W te informacje o Kubackim aż trudno uwierzyć. Będzie powtórka?

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images /  / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
Getty Images / / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
zdjęcie autora artykułu

Dawid Kubacki (o ile będzie zdrowy) nie pojedzie na Turniej Czterech Skoczni jako jeden z faworytów. Podobna sytuacja miała miejsce jednak cztery lata temu, gdy Polak fatalnie wypadł w Engelbergu, a potem zaskoczył świat. Kibice marzą o powtórce.

Koszmar - to słowo najlepiej oddaje pierwszą część sezonu Pucharu Świata w wykonaniu polskich skoczków. W ośmiu indywidualnych konkursach żaden z podopiecznych Thomasa Thurnbichlera nie zajął miejsca w pierwszej dziesiątce.

Najbliżej tego osiągnięcia był Dawid Kubacki, który w drugim konkursie w Engelbergu, ostatnim przed 72. Turniejem Czterech Skoczni, był 14. Trudno jednak ten wynik rozpatrywać w kategoriach sukcesu, zwłaszcza biorąc pod uwagę poprzedni sezon, w którym Kubacki regularnie stawał na podium, a przed TCS miał już na koncie cztery pucharowe zwycięstwa.

Teraz taki wynik to tylko marzenie. Ciężko być optymistą przed niemiecko-austriackimi zawodami po tym, co w pierwszej części sezonu pokazali Polacy. Jeśli jednak szukać gdzieś światła w ciemnym tunelu, to jest nią statystyka z sezonu 2019/2020, w którym to Kubacki osiągnął jeden ze swoich największych sukcesów w karierze - wygrał Turniej Czterech Skoczni.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu

Przed jego rozpoczęciem mało kto jednak zakładał, że Polak może włączyć się do walki o końcowe trofeum. To "zasługa" przede wszystkim wyników mistrza świata w Engelbergu, czyli w konkursach będących generalnym sprawdzianem formy dla światowej czołówki przed TCS.

Cztery lata temu w Szwajcarii, w co trudno uwierzyć przy obecnym kryzysie, Kubacki wypadł jeszcze gorzej niż ostatnio. W sobotnich zmaganiach zajął tylko 22. miejsce, a dzień później odpadł już po pierwszej serii, będąc dopiero 47.

Zresztą cała pierwsza część tamtego sezonu nie była dla Kubackiego udana. Co prawda był w najlepszej dziesiątce, ale tylko dwukrotnie: 5. w Wiśle i 7. w Niżnym Tagile. Poza tym zajmował tylko miejsca w połowie drugiej dziesiątki. Przy takich rezultatach, tak samo jak teraz, trudno był jednak doświadczonego Polaka upatrywać w gronie kandydatów do wygrania Złotego Orła.

Tymczasem po kilku dniach przerwy kibice oglądali na niemieckich i austriackich skoczniach zupełnie inną, lepszą wersję Dawida Kubackiego. Polak zaczął od 3. miejsca w Oberstdorfie i Ga-Pa. W Innsbrucku, w trudnym przez warunki wietrzne konkursie, zajął 2. pozycję i objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej TCS. W Bischofshofen nie dał już sobie odebrać wygranej. Triumfował w konkursie i w całych zawodach.

Cztery lata później pierwsza część sezonu także kompletnie nie ułożyła się po myśli Kubackiego. Niedzielny konkurs w Engelbergu był jednak zwiastunem, że coś drgnęło. Czy na tyle, by powtórzyła się sytuacja sprzed czterech lat? Taki scenariusz jest mało realny, ale jeśli gdzieś upatrywać chociaż cienia nadziei na udany TCS w wykonaniu Biało-Czerwonych, to właśnie na tej historii z Dawidem Kubackim.

Na razie jednak kibice nerwowo czekają, czy 33-latek w ogóle pojedzie na turniej. Tuż przed świętami Kubacki dostał wysokiej gorączki (prawdopodobnie grypa) i trwa wyścig z czasem, by Polak mógł wziąć udział w niemiecko-austriackich zawodach. Turniej rozpocznie się w czwartek 28 grudnia w Oberstdorfie.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty