Musimy pogodzić się z jednym: w tym sezonie ciężko będzie nawet o pojedyncze sukcesy naszych dotychczasowych liderów kadry. Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła nadal są dalecy od optymalnej formy. Nawet jak jednego dnia pojawi się u nich światełko w tunelu, to kolejnego znów skaczą słabo.
Najlepszy przykład to Dawid Kubacki. Przecież w piątek w Zakopanem mistrz świata był najlepszym z Biało-Czerwonych. Skakał tak dobrze, że w ciemno można było zakładać, że będzie liderem kadry w drużynówce, a dzień później powalczy o miejsce w TOP10 konkursu indywidualnego. Minęły niespełna 24 godziny i Kubacki był cieniem samego siebie. W zmaganiach zespołowych skakał o wiele słabiej niż dzień wcześniej.
I z taką sytuacją mieliśmy w tym sezonie do czynienia także w przypadku Kamila Stocha i Piotra Żyły. Stabilizacja na wysokim poziomie, to na razie coś nieosiągalnego dla naszych najbardziej doświadczonych skoczków. A to podstawa, żeby myśleć o sukcesach w Pucharze Świata, zwłaszcza w sezonie stojącym na tak kosmicznym poziomie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie jest żart. Tak trenują polscy skoczkowie
Przy takiej formie liderów wydawać by się mogło, że nic dobrego polskie skoki w tym sezonie już nie spotka. Wcale nie musi tak być, bowiem dwaj młodsi nasi reprezentanci zaczynają pokazywać to, czego brakuje liderom - stabilizacja na wysokim poziomie. W sobotę z podziwem można było patrzeć na skoki 24-letniego Pawła Wąska i o pięć lat starszego Aleksandra Zniszczoła.
Rok temu nikt by o tym nawet nie pomyślał, ale to właśnie dzięki tej młodszej dwójce w sobotę w Zakopanem Polacy nagle zaczęli liczyć się w walce o podium. I żeby sprawili sensację zabrakło po prostu lepszych skoków Stocha oraz Kubackiego. Wąsek i Zniszczoł nie tylko zrobili swoje. Skakali na poziomie światowej czołówki.
Można było mieć obawy, gdy w piątkowy wieczór Thomas Thurnbichler odstawił od składu na drużynówkę Piotra Żyłę i znalazł miejsce w reprezentacji zarówno dla Wąska jak i Zniszczoła. Austriak zaryzykował, chcąc też pokazać, że nasze skoki mogą przetrwać nawet bez jednego z wieloletnich liderów. I Thurnbichler tą decyzją wygrał. Wąsek oraz Zniszczoł pokazali, że nie tylko nie zawalają skoków przy drużynowej presji, ale wreszcie są motorem napędowym tej kadry.
Niewykluczone, że jeszcze i w tym sezonie obaj przyniosą nam sporo radości. U obu widać wyraźny wzrost formy od połowy Turnieju Czterech Skoczni. I co ważne, nie mają takich wahań jak bardziej doświadczeni skoczkowie. Krok po kroku są coraz lepsi, a w sobotę skakali już tak, że takich prób jak 134 metry Wąska i 138 metrów Zniszczoła nie powstydziliby się najlepsi.
Oczywiście w skokach nie ma pewności, nikt nie zagwarantuje, że dalej w tym sezonie Wąsek i Zniszczoł będą robić postępy. Dzięki tej dwójce przynajmniej jest jednak nadzieja, że druga część sezonu, w której nie zabraknie wielu konkursów Pucharu Świata, nie jest jeszcze stracona.
Z Zakopanego Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty