"Oj" - krzyknęli nagle kibice, gdy tuż po wyjściu z progu rozhuśtało w powietrzu sylwetką Dawida Kubackiego. Polak nie dość, że uratował się przed upadkiem, to jeszcze osiągnął dobrą odległość. Skok na 98,5 metra pozwolił mu objąć prowadzenie.
- Wiatr machał mi nartami. Trafiłem na bardzo mocny przeciąg z boku, który naprawdę potrafi przeszkodzić. Było blisko upadku, ale udało mi się sytuację opanować i jeszcze na tyle ustabilizować lot, by wylądować telemarkiem i nawet wyjść na prowadzenie - podkreślił już po decyzji o odwołaniu zawodów Kubacki.
Triumfator Turnieju Czterech Skoczni miał czego żałować. W momencie podjęcia decyzji o zakończeniu konkursu po 40 skokach i anulowaniu wyników, to właśnie Polak prowadził.
- Oczywiście szkoda, że przerwali. Miałbym najlepszy wynik w tym sezonie. Zdrowie zawodników jest jednak najważniejsze - podkreślił skoczek. - Taki to jest sport. To nie pierwsza i ostatnia tego typu sytuacja. Czasami jest jeszcze bardziej ekstremalnie - dodał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!
O ile z odległości uzyskiwanych przez skoczków przy tak zmiennym wietrze nie można wyciągnąć żadnych wniosków, o tyle można ocenić techniczną jakość wykonania skoków. W tym aspekcie słowa Kubackiego mogą napawać optymizmem.
- Same moje skoki były w porządku. Na pewno widać u mnie postęp. Była energia i chciało to lecieć. Mimo że miałem duże problemy w powietrzu przez wiatr i tak odleciałem, i to mnie napawa optymizmem - zwrócił uwagę.
W czwartek drugi dzień przerwy w PolSKIm Turnieju. Od piątku skoczkowie będą rywalizować w Zakopanem, gdzie zaplanowano kwalifikacje (piątek, godz. 18:00), konkurs drużynowy (sobota, godz. 16:00) i zmagania indywidualne (niedziela, godz. 16:00).
Ze Szczyrku Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty