Co się stało ze Stochem? Wszyscy przecierają oczy ze zdumienia

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch

To nie żart. Kamil Stoch, jeszcze miesiąc temu zmagający się z potężnym kryzysem formy, jest jednym z faworytów indywidualnego konkursu MŚ w narciarstwie klasycznym 2023 na dużej skoczni. W Słowenii wymowne są jego skoki, słowa i zachowanie.

"Dramat Kamila Stocha", "Co się dzieje z polskim mistrzem?", "Koszmar Stocha na niemieckiej skoczni". Tak niespełna miesiąc temu wyglądały nagłówki polskich portali sportowych. Kamil Stoch był zagubiony. Przez dwa miesiące robił stałe postępy w swojej formie, był coraz bliżej najlepszych i wszystko rozsypało się jak domek z kart.

Pojechał na ukochane loty, ale tym razem miłość nie był odwzajemniona. To tam zaczęły się jego kłopoty. Technika się rozsypała, pojawiła się kontrola w skokach i nastąpił efekt domina. Najpierw druga dziesiątka, potem trzecia aż w końcu w Willingen przyszło tąpnięcie. To było jak koszmar. Pasywny lot, lądowanie na 100. metrze i brak awansu do konkursu.

Nie stracił wiary

Ze spuszczoną głową opuścił zeskok i takim obrazkiem pożegnał się z rywalizacją na trzy tygodnie. Wtedy w Willingen ciężko było uwierzyć, że trzy tygodnie później Stoch będzie jednym z faworytów konkursów indywidualnych. Wydawało się to misją niemożliwą. Tym bardziej gdy spojrzało się, jak fenomenalnie skakali Słoweńcy, Norweg Granerud, Austriak Kraft czy Niemiec Wellinger.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!

Powiedzenie "nigdy nie lekceważ serca mistrza" raz jeszcze przypomniało jednak o sobie. W kluczowym momencie w Willingen, mimo że w przekazie medialnym Stoch wyglądał na załamanego, nie przestał wierzyć w swój cel. A cel na ten sezon miał jeden. Trafienie ze szczytem formy na swoją ukochaną Planicę, na miejsce, które zawsze będzie wspominał z sentymentem.

To tutaj poznał swoją żonę Ewę. To w blisko położonej Kranjskiej Gorze oświadczył się swojej ukochanej. Wreszcie to tutaj, na położonej kilkadziesiąt metrów od średniej i dużej skoczni Letalnicy poleciał ponad 250 metrów i odbierał dwukrotnie Kryształową Kulę za triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Chciał co najmniej raz jeszcze poczuć tutaj smak zwycięstwa i w piątek stanie przed wielką szansą.

Skoki na biegówkach

To, co wydawało się niemożliwe, stało się. Przerwa od startów po Willingen zdziałała sportowe cuda. Stoch wrócił do domu, na kilka dni w ogóle odpoczął od skakania. Poczuł taki głód, że wrócił na skocznię jak junior, który wręcz nie może doczekać się kolejnych skoków. Energią mógł zarażać innych. Jeszcze zanim trenował w Zakopanem, w swoim ogródku zbudował małą skocznię i skakał na... biegówkach. Wróciła radość, wróciła energia - to wszystko co nagle uleciało przez dwa nieudane weekendy Pucharu Świata.

Do Planicy Stoch przyjechał z jasnym planem na skoki. Nawet w treningach, w których zwykle nie szło mu najlepiej, od razu był w czołówce. Nie szukał wiele, wprowadzał z trenerami tylko drobne korekty, by potem już w konkursach puścić wszystkie hamulce i skakać bez kontroli, bez pilnowania poszczególnych elementów. To jedyna droga w tej dyscyplinie do sukcesów.

I nagle Stoch zaczął przypominać najlepszą wersję samego siebie. Z Val di Fiemme, gdy zdobywał pierwszy w karierze tytuł mistrza świata. Z Soczi i Pjongczangu, gdzie wywalczył trzy złote medale olimpijskie. Z Turnieju Czterech Skoczni, który wygrywał już trzykrotnie.

Tak jak wtedy, tak i teraz jest mocny. Nawet bardzo mocny. Już na mniejszej skoczni otarł się o medal (6. miejsce). Co więcej, w obu seriach został zbyt nisko oceniony (szczegóły TUTAJ), jakby sędziowie zapomnieli jak wybitnym stylistą jest Stoch w swojej najwyższej formie.

Te słowa wiele mówią

A właśnie w takiej formie przyjechał do Planicy. Oto słowa Apoloniusza Tajnera dla WP SportoweFakty tuż przed piątkowym konkursem: - Kamil wrócił do wysokiej formy, jaką prezentował w Wiśle na początku sezonu. Wtedy miał ogromnego pecha: złe warunki, kłopoty z wiązaniem, dyskwalifikacja i nie nabrał pewności siebie od pierwszych konkursów. W pierwszej części sezonu oddawał wiele błyskotliwych skoków, ale nie miał szczęścia do warunków.

- Decyzja o dłuższej przerwie dla Kamila byłam strzałem w dziesiątkę Thurnbichlera. Zareagował błyskawicznie. Po tych kilku dniach odpoczynku zyskał z powrotem błysk. Tutaj już nie było czasu na wielkie trenowanie. Kamil bazę w skokach, podobnie jak Dawid czy Piotrek, miał świetną, chodziło o to, żeby przez odpoczynek wrócił u niego błysk i to właśnie obserwujemy teraz - przenalizował honorowy prezes PZN.

Po czwartkowych kwalifikacjach na dużej skoczni, w której Stoch poleciał aż na 136. metr i przegrał tylko z Timim Zajcem i Dawidem Kubackim, trzykrotny mistrz olimpijski mówił tak: - To był najlepszy mój skok tutaj. Pokazał mi, że nie muszę wszystkiego kontrolować, że nawet jeśli są błędy, to i tak mogę odlecieć. Kiedy skok jest bez kontroli, to generuje całą skumulowaną energię we mnie.

W Planicy wystarczy tylko spojrzeć na Kamila Stocha, by zobaczyć u niego ogromną wiarę we własne możliwości i spokój. Wie, że jego skoki znów funkcjonują, że już nie goni czołówki, ale na dobrej do niej wrócił. A jeśli tak, to nie jest to dobra informacja dla rywali. Jeśli Stoch poczuje szansę i nie przeszkodzą mu warunki, to zwykle nie wypuszcza jej z rąk.

Dlatego w piątek będzie jednym z faworytów i realnym kandydatem do medalu. Tak samo jak jego koledzy z kadry: drugi w czwartkowych kwalifikacjach Dawid Kubacki i mistrz ze skoczni K-95 Piotr Żyła. Szykuje się niesamowity konkurs z Biało-Czerwonymi w rolach głównych. Dwóch Polaków na podium? Nie jest to nierealny scenariusz.

Początek pierwszej serii o 17:30. Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 oraz na Pilot WP. Wynikowa relacja na żywo na WP SportoweFakty.

Z Planicy Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także: FIS reaguje po upadku Prevca. Dyrektor PŚ zdradza, jak poprawią bezpieczeństwo

Źródło artykułu: WP SportoweFakty