Przejmujący obraz w Planicy. To przed skokiem Żyły bolało najbardziej [OPINIA]

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Piotr Żyła
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Piotr Żyła

Mając tak dysponowanego Piotra Żyłę, zamiast myśleć o atakowaniu pozycji medalowej w mikście, zastanawialiśmy się, czy Polak będzie w stanie dokonać cudu i wprowadzić kadrę do drugiej serii. To najlepiej podsumowuje obraz polskich skoków kobiet.

Ogromna sinusoida emocji dla polskich skoków narciarskich na MŚ w narciarstwie klasycznym 2023. W sobotę emocje w konkursie rosły z minuty na minutę. W drugiej serii wręcz eksplodowały po tym, jak Piotr Żyła ustanowił rekord skoczni, a wszyscy skaczący po nim rywale nie byli w stanie go wyprzedzić.

Dzień później emocje skończyły się, zanim tak na dobre się zaczęły. Kinga Rajda w swoim pierwszym skoku w mikście wylądowała na buli. Uzyskała 75 metrów i było "pozamiatane". Zamiast walczyć, chociażby o najlepszą szóstkę, drżeliśmy, czy reprezentacja Polski w ogóle awansuje do finału.

A przecież nie tak miało być. Gdy cztery lata temu Biało-Czerwoni na półmetku miksta zajmowali pozycję medalową, a ostatecznie zajęli szóste miejsce, wydawało się, że polskie skoki kobiet ruszyły do przodu. Nic z tego. Zamiast kroku do przodu, zawodniczki zrobiły dwa w tył.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!

Polski Związek Narciarski próbował wiele. Najpierw powierzył kadrę doświadczonemu trenerowi Łukaszowi Kruczkowi, który z powodzeniem wprowadził na salony skoków narciarskich Kamila Stocha. Praca z kobietami to jednak zupełnie inny kawałek chleba. Ze skoczkiniami trener Kruczek sukcesu nie osiągnął i kadrę powierzono w ręce... debiutującego szkoleniowca Szczepana Kupczaka.

To był plan z gatunku tych najbardziej szalonych, który również nie wypalił. Najlepiej obrazuje to sytuacja z niedzielnych konkursów i grup, w których skakały polskie zawodniczki. W Seefeld Biało-Czerwone skakały lepiej niż Włoszki czy Finki.

Cztery lata później rywalki z tych dwóch krajów, zwłaszcza Finki, były zdecydowanie lepsze od Kingi Rajdy i Nicoli Konderli. Kamil Stoch i Piotr Żyła, zamiast próbować zbliżać reprezentację do miejsc medalowych, musieli walczyć ze skoczkami z Włoch i Finlandii, by w ogóle wejść do drugiej serii. Żyła dokonał wręcz cudu, bowiem pierwszym skokiem na 101. metr odrobił ponad 17 punktów straty do włoskiej kadry. Na mniejszej skoczni to wręcz nie mogło się udać.

Gdy mistrz świata zasiadł na belkę startową w pierwszej kolejce, obrazek był przejmujący. To nie była walka jak 24 godziny wcześniej o to, by włączyć się do rywalizacji o medal, nawet złoty. To była walka o to, by polska drużyna uchroniła się przed katastrofą, jaką byłby brak awansu do drugiej serii. Ostatecznie cel minimum, 8. miejsce, został osiągnięty, ale tak naprawdę to tylko zamazuje rzeczywistość.

Polskie skoki narciarskie kobiet, targane konfliktami samych zawodniczek, są w potężnym dołku. A najgorsze jest w tym wszystkim, że na razie nie widać nawet zalążka światła w tunelu.

W kolejnych mistrzowskich imprezach walka polskiej kadry w mikstach o medale, to misja wręcz niemożliwa do zrealizowania. Tym bardziej że naszym najbardziej doświadczonym skoczkom lat nie ubywa i z każdym kolejnym rokiem będzie im coraz trudniej przygotowywać mistrzowską formę taką, jaką prezentują na obecnych mistrzostwach świata.

Z Planicy Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Już wiadomo, kto by wygrał, gdyby to był konkurs indywidualny
Piotr Żyła robił co mógł. Wystarczyło na cel minimum i stypendium

Źródło artykułu: WP SportoweFakty