"Żałujemy tej decyzji". Adam Małysz szczery do bólu

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Adam Małysz
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Adam Małysz

- Został rzucony na głęboką wodę - tak pracę Szczepana Kupczaka jako pierwszego trenera kadry polskich skoczkiń ocenił Adam Małysz. Po katastrofie Biało-Czerwonych na MŚ w narciarstwie klasycznym 2023 prezes PZN widzi tylko jedno rozwiązanie.

Żadnej Polki w drugiej serii konkursu indywidualnego na skoczni K-95, ostatnie miejsce drużyny w zmaganiach zespołowych i bardzo nieudane skoki w konkursie mikstów. Katastrofa - to słowo najlepiej oddaje, jak na mniejszym obiekcie na mistrzostwach świata zaprezentowały się polskie skoczkinie.

Po takich startach ogromnego rozczarowania nie ukrywał Adam Małysz. Przede wszystkim prezes Polskiego Związku Narciarskiego szczerze ocenił pracę trenera. Od tego sezonu polską kadrę skoczkiń prowadził Szczepan Kupczak, który dopiero niedawno zakończył karierę kombinatora norweskiego.

- Został rzucony na głęboką wodę. Zespół nie funkcjonuje dobrze. Szczepan sam przyznał, że prowadzenie pierwszej kadry kobiet to było dla niego za dużo. Lepiej, gdyby zaczął jako asystent. W jakimś stopniu żałujemy tej decyzji, ale tak naprawdę nie mieliśmy innego wyjścia. Każda z tych zawodniczek chciałaby innego trenera i to jest najgorsze. Proszę mi wierzyć, że ciężko jest znaleźć kompromis - podkreślił Adam Małysz.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni

- Szczepan dalej może rozwijać się w kierunku szkoleniowca, ale przede wszystkim potrzebuje osoby, która nauczy go pracy jako trener. Jest po AWF-ie, ma podstawy pracy, ale - tak jak mówiłem - został rzucony na zbyt głęboką wodę. Jeśli będzie miał jednak przy sobie osobę, która nauczy go tego zawodu, to może w przyszłości być bardzo dobrym trenerem - dodał.

Co dalej? Jest plan

Problemy w polskich skokach kobiet nie wzięły się jednak tylko z powodu zatrudnienia niedoświadczonego trenera. Już od dobrych kilku sezonów zawodniczki, przede wszystkim pod względem technicznym, nie robią postępu.

Kadra jest skonfliktowana, a skoczkinie próbują pod siebie wybierać, z kim chciałyby trenować. Dlatego jedynym rozwiązaniem, które mogłoby zmienić sytuację na lepsze, jest zatrudnienie szkoleniowca "z nazwiskiem", który jest już doświadczony w pracy ze skoczkiniami.

- Musiałaby być to osoba topowa, z nazwiskiem, która stworzyłaby system i narzuciła swój styl pracy, a jak się komuś nie podoba, to do widzenia. To, co sprawdza się u mężczyzn, nie działa u nas w skokach kobiet. Są jednak opory (na zagranicznego trenera z nazwiskiem - przyp. red.), bo za dużo dziewczyn nie ma i bardziej naciska się na to, że szkolenie powinno iść od dołu i zacząć od pracy w Szkole Mistrzostwa Sportowego - zdradził Adam Małysz.

Jedno jest pewne - po zakończeniu bieżącego sezonu polskie skoki narciarskie kobiet czekają poważne zmiany, przede wszystkim związane z zatrudnieniem nowego szkoleniowca.

Z Planicy Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Już wiadomo, kto by wygrał, gdyby to był konkurs indywidualny
Piotr Żyła robił co mógł. Wystarczyło na cel minimum i stypendium

Źródło artykułu: WP SportoweFakty