Zawody w Vikersund zapowiadały się nietypowo. Rywalizacja została podzielona na trzy serie. W pierwszej wzięło udział trzydziestu skoczków, w drugiej dwudziestu, a w trzeciej już tylko dziesięciu. Wszystko przez niekorzystne warunki atmosferyczne, które uniemożliwiły rozegranie sobotnich zmagań.
Po raz kolejny w tym sezonie nie obyło się bez kontrowersji. Organizatorzy nie mogli się zdecydować na sposób sporządzenia listy startowej. Choć teoretycznie główni bohaterowie powinni pojawiać się na belce według miejsc zajmowanych w cyklu Raw Air, druga seria okazał się myląca, bowiem decydowały inne kryteria.
- Trudno mi w ogóle powiedzieć coś sensownego na ten temat. Taki konkurs nie powinien się odbyć. Eksperci i dziennikarze, a być może sami zawodnicy, mogli poczuć się zdezorientowani, co dopiero kibice, którzy oglądają skoki raz na pół roku. Panował jeden wielki organizacyjny chaos. To się nie powinno wydarzyć. FIS ponownie zaskoczyła. Bynajmniej nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu - mówi wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego Rafał Kot w rozmowie z WP SportoweFakty.
Grzmi i mówi o absurdzie
We znaki dały się także warunki atmosferyczne, który utrudniały życie skoczkom. - Na to nic nie poradzimy. Nie zazdroszczę sędziom. Oni odpowiadają za zdrowie zawodników i muszą dopełnić wszelkich starań, by stworzyć jak najbezpieczniejsze warunki. Arbitrów zostawiłbym w spokoju - kontynuuje działacz.
ZOBACZ WIDEO: "Inspiracja". Tak polska gwiazda trenuje miesiąc po porodzie
Ekspert nie kryje oburzenia z innego powodu, a konkretnie samej procedury weryfikacji sprzętu. - Jak można dopuścić do sytuacji, w której skoczek oddaje jedną próbę i rzekomo spełnia normy, nie zmienia kombinezonu i po drugiej zostaje zdyskwalifikowany. Przecież to jest chore. FIS strzela sobie w plecy i po piętach. W plecy, ze względu na nieprecyzyjne kontrole, po piętach z tytułu dziwnych, nielogicznych decyzji. Absurd w tej dyscyplinie nie jest niczym niespotykanym. Wielka szkoda - przyznaje Kot.
"Zajmijmy się tym, co trzeba"
Zaskakujących ruchów nie brakuje. Pięć lat temu zaczęto poważnie myśleć nad osłonięciem rozbiegu Wielkiej Krokwi specjalnym tunelem. Tymczasem choćby w Willingen nadal nie ma niezbędnych torów lodowych, co równocześnie nie przeszkadza, by obiekt otrzymał licencję na rozgrywanie konkursów Pucharu Świata.
- Zajmujemy się nieistotnymi fanaberiami, zamiast tym, co trzeba. Jaki tunel, pytam się po co? Warto zacząć od tego, że w skokach narciarskich są równi i równiejsi. Regulamin powinien być jednakowy dla wszystkich. Gdyby w Polsce zabrakło torów lodowych, obiekt nie zostałby dopuszczony do użytku. Gdy taka sytuacja ma miejsce w Niemczech, już wszystko jest w porządku. Co sezon kibice otrzymują kolejną dawkę "atrakcji". Dyscyplina powinna być czytelna i popularyzowana. Tymczasem nierzadko dostajemy antyreklamę. Nie możemy być bierni. O pewnych kwestiach należy mówić głośno - podsumowuje Rafał Kot.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Ekspert grzmi ws. polskiej kadry. "Źle o niej świadczy"
- Thomas Thurnbichler winny niepowodzeniom Dawida Kubackiego. "To się nie powinno zdarzyć"