Już pierwszy konkurs w 72. Turnieju Czterech Skoczni potwierdził przewidywania, że Polaków walczących o najwyższe lokaty nie zobaczymy. Jedynym powodem do zadowolenia po inauguracji była kolejna poprawa u Kamila Stocha.
Tyle tylko, że w Garmisch-Partenkirchen 36-latek został już sklasyfikowany w trzeciej dziesiątce. Podobnie, jak reszta Polaków, czyli w tym przypadku Aleksander Zniszczoł oraz Piotr Żyła. A Dawid Kubacki? W Oberstdorfie zdołał zakwalifikować się do finałowej serii, ale tym razem ta sztuka mu się nie udała.
Ale po kwalifikacjach w Innsbrucku trzeba przyznać, że w końcu Thomas Thurnbichler miał powody do zadowolenia. Bo w tym sezonie nie było jeszcze takiej sytuacji, żeby w drugiej dziesiątce sklasyfikowano aż czterech Polaków.
ZOBACZ WIDEO: Zdjęcia wrzucili do sieci. Zobacz, gdzie Ronaldo zabrał swoją ukochaną
Oprócz naszych utytułowanych skoczków, czyli Stocha i Żyły, błysnęli także Paweł Wąsek oraz Maciej Kot. A przypomnijmy, że mowa o zawodnikach, którzy w Ga-Pa nie zdołali przejść kwalifikacji. Rzutem na taśmę do pierwszego konkursu w Austrii załapał się także Aleksander Zniszczoł, który był przedostatni.
A gdzie Kubacki? No właśnie... Warunki atmosferyczne i jego obecna forma sprawiły, że ten uzyskał jedynie 108,5 metra. Zabrakło mu jedynie 1,9 pkt., by załapać się do czołowej 50. Tym samym potwierdziła się u niego tendencja spadkowa podczas TCS, bo zanotował jeszcze słabszy występ niż poprzednie.
Po tym przełamaniu Biało-Czerwonych łaskawy nie był dla nich los, jeżeli chodzi o pary pierwszej serii. Na papierze powodów do narzekania nie ma Wąsek, bo jego przeciwnikiem będzie Valentin Foubert. Zdecydowanie gorzej wygląda to w przypadku pozostałych.
Najtrudniejsze zadanie czeka oczywiście Zniszczoła. Inaczej nie da się opisać jego pojedynku z liderem Pucharu Świata w skokach narciarskich Stefanem Kraftem. Ale tym właśnie rządzi się system TCS.
Mimo że pozostali Polacy zajęli dobre miejsca i powinni trafić na słabszych rywali, to na nasze nieszczęście nie możemy ich tak nazywać. Do rywalizacji ze Stochem przystąpi Johann Andre Forfang, Żyła zmierzy się z Piusem Paschke, natomiast rywalem Kota został sam Karl Geiger.
Cóż, łatwo nie będzie, ale z drugiej strony dla naszych skoczków to idealna okazja. Bo skoro już poprawili się w kwalifikacjach i zanotowali, przynajmniej na razie, zwyżkę formy, to teraz mają szansę to udowodnić. A dla Stocha, Żyły czy Kota pokonanie takich rywali na pewno byłoby dobrym kopem motywacyjnym, by rozkręcić się jeszcze bardziej.
Poza tym, nie ma co przywiązywać ogromnej wagi do przeciwników. Co konkurs awans do serii finałowej uzyskuje oczywiście pięciu "szczęśliwych przegranych". Więc w przypadku przegrania rywalizacji parowej, udana próba i tak może zagwarantować miejsce w czołowej 30.
W klasyfikacji generalnej TCS przewagę nad resztą stawki zbudowali Andreas Wellinger i Ryoyu Kobayashi, natomiast trzeci Stefan Kraft traci do liderującego miejsca 25,2 pkt. Jednak przed liderem PŚ idealny moment na włączenie się do walki, bowiem czekają go dwa konkursy przed własną publicznością.
Dla Krafta kwalifikacje były słodko-gorzkie. Dopiero 15. miejsce zajął Wellinger, więc jeżeli podobnie spisze się w konkursie, to Austriak będzie mógł odrobić stratę do niego. Jednak wysoką formę po przenosinach do innego kraju utrzymuje Kobayashi, a to już informacja, po której lider PŚ nie może być zadowolony. Cała trójka w Innsbrucku nie może sobie pozwolić na wpadkę, która najprawdopodobniej będzie oznaczała koniec szans na Złotego Orła.
Początek trzeciego konkursu w Innsbrucku o godzinie 13:30. Wcześniej, bo o 12:00 rozegrana zostanie seria próbna. Kompletna relacja tekstowa "na żywo" dostępna na portalu WP SportoweFakty.
Pary pierwszej serii konkursu w Innsbrucku z udziałem Polaków:
Kamil Stoch (Polska) - Johann Andre Forfang (Norwegia)
Paweł Wąsek (Polska) - Valentin Foubert (Francja)
Piotr Żyła (Polska) - Pius Paschke (Niemcy)
Maciej Kot (Polska) - Karl Geiger (Niemcy)
Aleksander Zniszczoł (Polska) - Stefan Kraft (Austria)
Komplet par I serii zmagań:
Przeczytaj także:
Kubacki nie ma wątpliwości. To miało wpływ na koszmarny skok