12 lat temu na przebudowanej Holmenkollbakken odbywały się mistrzostwa świata. Po tym jak wywalczył brąz na średniej skoczni, nie kto inny jak Adam Małysz był głównym polskim faworytem do medalu także na większym obiekcie.
Po cichu kibice liczyli także na udany start Kamila Stocha, który przed mistrzostwami wreszcie zaczął udowadniać swój olbrzymi potencjał. Wygrał bowiem konkursy Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi w Zakopanem i w Klingenthal.
Przed konkursem na dużej skoczni w Oslo więcej mówiło się jednak o szansach Małysza i to początkowo okazało się sprzyjać Stochowi. Bez większej presji późniejszy trzykrotny mistrz olimpijski oddał fenomenalny skok w pierwszej serii. Z lekkim wiatrem w plecy poleciał aż na 131. metr.
Adam Małysz nie spisał się tak dobrze. Wylądował 4,5 metra bliżej i na półmetku zajmował dopiero 13. miejsce, już bez realnych szans na medal. W grze o podium był za to 23-letni Stoch, który na półmetku zajmował wysokie 6. miejsce, a do trzeciego Andreasa Koflera tracił zaledwie 3,9 punktu. To niespełna 2,5 metra.
Stoch stanął przed życiową szansą. Medal miał na wyciągnięcie ręki i wtedy presja dała znać o sobie. W finale ówczesny podopieczny Łukasza Kruczka nie skoczył już tak imponująco. Przede wszystkim wylądował aż o 7 metrów krócej. Co gorsza, był tak rozczarowany nieudaną próbą, że nie zachował odpowiedniej koncentracji już po wylądowaniu.
W pewnym momencie, jeszcze w strefie ocenianej, Stochowi podbiło nartę i runął - ciągle przy sporej prędkości - na zeskok. Przy Polaku pojawiły się służby medyczne. Zawodnik i kibice przeżyli chwile grozy, ale skończyło się na szczęście tylko na strachu. Skoczek wstał o własnych siłach, nic mu się nie stało, ale przy tak słabych notach za styl, musiał liczyć się z ogromnym spadkiem w klasyfikacji zawodów.
Ostatecznie Stoch ukończył konkurs dopiero na 19. pozycji. Wspomniany Małysz był 11. Po złoto sięgnął Gregor Schlierenzauer, po srebro jego rodak Thomas Morgenstern, a po brąz Simon Ammann.
Z kolei Kamil Stoch dwa lata później na dużej skoczni w Val di Fiemme nie dał już rywalom szans i wywalczył tytuł mistrza świata.
12 lat po wydarzeniach w Oslo Polaka wciąż stać na walkę o czołowe miejsca w Pucharze Świata. W sobotę tegoroczną edycję Raw Air zaczął od 13. pozycji. W niedzielnym konkursie, początek o 16:30, będzie chciał ten wynik znacząco poprawić.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Szalona pogoń Dawida Kubackiego. Katastrofa Piotra Żyły
Dawid Kubacki już nie prowadzi. Tak wygląda klasyfikacja Raw Air