5 stycznia Turniej Czterech Skoczni zawitał do Bischofshofen. Austriacki obiekt cieszy się sporą sympatią kibiców, którzy mogą oglądać na nim dalekie skoki na odległość nawet ponad 135 metrów.
Jednak nie każdy z nich pamięta o tym, że to właśnie w tym miejscu odegrał się niegdyś istny koszmar, który na stałe zapisał się w historii tej dyscypliny. Mowa tutaj o tragicznym wypadku Nicka Fairalla.
Chwile grozy
Do całej sytuacji doszło w styczniu 2015 roku. Już pierwszy start w ramach serii próbnej zakończył się dla Amerykanina bardzo boleśnie, a to był dopiero wstęp do dramatu, jaki rozegrał się na austriackiej skoczni.
Wspomniany skok "rozgrzewkowy" reprezentanta klubu Andover Outing rozpoczął się zgodnie z planem - bezproblemowe wybicie, następnie poprawny lot. Do komplikacji doszło jednak podczas lądowania, kiedy to zawodnik runął twarzą o ziemię.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?
Upadek nie zniechęcił go jednak do wzięcia udziału w konkursie. Fairall ponownie zasiadł na belce i dosłownie przeżył powtórkę ze swojej wcześniejszej próby, tylko że w o wiele tragiczniejszej wersji. Sekundę po znalezieniu się na zeskoku, jego narty drastycznie się rozjechały, powodując niebezpieczne wygięcie ciała skoczka.
Amerykanin nie potrafił się podnieść i potrzebna była pomoc medyczna. Ratownicy ułożyli go na noszach, dokładnie usztywniając przy tym wszystkie kończyny. Diagnoza była koszmarna - poważny uraz kręgosłupa.
- W chwili zderzenia ze śniegiem poczułem intensywny ból, przechodzący przez moje plecy oraz nogi. Kiedy skulony leżałem na śniegu, otoczony przez ekipę medyczną, powiedziałem do jednego z ratowników najdziwniejszą rzecz, która przyszła mi do głowy w tamtym momencie: "Rozwiąż moje buty, moje stopy czują się niekomfortowo". Najpierw popatrzył na mnie, potem na moje stopy, po czym z zawahaniem stwierdził: "Twoje buty zostały już zdjęte". Moje serce wtedy zamarło - opowiedział kilka lat później w amerykańskim programie "Stories from the Stage", realizowanym przez PBS.
Tragedię bardzo przeżył trener skoczka, Bine Norcić. Wydarzenie to na tyle nim wstrząsnęło, że przez długi czas nie mógł normalnie pracować.
- Wciąż mam wrażenie, że on czuł ból po pierwszym upadku, ale nie chciał mi o niczym powiedzieć. Był przekonany, że może mieć świetny wynik i... to znów się stało, upadł tak samo. To był drugi najtrudniejszy moment w moim życiu, po śmierci mojego taty - wyznał niedługo po zdarzeniu portalowi sport.pl.
Koszty leczenia (blisko 50 tys. dolarów) przerosły jednak krajową federację, która nie potrafiła ich pokryć. Z tej okazji utworzono specjalne konto, gdzie każdy mógł wpłacić dowolną sumę.
W pomoc Amerykanowi zaangażował się mistrz olimpijski, Wojciech Fortuna. Polak wystawił na licytację swój złoty medal z Sapporo. Ostatecznie nowym właścicielem tego cennego przedmiotu stała się polska firma odzieżowa 4F, która wykupiła krążek za 50 tys. dolarów. Zgodnie z umową, połowa tej kwoty trafiła na rehabilitację Amerykanina.
To nie koniec
Po tym wypadku Fairallowi w codziennym życiu zaczął towarzyszyć wózek. Nie skończył on jednak ze sportem. Pół roku później rozpoczął bowiem intensywne treningi narciarstwa wodnego osób niepełnosprawnych.
Na tyle poświęcił się swojej nowej dyscyplinie, że już w 2016 roku wystąpił w oficjalnych zawodach. A dwa lata później został nawet powołany do kadry na mistrzostwa świata w Norwegii.
- Długo myślałem o tym, czym mogę się zająć. Na początku brałem pod uwagę koszykówkę, aż przypomniałem sobie, iż oprócz skoków uwielbiałem także pływanie. Sześć miesięcy później siedziałem w łódce, na środku Missisipi i czułem się wspaniale. To był najlepszy dzień mojego życia po wypadku. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że dwa lata później będę po raz kolejny reprezentował Stany Zjednoczone na mistrzostwach świata, lecz w narciarstwie wodnym - wyznał we wspomnianym, amerykańskim programie.
33-latek wystąpił dotąd w pięciu edycjach Pucharu Świata, zdobywając w nich łącznie 18 punktów. Na kartach swojej kariery zapisał także starty na igrzyskach olimpijskich w Soczi. W jednym z konkursów indywidualnych zajął 38. miejsce.
Czytaj także:
"Wyraźna dyskwalifikacja". Norweg wściekł się po skoku Żyły
Dawid Kubacki rozbił bank w Innsbrucku. Tyle zarobił