Zaczął skakać fenomenalnie na początku listopada i przez dwa miesiące nie miał poważniejszego zawahania formy. Dawid Kubacki, serią 10 miejsc na podium z rzędu i 15 kolejnymi konkursami w TOP 6, nieco uśpił naszą czujność.
Wielu z nas za niemal pewnik uznało, że Polak będzie tak skakał do samego końca sezonu. Tymczasem w skokach narciarskich tak to nie działa. Prędzej czy później, zwłaszcza u zawodnika powyżej 30. roku życia, kryzys fizyczny musiał nastąpić.
Patrząc jak jeszcze dwa tygodnie temu w Zakopanem skakał Dawid Kubacki, wydawało się to bardzo odległą sprawą, ale skoki narciarskie po raz kolejny pokazały swoją nieprzewidywalność.
ZOBACZ WIDEO: Mróz, wichura, a on wspinał się w takim stroju. Hit sieci!
Jeśli po sobotnich zmaganiach mogliśmy się jeszcze pocieszać, że pierwszy słabszy skok Polaka to wina przede wszystkim warunków, to po niedzielnych zmaganiach nie ma już wątpliwości. Kubacki nie skacze tak imponująco na progu, popełnia błędy - najprawdopodobniej ze zmęczenia - i zwłaszcza na skoczniach do lotów przekłada się to od razu na kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt metrów mniej niż najlepsi.
To, że Kubacki zanotował wyraźną obniżkę swojej formy - najlepiej wskazuje reakcja Thomasa Thurnbichlera jeszcze w trakcie drugiego lotu Polaka. Na powtórkach telewizyjnych doskonale było widać, jak Austriak ma dość smutną minę jeszcze przed lądowaniem wicelidera Pucharu Świata. Już po wyjściu z progu swojego podopiecznego wiedział, że skok technicznie nie był dobry i nie zakończy się imponującą odległością. Ostatecznie Kubacki uzyskał 208,5 metra i zajął 18. pozycję, najsłabszą w sezonie.
Kryzys fizyczny Polaka dobitnie pokazuje też to, jak Kubacki słabł ze skoku na skoku w niedzielę. Zaczął od 225,5 metra w kwalifikacjach, by potem w pierwszej serii konkursowej polecieć już 11 metrów mniej, a w finale oddać najkrótszy swój lot dnia. Brakuje siły, dynamiki, co prędzej czy później - przy trwającym prawie pół roku sezonie - musiało nastąpić.
I teraz przed najważniejszym egzaminem w swojej krótkiej karierze trenerskiej staje Thomas Thurnbichler. Podobne wahania formy nasi najlepsi skoczkowie przeżywali już także za kadencji Stefana Horngachera i Michala Doleżala. Austriak i Czech (przez dwa sezony) potrafili błyskawicznie zareagować, wprowadzić poprawki i po tygodniu czy dwóch nasi liderzy znów skakali jak nakręceni.
Jestem spokojny, że Thurnbichler zda ten egzamin. Tezę opieram na tym, co w styczniu stało się z Piotrem Żyłą. Mistrz świata z Oberstdorfu w drugiej części Turnieju Czterech Skoczni wyraźnie przygasł. Tak jak teraz Kubacki też zaczął zajmować miejsca w drugiej dziesiątce, a w Zakopanem nie awansował nawet do finałowej serii. Kryzys się jednak nie pogłębił, tylko od Sapporo ponownie wiślanin dołączył do najlepszych. Co prawda w Bad Mitterndorf nie stanął na podium, ale 4. i 6. miejsca Polaka i przede wszystkim same jego loty napawają dużym optymizmem.
Dlatego w sprawie Kubackiego potrzebny jest przede wszystkim spokój. Co prawda Granerud nie tylko zabrał Polakowi żółtą koszulkę, ale i wypracował już sobie ponad 100 punktów przewagi. Dużo, ale do końca sezonu jeszcze 14 konkursów. Norwega też dopadnie zadyszka. Teraz najważniejszy jest jednak jasny, sprecyzowany plan na szybką naprawę skoków Kubackiego przed mistrzostwami świata w Planicy. Jestem przekonany, że Thurnbichler ma już go w głowie i tak jak w przypadku Żyły szybko wcieli go w życie.
Żeby po weekendzie w Bad Mitterndorf nie było jednak tak smutno - obok formy Żyły jest jeszcze jeden powód do optymizmu. To postawa Aleksandra Zniszczoła. Przez cały weekend Polak oddał tylko jeden słabszy skok - w drugiej serii sobotniego konkursu, gdy nie sprzyjał mu wiatr. Pozostałe próby były więcej niż przyzwoite. Zniszczoł "rośnie" z zawodów na zawody (19. i 20. w Austrii) i nawet jeśli Paweł Wąsek szybko nie odzyska dyspozycji takiej jak na początku sezonu, to o czwartego, mocnego skoczka do polskiej drużyny nie musimy się martwić.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Media piszą tylko o nim. "Brutalnie dobry"
Wszyscy widzieli, co zrobił Granerud. Teraz się tłumaczy