W tym sezonie praktycznie wszystkie oczy zwrócone są na Polaków. Rok w rok nasi skoczkowie walczyli o czołowe miejsca w Pucharze Świata w skokach narciarskich, a tymczasem w klasyfikacji generalnej żaden z Biało-Czerwonych nie znajduje się nawet w drugiej dziesiątce.
Fenomenalnie za to radzą sobie zawodnicy z Austrii oraz Niemiec. Jednak już przy pierwszych konkursach zaskoczeniem ze strony Stefana Horngachera był brak powołania dla Markus Eisenbichler. Mistrz świata z 2019 roku nie wystąpił na inauguracji po raz pierwszy od ośmiu lat, a efektem tego była słaba dyspozycja podczas krajowych mistrzostw.
Zawód nawet w "drugiej lidze"
Jednak już w poprzednim sezonie Eisenbichler, mówiąc wprost, nie błyszczał. Krytycznie na jego temat w tym sezonie wypowiadali się już zarówno Horngacher, jak i Sven Hannawald (więcej TUTAJ). Ten drugi zaczął już nawet mówić o potencjalnym zakończeniu kariery przez 32-latka. Szczególnie, że oprócz braku występu w tegorocznym PŚ, Niemiec w ostatnim konkursie Pucharu Kontynentalnego... nie awansował do finałowej serii.
ZOBACZ WIDEO: Jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Zobacz, skąd "wrzuciła" nagranie
- To są te rzeczy, które trudno wytłumaczyć. Podobny przypadek jest z Robertem Johansonem, który po poprzednim sezonie nie załapał się do kadry norweskiej. Całe lato solidnie przetrenował, jeździł po Grand Prix, kontynentalach, te jego wyniki były całkiem w porządku, po czym nie był w stanie walczyć z tą pierwszą kadrą norweską. Pojechał na Puchar Kontynentalny i w Finlandii był za Nikitą Dewjatkinem na 44. miejscu. Posypało mu się to podobnie jak u Eisenbichlera - porównał zjazd dwóch utytułowanych skoczków Jakub Kot, obecny ekspert TVN i Eurosportu.
- Wielkie nazwisko, nie załapał się do składu Niemiec, gdzie widzieliśmy jak mocną kadrę mieli na początku sezonu. W wielkiej formie Hamann, który wygrał mistrzostwa Niemiec w październiku, do tego Leyhe, Paschke, Geiger, Wellinger. Nie pojechał na kontynental od razu, niby trenował, po czym jak tam pojechał, to nawet do drugiej serii nie mógł wejść - dodał w kwestii mistrza świata z 2019 roku.
Horngacher może rozkładać ręce
Nasz rozmówca podkreśla, że pewnych rzeczy w tym sporcie nie da się wytłumaczyć. I tak właśnie jest w przypadku formy Eisenbichlera, który wpadł w dołek. I to taki, że nie może się podnieść, a oprócz tego spada jeszcze niżej.
Ponadto nie jest najlepiej na linii Horngacher-Eisenbichler. A to sprawia, że sytuacja jest jeszcze trudniejsza do poprawy, gdy trener ma problemy, żeby współpracować ze swoim podopiecznym. - To są właśnie skoki narciarskie, pewne rzeczy trudno wytłumaczyć. Nie ma mnie w kadrze Niemiec, więc nie wiem, co tam tak naprawdę się dzieje. Jedyne co można było przeczytać z różnych wywiadów, to Horngacher się żalił, że pewne rzeczy Eisenbichler lubi ukrywać, robić po swojemu i musi z nim porozmawiać. Ewidentnie, czeka ich rozmowa - podkreślił były skoczek.
Pytanie tylko, czy do niej dojdzie, skoro za nami pierwsza z trzech części sezonu, a obie strony wciąż nie znalazły wspólnego języka. A to w kwestii 32-latka powinno leżeć, by zgłosił się po rady do szkoleniowca, bo jego obecna forma nie jest problemem dla Niemców, których kadra spisuje się wyśmienicie.
Zbliża się koniec kariery?
Wspomniane słowa Hannawalda nie wydają się oderwane od rzeczywistości. Z uwagi na obecne wyniki Eisenbichler na pewno jeszcze bardziej opada z sił i niewykluczone, że trudno będzie zaobserwować u niego poprawę.
Biorąc pod uwagę jego charakter, ciężko przypuszczać, że postanowi poszukać każdej możliwej pomocy. Przez co może zdarzyć się, że w końcu Eisenbichler powie "dość".
- Nie wiem, jaka przyszłość czeka Eisenbichlera. Natomiast jest to bardzo ciekawe, w którą stronę się to potoczy. Niewykluczone, że będzie zmuszony zakończyć karierę, bo mistrzowi takie wyniki nie sprawiają przyjemności. Albo coś drgnie, ruszy i będzie w stanie wrócić za miesiąc do kadry Horngachera i walczyć z drużyną - żadnej z opcji nie wykluczył Kot.
Nasz rozmówca przypomniał także, co spotkało rodaka mistrza świata w tym sezonie. - To trudna sytuacja, ale różne bywają kariery skoczków. Pius Paschke pokazuje, że w wieku 33 lat można dopiero pierwszy raz stanąć na podium i wygrać konkurs Pucharu Świata. Deschwanden też w końcu odpalił. Wracając do Paschke, to on skakał w kontynentalu, FIS Cupie, był miernym, średnim skoczkiem, ale nagle zaczął skakać lepiej. Przyjechał na Puchar Świata i stanął na podium w Ruce, a potem wygrał w Engelbergu. Teoretycznie to się nie powinno zdarzyć, ale się zdarzyło - podkreślił.
- Ja bym nie skreślał Eisenbichlera mówiąc, że już na pewno się nie podniesie. Natomiast na pewno ciężka praca przed nim, żeby wrócić na jakikolwiek poziom, dostać się do PŚ, bo Niemcy mają mocną kadrę i zaplecze - dodał.
"Mamy też u nas"
Kot nie ma wątpliwości, że podobna sytuacja ma również miejsce w polskiej kadrze. Mimo że trójka naszych czołowych skoczków w ostatnich sezonach, czyli Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Piotr Żyła z roku na rok jest coraz starsza, wciąż Thomas Thurnbichler nie chce rezygnować z żadnego z nich.
- To jest taki przykład jak powiedzmy mamy też u nas. Nazwiska peselem starsze, ale też nie sposób kogoś wyrzucić i skreślić, bo w każdej chwili może zaskoczyć - stwierdził na zakończenie 33-latek.
Eisenbichlera na pewno nie zobaczymy w akcji podczas PolSKI Tour Pucharu Świata. Po ostatnim słabym wyniku nie miał żadnej szansy, by załapać się do kadry narodowej.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty