Co on najlepszego zrobił?! Sensacyjna decyzja w Turnieju Czterech Skoczni

East News / STAFF/AFP / Na zdjęciu: Yukio Kasaya
East News / STAFF/AFP / Na zdjęciu: Yukio Kasaya

Minęło już 21 lat odkąd Sven Hannawald wygrał wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni, później dokonali tego jeszcze Kamil Stoch i Ryoyu Kobayashi. Znacznie wcześniej "szlema" mógł zgarnąć inny Japończyk. Nie zrobił tego, a powód zaskakuje.

W tym artykule dowiesz się o:

Historia Turnieju Czterech Skoczni sięga sezonu 1952/1953, a pierwszym triumfatorem został Josef Bradl. Austriak zajmował drugie miejsca w Garmisch-Partenkirchen, Oberstdorfie i Bischofshofen, natomiast zwyciężył w Innsbrucku. W klasyfikacji generalnej wypracował tylko 0,9 pkt przewagi nad Halvorem Naesem.

W późniejszych latach dochodziło do sytuacji, że zawodnik zwyciężał w turnieju, choć nie wygrał żadnego z czterech konkursów. Zdarzyło się tak ośmiokrotnie - pierwszy raz w sezonie 1954/1955, gdy wygrał Hemmo Silvennoinen, a ostatni w 1998/1999. Wtedy najlepszy był Janne Ahonen.

Wielki Szlem

Przez lata nieosiągalnym celem było zwycięstwo we wszystkich czterech konkursach, czyli zgarnięcie tzw. wielkiego szlema. Już w drugiej edycji turnieju Olaf B. Bjoernstad triumfował w trzech pierwszych konkursach, aby w Bischofshofen zająć trzecie miejsce.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?

O włos od tego osiągnięcia był Bjoern Wirkola w sezonie 1968/1969. Do pełni szczęścia zabrakło mu 6,4 pkt - właśnie tyle stracił w Bischofshofen do Czechosłowaka Jirego Raski.

Do tej pory dziewięć razy przytrafiło się, aby któryś ze skoczków wygrał trzy pierwsze konkursy, a w czwartym doznawał porażki. W ośmiu przypadkach decydowały względy sportowe, raz powód był zaskakujący.

Szansa Japończyka

W sezonie 1971/1972 odbywała się dwudziesta edycja Turnieju Czterech Skoczni. Zanim rywalizacja się rozpoczęła, sztab reprezentacji Japonii podjął decyzję, że zespół nie wystąpi w Bischofshofen - skoczkowie mieli wrócić do ojczyzny, aby skupić się na przygotowaniach do lutowych igrzysk w Sapporo, które były ich docelową imprezą.

Wtedy prawdopodobnie nie spodziewano się, że Yukio Kasaya będzie miał szansę przejść do historii. 28-letni wówczas skoczek zdominował niemiecką część rywalizacji. W Oberstdorfie wygrał o 9,7 pkt, a w Garmisch-Partenkirchen o 13,7 pkt.

Najlepszy był także w Innsbrucku. Po tym konkursie jego przewaga nad drugim Ingolfem Morkiem wynosiła 50,4 pkt. Japończyk znajdował się w świetnej formie i miał duże szanse na triumf również w Bischofshofen.

Trener pozostał jednak nieugięty i zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami wrócił ze swoimi podopiecznymi do Japonii. Historyczna szansa przeszła Kasayi koło nosa. Pod jego nieobecność turniej wygrał Ingolf Mork. Pierwszego "szlema" dokładnie 30 lat później wywalczył Sven Hannawald, a jego wyczyn powtórzyli jeszcze Kamil Stoch i Ryoyu Kobayashi.

Porażka z Fortuną

Obecnie sytuacja, jaka spotkała Yukio Kasayę, wydaje się wręcz niewyobrażalna. Żaden z trenerów nie zdecydowałby się na taki ruch. Decyzja szkoleniowca przyniosła jednak skutek.

Na normalnej skoczni Kasaya zwyciężył, jednak najważniejszy był konkurs na dużym obiekcie. Tam Japończyk poniósł porażkę - zajął dopiero siódme miejsce. Zwyciężył natomiast Wojciech Fortuna, zostając pierwszym polskim zimowym mistrzem olimpijskim.

Trwający Turniej Czterech Skoczni od dwóch wygranych konkursów rozpoczął Halvor Egner Granerud. W Innsbrucku górą był jednak Dawid Kubacki, wobec czego na kolejnego "szlema" przyjdzie jeszcze nieco poczekać.

Konkurs w Bischofshofen odbędzie się w piątek, 6 stycznia o godz. 16:30. Transmisję pokażą stacje TVN i Eurosport 1, a także platformy Pilot WP i Player. Tekstową relację LIVE przeprowadzi portal WP SportoweFakty.

Czytaj także:
"Mały cud". Tak Norwegowie opisują wyczyn Graneruda
Szymon Łożyński: Ale paradoks. Naprawdę można się tak poczuć [OPINIA]

Komentarze (0)