Sympatycy skoków narciarskich przywykli już do licznych kontrowersji na przekroju poszczególnych sezonów. W minionym roku kilkukrotnie krytykowano postawę sędziów, którzy zdaniem wielu nierzadko potrafili zawyżać noty wyłącznie za renomę. Niedawno poruszono także problem faworyzowania niektórych nacji, w związku z brakiem torów lodowych na obiekcie w Willingen.
Tym razem głośno zrobiło się o skandalu w Sapporo. Przez wpadkę organizatorów tuż po zakończeniu niedzielnej rywalizacji podium odebrano Manuelowi Fettnerowi. Powód? Brak doliczonej rekompensaty za obniżony rozbieg dla sześciu ostatnich skoczków (więcej -> TUTAJ).
- Za takie sytuacje nie można winić Sandro Pertile. To nie jest człowiek, który odpowiada za wszystko. FIS składa się z wielu ludzi. W trakcie konkursu każdy ma określone zadania. Dodatkowo należy brać pod uwagę ewentualne błędy systemu. Jeśli ten się zawiesi, co się zdarza, bo złośliwość rzeczy martwych nie jest niczym niespotykanym, trudno piętnować za ten fakt dyrektora PŚ. Sytuacja w Sapporo była nieprzyjemna i nie pierwsza tego typu w zawodach wysokiej rangi, bo podobna zaistniała w mistrzostwach świata juniorów, niemniej nie wiadomo, co dokładnie zawiodło - mówi ekspert Eurosportu Jakub Kot w rozmowie z WP SportoweFakty.
Co z przyszłością Pertile?
Na początku sezonu debatowano także nad zmniejszeniem kwot krajowych dla czołowych nacji. - Wybuchła burza, a rzeczywistość wszystko zweryfikowała. Nikt dziś nie powie, że to była zła decyzja. Dzięki niej do głosu dochodzą inni reprezentanci, z krajów tak zwanego drugiego garnituru. Świetnym rozwiązaniem okazało się wprowadzenie konkursu duetów. Spójrzmy na Włochów, którzy zajęli piąte miejsce w tego typu rywalizacji. Skoki potrzebują świeżości - zaznacza drużynowy brązowy medalista mistrzostw świata juniorów z 2009 roku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie uwierzysz. Sochan pokazał, co jadł przed meczem
- Fala krytyki, która spadła na Pertile jest nieuzasadniona. Być może nie wszystko w FIS-ie działa idealnie, a pewne decyzje mogą dziwić, co jednak nie oznacza, że każda rzecz bez wyjątku została zrobiona źle. Chętnie porozmawiałbym z ludźmi, którzy twierdzą, że należy zmienić dyrektora Pucharu Świata. W takim razie gdzie szukać następcy? Uważam, że taki ruch nie ma najmniejszego sensu - dodaje.
"Nie może być równych i równiejszych"
Ekspert odniósł się również do kwestii braku torów lodowych w niektórych ośrodkach. Choć FIS takowych wymaga, nie brakuje skoczni, które mimo ich braku otrzymują licencję na organizowanie zawodów Pucharu Świata. - Tu brak konsekwencji jest widoczny i faktycznie to się nie powinno wydarzyć. Nie może być równych i równiejszych. Rozumiem, dlaczego pewne ośrodki nie kwapią się, by zainwestować niemałe pieniądze w ten element modernizacji obiektu. Wolą przeznaczyć te środki na atrakcje turystyczne albo lepszą oprawę wydarzeń. Niemniej FIS powinien w tej sytuacji powiedzieć: rozumiemy was, ale wymogi trzeba spełnić - przyznaje nasz rozmówca.
- Wprawdzie ostatnio brak torów lodowych w Willingen ułatwił przeprowadzenie zawodów w ulewie, bo za sprawą tych naturalnych można było lepiej odprowadzić wodę, nawiercając odpływy. FIS zdaje sobie również sprawę, że niektóre kraje organizują wiele konkursów i idą im na rękę. Przepisy są jednak przepisami. Trzeba egzekwować dostosowanie się do przepisów od wszystkich - podsumowuje Jakub Kot.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Zniszczoł zrobi to co mistrz świata?
- Powrót do kadry. Trener zmienił decyzję