Ostrzeżenie dla Graneruda. Jego rodak przeżył koszmar

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Halvor Egner Granerud
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Halvor Egner Granerud

23,3 pkt - tyle przewagi przed ostatnim konkursem Turnieju Czterech Skoczni wypracował Halvor Egner Granerud. Ostatnie lata pokazują, że Norweg przed Bischofshofen może spać spokojnie. Dawid Kubacki nie stoi jednak całkiem na straconej pozycji.

W sięgającej 1953 roku historii Turnieju Czterech Skoczni rzadko zdarzało się, aby lider po trzech konkursach tracił przewagę i nie stawał na najwyższym stopniu podium.

Za jeden z najbardziej znanych przykładów posłużyć może Yukio Kasaya. W sezonie 1971/1972 wygrał w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen i Innsbrucku, a w Bischofshofen go... zabrakło. Już wcześniej sztab szkoleniowy podjął bowiem decyzję, że po konkursie na Bergisel cała kadra wróci do kraju, aby przygotowywać się do igrzysk.

W ostatniej dekadzie do takiej sytuacji doszło tylko raz - w sezonie 2016/2017. Wtedy na czele klasyfikacji turnieju znajdował się Daniel Andre Tande, a tuż za nim był Kamil Stoch.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?

Dramat w Bischofshofen

Różnica pomiędzy tymi zawodnikami była niewielka i wynosiła zaledwie 1,7 pkt, co w przeliczeniu na odległość daje niespełna metr. Już w pierwszej serii Stoch pokazał prawdziwą moc. Uzyskał 134,5 metra w niekorzystnych warunkach, natomiast skaczący z wiatrem pod narty Tande wylądował pół metra dalej. W tym momencie to Stoch był wirtualnym liderem generalki.

W drugiej serii rozegrał się prawdziwy dramat Tandego. Norweg kompletnie zepsuł swój skok lądując na 117. metrze, choć długo po konkursie trwał spór o wiarygodność tego pomiaru. Pojawiały się głosy, że w rzeczywistości uzyskał o pięć metrów mniej, a błąd pozbawił miejsca na podium klasyfikacji Macieja Kota.

Stoch postawił kropkę nad i wygrywając w Bischofshofen, natomiast Tande był dopiero 26., tracąc tylko w tym jednym konkursie 54,3 pkt. Norwega wyprzedził jeszcze Piotr Żyła.

Przewaga Graneruda

W trwającym 71. Turnieju Czterech Skoczni liderem klasyfikacji generalnej ponownie jest Norweg - tym razem Halvor Egner Granerud. Jego przewaga nie wynosi jednak 1,7 pkt, a aż 23,3, czyli około 13 metrów.

W Innsbrucku Kubacki miał duże szanse, aby zniwelować straty, w pierwszej serii mocno odskoczył bowiem rywalowi, ale w drugiej Granerud miał szczęście do warunków i odpalił prawdziwą petardę, uzyskując aż 133 metry. Znacząco, ale nie całkowicie, zniwelował szanse Polaka na triumf.

Jego przewaga wydaje się być bezpieczna, ale Norweg cały czas musi się mieć na baczności. Ostrzeżeniem powinna być dla niego pierwsza seria z Bergisel.

Wiara w Kubackiego

W Dawida Kubackiego wciąż wierzy chociażby Adam Małysz. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego mówił w rozmowie z Eurosportem o... asie w rękawie skoczka.

- Cuda się zdarzały i to już nie raz tak było. Będzie trudno, dlatego że Granerud ma psychiczną przewagę, że nawet może popełnić drobny błąd i dalej ma jeszcze 20 punktów - komentował Małysz.

- Teraz będzie jeszcze ciężej, ale ja mam takiego asa w rękawie. To jest to, że Dawid uwielbia skocznie w Bischofshofen, jest jej rekordzistą i skacze tam naprawdę dobrze. Jak będzie skakać tam Granerud? To się okaże - dodał "Orzeł z Wisły".

W Bischofshofen Kubacki na podium stał dwa razy - w 2019 roku był drugi, a w kolejnym sezonie zwyciężył. Jest też aktualnym rekordzistą obiektu z wynikiem 145 metrów.

Wszystko rozstrzygnie się w piątek, 6 stycznia. Ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni rozpocznie się o godz. 16:30, a transmisję pokażą stacje TVN i Eurosport 1 oraz platformy Pilot WP i Player. Tekstową relację live przeprowadzi portal WP SportoweFakty.

Czytaj także:
Małysz nie skreślił Kubackiego. I wyciągnął asa z rękawa
Ale huknął! Co to był za skok Dawida Kubackiego

Komentarze (0)