszkiem wina musującego - tak z reguły skoczkowie biorący udział w Turnieju Czterech Skoczni podsumowują swoje sylwestrowe "szaleństwa". Na więcej nie mogą sobie pozwolić - 1 stycznia przed południem muszą zameldować się na skoczni.

Nie zawsze jednak sylwestrowa noc przebiegała wśród uczestników turnieju tak spokojnie. Niemiecki "Die Welt" wspominał sytuację z lat 50. XX wieku, a więc z początków zmagań.

Do grona imprezowiczów należał Hemmo Silvennoinen. Fin zapisał się w historii Turnieju Czterech Skoczni. Zwyciężył w sezonie 1954/1955 jako pierwszy zawodnik, który nie wygrał żadnego konkursu. Uzbierał jednak wystarczająco punktów, aby być najlepszym w generalce.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?

Sylwestrowe szaleństwo

Rok później już 31 grudnia stało się jasne, że o wygraną będzie mu niezwykle trudno. W Oberstdorfie zabrakło go w pierwszej dziesiątce. Niemieccy dziennikarze wspominali, co działo się po konkursie.

Z powodu niekorzystnych warunków zmagania odbyły się w Sylwestra. Po zawodach skoczkowie spakowali swoje rzeczy, rozdali kilka autografów, po czym... zniknęli. - Świętowali wtedy hucznie, zwłaszcza Hemmo - wspominał po latach Kari Ylianttila.

Mówi się, że w noc sylwestrową 1955/1956 pił alkohol przez całą noc. Nie stronił także od papierosów, co nie było piętnowane - uważano, że skoki nie są sportem wytrzymałościowym i nie ma to większego wpływu na formę.

Trener chciał go wyrzucić

Trener Finów był wściekły, gdy zobaczył, w jakim stanie jest Silvennoinen. Chciał go wyrzucić z drużyny, ale za skoczkiem wstawili się reprezentacyjni koledzy. A skacowany Silvennoinen? Wygrał... Uzyskał notę 221,5 pkt - o 2 pkt wyższą niż jego rodak Eino Kirjonen.

Oddał dwa skoki na odległość 76,5 metra. Nie były to najdłuższe próby w konkursie, ale to wystarczyło, aby stanął na najwyższym stopniu podium. Odnotujmy, że w gronie 44 startujących zabrakło reprezentantów Polski.

W austriackiej części Turnieju Finów zabrakło - rozpoczęli przygotowania do igrzysk olimpijskich w Cortina d'Ampezzo. Jak pisał Antti Arponen, w wiosce olimpijskiej był jedną z gwiazd za sprawą swoich barwnych opowieści. Silvennoinen na podium TCS wrócił w sezonie 1961/1962, kiedy był trzeci w klasyfikacji generalnej.

Miał problemy

Poza skocznią borykał się z problemami. - Był alkoholikiem i na jakiś czas zniknął ze sceny. Miał ciężkie życie - wspominał Helmut Recknagel. - Był jednym z najlepszych, także dobrym lotnikiem. Uwielbiałem go. W 1955 roku w Oberstdorfie, gdy miałem zaledwie 17 lat, bez wahania dał mi autograf. Był człowiekiem z klasą - dodał Niemiec.

Recknagel mówił o Silvennoinenie jako o bardzo odważnym zawodniku. Fin później nieźle zaprezentował się podczas mistrzostw świata w Zakopanem w 1962 roku, gdzie był czwarty na normalnej skoczni. Zmarł w 2002 roku, w wieku 70 lat.

Wykorzystane źródła:
"Die Welt"
fis-ski.com
skijumping.pl
wyniki-skoki.hostingasp.pl

Czytaj także:
Wystarczyło, że dziennikarz tylko poprosił. Żyła przeszedł samego siebie
Zareagował na wybuch rakiety w Polsce. Jest o nim coraz głośniej

Komentarze (1)
avatar
Mariolondyn50
1.01.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie ma zdziwienia , Skandynawowie to nawet dziś są niezłe oliwy , tyle że ciche i wyposzczone . Np. Ci Szwedzi co mają bliżej do promu to silniejsze piwo kupują w Danii .