Miał oferty ze znacznie mocniejszych włoskiej kadry kobiet i szwajcarskiej kadry mężczyzn. Harald Rodlauer wybrał jednak Polskę. Austriak jest prawdziwą gwiazdą trenerską, jego zawodniczki zdobywały mistrzostwo świata, w ostatnich dwóch sezonach wygrywały Puchar Świata, a drużynowo zwyciężyły trzykrotnie w Pucharze Narodów. To właśnie on ma postawić polskie skoki kobiet na nogi. Swoją kadencję zaczyna jednak w trudnych warunkach.
Kinga Rajda i Kamila Karpiel zakończyły kariery. Do tego na pierwsze zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich nie pojechała jedyna zawodniczka, która w ubiegłym sezonie zdobywała punkty - Nicole Konderla. W mediach pojawiły się plotki o jej konflikcie z trenerem.
W rozmowie z WP SportoweFakty Harald Rodlauer odniósł się do sprawy z Nicole Konderlą. Opowiada także o swojej pracy w policji i służbach specjalnych, transpłciowym synu i bolesnym odejściu z reprezentacji Austrii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobił to na siedząco. Po prostu magia
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Nicole Konderla była jedyną Polką, która w ubiegłym sezonie zdobywała punkty Pucharu Świata. Dlaczego nie pojechała na inaugurację sezonu do Lillehammer?
Harald Rodlauer, trener kadry Polski kobiet w skokach narciarskich: To długa historia i najlepiej zapytać dyrektora z Polskiego Związku Narciarskiego.
To pan decyduje o składzie. W mediach pojawiały się informacje o tym, że między panem a zawodniczką były nieporozumienia dotyczące treningu. To prawda?
Tak, były problemy z całym sztabem, nie chodziło tutaj o mnie.
Czy wróci na następne zawody Pucharu Świata?
W najbliższej przyszłości będzie startowała w Pucharze Interkontynentalnym.
Jakie są największe wyzwania dla polskich skoków kobiet?
Nie zaczynam na poziomie 0, ale minus 1. Jestem szczęśliwy moją pracą w Polsce, ale mamy dużo roboty do wykonania. W Austrii w poprzednich latach poziom był wyższy. Zawodniczki potrzebują więc czegoś innego. Musimy się skupić na zadaniach na podstawowym poziomie: technice, ćwiczeniach. Dziewczyny są bardzo młode, nigdy jeszcze nie startowały w Pucharze Świata.
Ile czasu zajmie, by polskie skoczkinie dołączyły do szerokiej czołówki?
Pracuję dopiero pięć miesięcy, więc trudno oczekiwać podium czy miejsc w czołowej dziesiątce. Może w następnym roku? Jestem bardzo zadowolony z dziewczyn, bo pracują dobrze i mają bardzo profesjonalne podejście. Potrzebują jednak czasu.
Co jest największą różnicą między Polską a Austrią w skokach kobiet?
Liczba skoczkiń. Polska to wielki kraj w tym sporcie, a u pań nie ma dużo chętnych. Macie dużo mniej młodych talentów. Jeśli będziemy osiągać dobre wyniki w Pucharze Świata, to one się pojawią. To kwestia pięciu, sześciu lat.
Trudno było się rozstać z kadrą Austrii?
Oczywiście, pracowałem z nią 13 lat, dziewięć z żeńską kadrą. To był znakomity czas.
Ale sporo pisano o tym, że w ostatnim sezonie były problemy z dobrą atmosferą wewnątrz drużyny.
Kiedy pracuje się tak długo, to normalna sprawa. Dochodzi się do takiego punktu, że musi nastąpić koniec. Eva Pinkelnig zdobyła Kryształową Kulę, a drużynowo zdobyliśmy Puchar Narodów. Jeśli w takim sezonie pojawiają się problemy z atmosferą, to jest pytanie: co mogłem więcej zrobić? Trzeba było to przerwać i poszukać szansy w nowym kraju. Potrzebny był nowy początek.
Pojawiały się również informacje o pańskim konflikcie z Mario Stecherem, dyrektorem sportowym austriackiego związku.
To sprawa między nami, nie chcę roztrząsać tego w mediach. Pochodzimy z tego samego miasta i spędziliśmy ze sobą dużo czasu.
Drugim trenerem w kadrze kobiet jest Stefan Hula, który dopiero co zakończył karierę. Jak się z nim pracuje?
Jestem z niego bardzo zadowolony, to znakomity człowiek. Ma świetny charakter, bardzo profesjonalny. Mam nadzieję, że będziemy długo razem pracować. Już za kilka lat Hula będzie jednym z najlepszym szkoleniowców w Polsce. Był znakomitym skoczkiem i może przekazywać swoje doświadczenie.
Przez wiele lat pracę trenera łączył pan z etatem w policji. Jak do tego doszło?
To praca, która miała mi dać przyszłość po skokach. Na początku pracowałem nawet w służbach specjalnych przez 2,5 roku. To była wspaniała praca, ale było trochę niebezpiecznych sytuacji. Później pracowałem już w normalnej policji, zwalczałem przestępczość. Ostatnim etapem była normalna praca policjanta, na ulicach. Zawsze łączyłem to jednak z pracą w skokach narciarskich.
Co pan robił w służbach specjalnych?
Pracowałem w służbach specjalnych policji w latach 1993-1995. Zajmowałem się ruchem lotniczym w Austrian Airlines. Ochraniałem polityków, głównie naszego kanclerza. Wiele razy też zajmowałem się bezpieczeństwem lotów m.in. na Bliski Wschód.
Jakaś akcja szczególnie zapadła panu w pamięci?
Wtedy jeszcze świat nie był taki niebezpieczny i nie aż tak dużo się działo. Praca z ministrem też nie obfitowała w groźne sytuacje. Zawsze musiałem być jednak uważny i wykonywać zadania na 100 proc. To samo musisz robić w sporcie, jeśli jesteś trenerem.
Próbował też pan szansy w polityce. Dlaczego nie wybrał pan tego kierunku?
Zaangażowałem się w lokalną politykę. Odpowiadałem za sprawy sportu, ale nie nadaję się do tej roboty, to kompletnie nie dla mnie. Dlatego robiłem to tylko dwa lata.
Jest pan ogromnym miłośnikiem Chorwacji. Skąd to się wzięło?
To dla mnie drugi dom. Byliśmy tam wiele razy, od mojego domu rodzinnego to tylko 3,5 godziny. Jeździmy tam niemal co roku od 20 lat, poznaliśmy wielu przyjaciół.
W wywiadzie dla Sport.pl pana transpłciowy syn Robin opowiedział, że otrzymał od pana i żony duże wsparcie, co niestety często nie jest regułą. Jak to wyglądało z pańskiej perspektywy?
Tak po prostu wygląda życie. Dla mojej żony i mnie nigdy nie było to żadnym problemem. Zależało nam na tym, by nasz syn miał jak najlepsze życie. To jest dla mnie najważniejsze, a nie to, co ludzie powiedzą. Po prostu staraliśmy się być otwarci na jego potrzeby.
Wasze relacje nadal są bliskie mimo setek kilometrów, które was dzielą?
Mam bardzo dobry kontakt z moim synem, dobrze czujemy się ze sobą. Często dzwonimy, wiele razy w tygodniu. Teraz ma znakomitą pracę w Monachium. Też zresztą zajmuje się sportem, zumbą i jestem bardzo szczęśliwy z tego, jak wygląda jego życie.
Wracając do sportu, jakie są największe wyzwania dla polskich skoków kobiet?
Musimy się skupić na zadaniach na podstawowym poziomie: technice, ćwiczeniach. Anna Twardosz przez dwa sezony niemal nie startowała w Pucharze Świata, a Pola Bełtowska i Natalia Słowik debiutowały w Lillehammer. Musimy dać im czas.
Ależ torpeda Żyły. Leciał, leciał i końca nie było widać. Jest nagranie