Miał 21 lat i mówili o nim wszyscy. Później jego świat się zawalił

Getty Images / Stanko Gruden/Agence Zoom / Na zdjęciu: Thomas Diethart
Getty Images / Stanko Gruden/Agence Zoom / Na zdjęciu: Thomas Diethart

Gdy w sezonie 2013/14 niespodziewanie Thomas Diethart wygrał 62. Turniej Czterech Skoczni zrobiło się o nim bardzo głośno. Znalazła się jednak przeszkoda, która nie pozwoliła mu wykorzystać trampoliny do wielkiej kariery.

Czy przykre historie są nowością w skokach narciarskich? Oczywiście, że nie. Te spotykają rzeszę zawodników, która decyduje się na wykonywanie ryzykownego sportu. Jedna nieudana próba może nie tylko zniszczyć całą karierę, ale nawet życie.

Historia Thomas Diethart idealnie pokazuje, jak mocny wpływ na skoczków mają kontuzje. Gdyby te nie trapiły obecnie 31-latka kto wie, w jakim byłby teraz miejscu. Zwłaszcza, gdy w sezonie 2013/14 zrobił coś niebywałego, o czym świat nie zapomina do teraz.

Niespodziewanie wszedł do elity "z buta" 

Konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich w Innsbrucku w sezonie 2010/2011. W obsadzie Austriaków znajduje się do tej pory anonimowa postać, a mianowicie 18-letni Diethart. Debiut ma już za sobą, ale udanych wyników próżno szukać.

ZOBACZ WIDEO: Zdjęcia wrzucili do sieci. Zobacz, gdzie Ronaldo zabrał swoją ukochaną

Tymczasem ten popisał się próbą, która zagwarantowała mu występ w serii finałowej. Już wtedy stało się jasne, że będzie to jego najlepszy występ w karierze. Wszystko z uwagi na to, że za 28. miejsce do klasyfikacji generalnej dopisano mu trzy punkty.

Jednak kolejne zmagania nie pokazały, że Diethart może być wielkim austriackim talentem. Próżno było szukać udanych występów z jego strony. Mogło się wydawać, że ten już po prostu przepadł.

Przecierali oczy ze zdumienia

Początek sezonu 2013/2014, a na liście startowej PŚ w skokach narciarskich brak nazwiska Dietharta. Zmieniło się to jednak tuż przed świętami, a konkretnie w momencie, gdy skoczkowie udali się do niemieckiego Engelbergu.

Wówczas austriacki szkoleniowiec zabrał ze sobą obecnego 31-latka, a to nie wszystko, bo nawet dał mu szansę. I była to chyba jedna z lepszych decyzji, ponieważ Diethart najprawdopodobniej przeżył jeden z najlepszych momentów kariery.

Wykorzystał zaufanie trenera i odpłacił się w najlepszy możliwy sposób. W pierwszym konkursie uplasował się tuż za podium. Gorzej poradził sobie w kolejnym, kiedy to sklasyfikowano go na 6. miejscu. Mimo to zapracował na występ w 62. Turnieju Czterech Skoczni.

Zmagania w prestiżowym cyklu rozpoczął w najlepszy możliwy sposób, osiągając życiowy sukces. Podczas rywalizacji w Oberstdorfie sklasyfikowano go na 3. miejscu, co było jego najlepszym wynikiem w historii. Od razu wzbudził zainteresowanie światowych mediów.

Diethart poszedł za ciosem w TCS. Po niemieckiej części był liderem, bo w Garmisch-Partenkirchen zdeklasował przeciwników. Kto by pomyślał, że pierwsze miejsce będzie zajmował inny austriacki skoczek niż Gregor Schlierenzauer, Thomas Morgenstern czy Andreas Kofler.

Powiedzenie "szczęście sprzyja lepszym" miało idealne odzwierciedlenie do wydarzeń w Innsbrucku. Po pierwszej serii 21-latek zajmował 5. miejsce, ale niewiele to zmieniało w klasyfikacji generalnej. Ostatecznie poniósł minimalną stratę z uwagi na to, że zawodnicy nie mieli możliwości oddać drugich skoków.

Tym samym przed konkursem w Bischofshofen pytanie było jedno. Czy mający jedynie 21 lat Diethart wytrzyma presję? W odpowiedzi ujrzeliśmy jego dwie próby, który dały mu pierwsze miejsce nie tylko w klasyfikacji generalnej, ale także na skoczni im. Paula Ausserleitnera. 62. Turniej Czterech Skoczni padł łupem Austriaka, na którego nikt przy zdrowym rozsądku by nie postawił.

Na trampolinę do wielkiej kariery już nie wskoczył

O tym sukcesie zrobiło się naprawdę bardzo, ale to bardzo głośno. Wróżono mu wielką karierę, bo w końcu był jeszcze młodym człowiekiem. Z kolei Austriacy mogli liczyć na to, że w ich szeregach znajduje się prawdziwa perła.

I nie brakuje pereł, które wystarczy tylko wyszlifować. Jednak inaczej było w przypadku Dietharta, który miał przed sobą trampolinę do wielkiej kariery. Tyle tylko, że nie udało mu się na nią wskoczyć.

Należy jednak powiedzieć, że trudno winić za to skoczka. Bo oczywiście, ma on duży wpływ na swoją karierę, ale równie wysoki mają także inne czynniki. Gdy jego forma w sezonie 2014/2015 spadła, nie znalazł się nikt, kto wyciągnąłby go z dołka.

A w końcu mówimy o zawodniku, który oprócz wygrania TCS zdobył jeszcze srebrny medal igrzysk olimpijskich w konkursie drużynowym. I niewiele brakowało, by na jego szyi zawisł również krążek za występ indywidualny, tyle tylko, że tam sklasyfikowano go tuż za podium.

Znaczna obniżka formy to jedno, a kontuzje to drugie. Austriak zanotował czarny początek 2016 roku. W lutym zamiast w Pucharze Świata oglądaliśmy go w Pucharze Kontynentalnym. Feralny był dla niego konkurs w Brotterode, gdzie na wskutek upadku doznał stłuczenia płuc i nerek. O poranionej twarzy aż strach wspominać, bo naprawdę szło się przerazić.

Przelało czarę goryczy

Kolejny raz stłuczenia płuc doznał w połowie 2017 roku. Upadek w Ramsau był równie fatalny, jak w Brotterode, ponieważ Diethart stracił po nim przytomność. Doszło u niego nawet do wstrząśnienia mózgu. Wielu po takich przygodach porzuciłoby skoki narciarskie i w gronie tym znalazł się właśnie ówczesny 24-latek.

- Wciąż chciałem wygrywać. Moim celem nie było to, by siadać na belce bez strachu. Powrót na szczyt zajęłoby mi mnóstwo czasu, więc jeszcze szczęśliwy ze swojej decyzji. Poczułem ulgę - wyznał po podjętej decyzji Austriak w rozmowie z mediami ze swojej ojczyzny.

Thomas Diethart bał się siadać na belce startowej (Ragnar Singsaas/Getty Images)
Thomas Diethart bał się siadać na belce startowej (Ragnar Singsaas/Getty Images)

Mimo swojej decyzji pojawił się moment w życiu, kiedy to bił się z myślami dotyczącymi powrotu do skoków narciarskich. Ostatecznie udało mu się przezwyciężyć strach i wrócił do rywalizacji, ale nie w Pucharze Świata.

Po ponad trzech latach przerwy udało mu się raz wygrać konkurs Fic Cup w Einsiedeln. Pozostałe wyniki były zdecydowanie słabsze, co przyczyniło się do ostatecznego odstawienia nart w grudniu 2021 roku.

Pozostał przy skokach

Austriak nie chciał już oddawać więcej skoków, ale nie ma problemów, by je obserwować. Jego definitywny rozbrat ze skokami narciarskimi nie sprawił, że odciął się od tego środowiska. Wręcz przeciwnie.

31-latek należy obecnie do sztabu szkoleniowego reprezentacji Austrii. Tyle tylko, że współpracuje z zawodniczkami. Jest bowiem asystentem pierwszego trenera, dzięki czemu w ostatnich latach współpracował z Haraldem Rodlauerem.

Jednak przed rozpoczęciem sezonu Rodlauer postanowił odejść ze wspomnianego stanowiska, które pełni obecnie w reprezentacji Polski. Z kolei w Austrii zastąpił go Bernhard Metzler, który przez cztery ostatnie lata był asystentem Stefana Horngacherza w niemieckiej kadrze.

Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (1)
avatar
andy_w
1.01.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nieporadnie Pan pisze, Panie Jakubie. Co to np. za zwrot "na wskutek"?